sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 8

Dziwnie było się obudzić przez dzwoniący telefon, a nie Allison skakającą po łóżku.
Przekręciłem się na drugą stronę i jak zawsze zobaczyłem Ally przytuloną do mojego ramienia, pocałowałem ją w policzek i odrzuciłem połączenie.
Ktokolwiek by nie dzwoni, może zaczekać nie chcę jej obudzić.
Allison zakaszlała we śnie, a ja zdałem sobie sprawę jak bardzo czerwone są jej policzki.
Zmarszczyłem brwi, usiadłem i położyłem rękę na jej czole, które było strasznie rozpalone.
- Ally? - mruknąłem cicho. - Skarbie.
Nienawidzę jej budzić.
- Allison, kochanie.
Westchnęła i kaszlnęła.
- Dobrze się czujesz? - zapytałem.
Jej policzki płonęły ogniem, a kiedy otworzyła oczy byłe całe we łzach.
Moje serce zamarło, natychmiast wziąłem ją na dół.
- Tato. - powiedziała w bólu i zaczęła kaszleć.
- Shhh, skarbie, wiem. - powiedziałem cicho.
Eve wyglądała na lekko zdziwioną widząc mnie tak wcześnie rano, a na dodatek niosąc chorą Ally.
Wyjąłem butelkę wody z lodówki i zaoferowałem ją małej która na mnie popatrzyła.
- Wody?
Pokręciła głową, a ja westchnąłem i położyłem ją na krześle.
- Tatusiu, jest mi gorąco! - powiedziała.
- Eve mogłabyś znajść paracetamol, kiedy będę sprawdzał jej temperaturę?
Eve kiwnęła głową.
- Oczywiście.
Ally zaczęła się trząść z zimna i nie przestała dopóki nie wziąłem ją w ramiona.
- Zapomniałem termometru. - mruknąłem do niej, kiedy zamykała oczy.
Zmoczyłem ręcznik w zimnej wodzie.
- Tatusiu. - powiedziała cicho.
Związałem jej włosy w jakiś rodzaj niechlujnego koka i położyłem na jej czole ręcznik.
Usiadłem, a Ally położyła się na moich nogach.
- Kochanie, Eve zaraz przyniesie jakieś lekarstwo to poczujesz się lepiej, dobrze?
Kiwnęła głową, a ja westchnąłem i przyciągnąłem ją bliżej siebie. Poprawiłem ręcznik na jej głowie, a ona natychmiast zasnęła.
Moja biedna córka jest chora i jeszcze ma ten jebany usztywniacz na nodze.
Ściągnę to.
I tak już niedługo nie będzie w tym chodzić.
- Proszę, sir. - Eve, podała mi łyżeczkę z truskawkowym paracetamolem specjalnie dla Ally.
Wziąłem od niej lek i zacząłem budzić Allison.
Otworzyła lekko oczy, a ja podałem jej łyżeczkę.
Eve wróciła z wodą i Allison wzięła lek.
Zapełniłem łyżeczkę jeszcze raz, a ona pokręciła głową.
- Nie, tatusiu.
- Jeszcze jeden raz i poczujesz się lepiej.
- Nie. - pokręciła głową i schowała twarz w moją szyję.
Westchnąłem, a Eve zabrała ode mnie leki.
- Dziękuje. - powiedziałem i wziąłem od niej resztę wody.
- Napij się jeszcze. - powiedziałem cicho.
Nie ruszyła się, ale chwilę później wypiła kilka łyków, a ja pocałowałem ją w policzek.
Ręcznik spadł z jej czoła więc szybko go złapałem.
Położyłem szklankę na stoliku, a Ally ponownie ułożyła się na moim torsie. 
Wygląda na to, że dziś nie idę do pracy.
Kiedy zasnęła, położyłem ją obok siebie i wstałem.
Wykonałem kilka telefonów, żeby przesunąć bądź odwołać kilka spotkań.
Nie byłem pewny kto dzwonił do mnie rano, ale nie mam ochoty teraz oddzwaniać.
Był to jakiś zastrzeżony numer więc jeśli bardzo ten ktoś chce ze mną porozmawiać powinien zadzwonić od razu gdy zignorowałem pierwszy telefon.
Sprawdziłem co u Ally, która ciągle spała.
Moje biedne dziecko.
Siedziałem z nią przez większość czasu sprawdzając jej temperaturę i zmieniając okłady z ręcznika.
Pocałowałem ją w policzek i westchnąłem.
Jak do chuja to się stało, że jesteś chora, Allison?
Musiała to złapać gdzieś w żłobku.
- Sir, ktoś czeka przy wejściu. - powiedziała Eve.
Tak sobie leżałem i oglądałem "Nastoletnich tytanów" i nawet nie zdałem sobie sprawy, że minęło tyle czasu.
Ubrałem dresy.
Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem Nicole, przewróciłem oczami i odchyliłem się, kiedy zaczęła się patrzyć w miejsce w którym przed chwilą byłem.
- Kurwa. Która godzina? - zapytałem Eve.
- 11:30, sir. - powiedziała.
Westchnąłem i podszedłem do drzwi by je otworzyć.
Uniosła brew kiedy mnie zobaczyła i cofnęła się o krok.
- Przepraszam, nie chciałam cię obudzić, albo przeszkodzić. Chciałam tylko oddać ci klucze.
Przeczesałem włosy i zdałem sobie sprawę, że dziwnie to wyglądało.
Jej oczy wlepione były w mój nagi tors.
- Jest ok. Moja córka jest chora więc nie miałem czasu, żeby się przebrać czy coś.
Popatrzyła na mnie i podała mi klucze.
- Dzięki, więc zgaduje, że masz już swój samochód? - zapytałem i zakryłem się lekko rękami gdy zimny wiatr zawiał mocniej.
Kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Może moja nagość jest dla niej niekomfortowa.
Popatrzyłem na nią miała na sobie jeansy i skórzany żakiet. Jej ciemno brązowe włosy niemal przypomniały mi te Victorii przed dodaniem do nich kilku pasemek.
- Tak. Dziękuje ci bardzo za tatuaże... to znaczy za samochód! Przepraszam, chciałam ci tylko oddać...
Podała mi czek i butelkę wina, a ja zmarszczyłem brwi.
- Nie. Nie, nie trzeba.
- Tatusiu... - odwróciłem się i zobaczyłem Allison stojącą i pocierającą ręką oczy.
Zaczeła płakać, więc natychmiast wziąłem ją na ręce.
Popatrzyłem na czek od niej, żeby zobaczyć jak się nazywa.
Nicole Williams.
- Przepraszam powinnam już pójść. - powiedziała.
- Nicole. - stanąłem tak blisko niej, że słychać było bicie jej serca.
Oddałem jej czek.
- Nie trzeba.
- Nie, proszę. Nalegam.
- Poważnie, w porządku.
Westchnęła i wzięła go ode mnie.
Nicole uśmiechnęła się do Allison i popatrzyła na mnie.
- Czuję się źle mówiąc to przy twojej pięknej córce ale... - wzięła głęboki wdech. - Nieważne, zapomnij.
- Dziękuje za twoją pomoc. Naprawdę to doceniam. - powiedziała. - Miło było cię spotkać, Zayn.
Chyba myśli, że już nigdy się nie zobaczymy w sumie nie wiem czy chcę się jeszcze z nią kiedyś widywać.
Popatrzyłem na Ally.
- Jak tam moja księżniczko? - zapytałem i zamknąłem drzwi.
Popatrzyła na mnie, a ja wskoczyłem z powrotem na łóżko.
- Tatusiu muszę siku. - mruknęła.
Położyłem ją lekko na podłodze, a ona popatrzyła na mnie dziwnie.
Poczekałem aż skończy za drzwiami i wszedłem, żeby podnieść ja do umywalki.
- Wyglądasz trochę lepiej. Ale na pewno nie na 100% dobrze prawda?
Pokręciła głową, a ja ją podniosłem.
- Tatusiu, głowa mnie boli. - powiedziała, a jej policzki znowu nabrały koloru.
Przynajmniej zaczyna mówić. Wiem, że nie jest już tak źle.
- Chodź kochanie. - powiedziałem, a ona przytuliła się do mnie.
Wziąłem laptop i ułożyłem się koło Ally która zasypiała.
Muszę popracować nad kilkoma statystykami i wysłać emaile do Ted'a o Java Hut.
Java Hut ostatnio ma całkiem dobre obroty.
Zaczynamy budować nowe punkty nawet w USA. Pamiętam jak Ted i Victoria mówili, że to najgorszy biznes w jaki się mogłem pchać, a teraz co?
Zamknąłem niepotrzebne programy i ukazał mi się pulpit ze zdjęciem Victorii.
Popatrzyłem na moją obrączkę i na Ally leżącą obok mnie.
Westchnąłem i sięgnąłem po telefon by zadzwonić do Daniel'a.
- Tutaj Daniel.
- Siema stary, tu Zayn. - powiedziałem.
- Panie Malik, kupa czasu co tam?
- Dobrze, przepraszam że tak rzadko dzwonię, ale czy mogę cię prosić o przysługę?
Wiem, że się zgodzi ponieważ pieniądze które przelewam na jego konto zawsze go przekonują.
Jest jedyną osobą którą znam i ufam która zrobi coś porządnie.
- Oczywiście, oczywiście, co tylko chcesz.

//

- Tatusiu, tatusiu!
Poczułem dłoń uderzającą o mój tors i obudziłem się.
- Tatusiu twój telefon dzwoni.
- Huh? - mruknąłem, wziąłem telefon i popatrzyłem na Ally. - Lepiej się czujesz?
Jej policzki dalej były różowe ale już mniej.
Sprawdziłem godzinę.
9:30.
Już wieczór.
- Dalej jest ci gorąco?
Pokręciła głową.
- Jesteś głodna? - zapytałem.
Kiwnęła głową, a ja wyszedłem z łóżka.
- Wstawaj, tata zrobi ci twoje ulubione jedzenie.
- Podnieś, tatusiu. - powiedziała, a ja zdałem sobie sprawę że nie może poprawnie chodzić w tym usztywniaczu.
Podniosłem ją i posadziłem na stołku w kuchni.
Włożyłem do mikrofalówki makaron z serem.
Oddzwoniłem do Daniel'a.
- Przepraszam, sir nie chciałem cię obudzić.
Wyciągnąłem pudełko z mikrofalówki..
- Ok, nic się nie stało. Znalazłeś coś? - zapytałem.
Wyciągnąłem jedzenie z opakowania i rozłożyłem na talerzu, następnie włożyłem do podgrzania na jeszcze trzydzieści sekund.
- Chcesz, żebym wysłał ci to emailem?
- Proszę. - kiwnąłem głową jakby mógł to zobaczyć.
- Bądź ostrożna jest gorące, Ally. - powiedziałem i położyłem przed nią talerz.
- Dziękuje! - uśmiechnęła się i zaczęła powoli jeść.
- Pogadamy później Daniel. - powiedziałem i rozłączyłem się.
Podszedłem do Allison i pocałowałem ją w pliczek.
- Dobrze się czujesz?
Kiwnęła głową. Jeszcze raz związałem jej włosy by nie przeszkadzały jej w jedzeniu.
Zauważyłem, że kiedy jest chora to prawie nic nie mówi. To coś czym mogę się sugerować w przyszłości jeśli coś jej będzie dolegać.
Kiedy skoczyła poszliśmy na kanapę, była strasznie rozbudzona co wcale mnie nie zdziwiło skoro spała cały dzień.

//

- Sir?
Zmarszczyłem brwi.
- Sir?
Otworzyłem oczy i zobaczyłem Eve.
Moja szyja bolała więc trochę ją rozmasowałem, kiedy Eve patrzyła na mnie.
Allison leżała obok mnie, a kanał z bajkami był nadal włączony.
- Tak? - zapytałem.
- Pan Blackwood jest tutaj. - powiedziała i James wszedł do środka.
- Woah. Przypomnij mi, żeby nie pukać twojej siostry. - powiedział i usiadł obok mnie.
Jebnę go kiedyś.
- Oglądasz kanał dla dzieci?
- Allison była wczoraj chora. - powiedziałem. - Całą noc była na nogach.
- Super. - powiedział, a ja popatrzyłem na niego zdziwiony. - Więc, jak tam?
- Chujowo, James.
- Super. - powiedział ponownie.
- Jesteś zryty i zachowujesz się dziwnie. - przewróciłem oczami.
Wzruszył ramionami.
- Czemu?
- Nie rzucasz żadnymi żartami? - powiedziałem. - Co się stało? Wyrzuć to z siebie?
Westchnął, a ja usiadłem.
- Stary, boję się zapytać twojego ojca. - powiedział.
- Zapytać mojego ojca? O co?
Nic nie powiedział, a ja zmarszczyłem brwi.
O co on będzie pytał ojca?
Wtedy to do mnie doszło.
- Chcesz się oświadczyć? - zapytałem cicho.
Kiwnął głową.
- Potrzebuje twojej pomocy, stary.
- Wiem, że Waliyha nie praktykuje dokładnie naszej religii... - zrobiłem pauzę, kiedy zauważyłem nadzieje w jego oczach.
Zamknąłem oczy i schowałem twarz w dłoniach.
- Nie martw się ojcem, ani tym co powie. Zajęło mu 10 lat, żeby mi wybaczyć. - splunąłem.
- Twój ojciec już mnie nienawidzi.
Wzruszyłem ramionami.
- Więc, co ci szkodzi skoro już cię nie lubi?
Zmarszczył brwi i popatrzył na Allison, która spała obok mnie.
- On zabije mnie kiedy będę spał.
Co za pojeb.
- Kochasz moją siostrę? - popatrzyłem na niego.
- Tak.
Kaszlnąłem.
- Więc, zrób co do ciebie zależy. Może nie jesteś muzułmaninem ale...
- To jest ten problem. Twój ojciec skreśla mnie, ponieważ nie jestem muzułmaninem. - westchnął.
Uniosłem brew.
- Przejdź na naszą religię jeśli się boisz. - powiedziałem.
Pokręcił głową.
- Nie, jest ok.
Uśmiechnąłem się i zacząłem bawić się włosami Ally.
- Masz moje błogosławieństwo, stary. - powiedziałem.
- Serio?
Kiwnąłem głową i popatrzyłem na Allison, która wstała.
- Tatusiu...
- Dzień dobry, skarbie. - mruknąłem.
- Czujesz się lepiej?
Kiwnęła głową i popatrzyła na James'a.
- Wujek James! - uśmiechnęła się i zaczęła przeze mnie przechodzić by przytulić James'a.
Przytulił ją i uśmiechnął się.
- Jak tam moja mała Ally-stein? - zapytał, kiedy sprawdziałem jej policzki i czoło.
- Zaraz wrócę. - powiedziałem.
Wstałem i ruszyłem w stronę kuchni gdzie była Eve.
- Dzień dobry, sir. - uśmiechnęła się.
- Dobry. - mruknąłem. - Mogłabyś zająć się Ally, muszę zrobić coś w gabinecie.
Kiwnęła głową.
- Oczywiście.
- Dziękuje. - ruszyłem na górę, żeby wziąć szybki prysznic i przebrać się.
Wykonałem kilka telefonów które wczoraj zignorowałem i wróciłem do James'a i Allison.
- Oh i co stało się po tym? - zapytał James.
Allison zaczęła się śmiać.
- Tatuś był zły.
James zaśmiał się.
Allison zachowuje się już tak jak zawsze ale po jej oczach można poznać, że nie jest jeszcze do końca zdrowa.
- Jak się czujesz? - zapytałem i usiadłem przy stole.
- Lepiej, tatusiu.
- Założyłem jej z powrotem usztywniacz. - powiedział James. - Powinienem już iść, Waliyha chciała z tobą porozmawiać, jest jej przykro.
- Porozmawiam z nią kiedy będę mógł. - mruknąłem.
James kiwnął głową i poczochrał moje włosy.
- Potrzebujesz strzyżenia, stary. - zaśmiał się.
Zmarszczyłem brwi i uderzyłem go w rękę.
- Tak, tak.
James pocałował w policzek Ally.
- Kocham cię, Ally-stein.
- Kocham cię, wujku James. - uśmiechnęła się.
- Kocham cię, Zayn. - powiedział słodko, a ja przewróciłem oczami.
- Do widzenia, James.
James się zaśmiał i pomachał Ally, kiedy Eve zamykała za nim drzwi.
- Tatusiu idziesz dziś zobaczyć mamusię? - zapytała.
Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na nią.
- Chcę zobaczyć mamusię?
Kiwnęła głową.
- Okej, więc pójdziemy ją zobaczyć. - uśmiechnąłem się. - Ale, najpierw tatuś musi iść do pracy, później po ciebie przyjadę zjemy coś i pójdziemy do mamy.
Ponownie kiwnęła głową, a ja zacząłem całować ją kilka razy w policzki.
Zaczęła się śmiać.
- Kocham cię, Ally.
- Kocham cię, bardziej tatusiu. - uśmiechnęła się, a ja poinformowałem Eve o planach na dzisiejszy dzień.
- Bądź grzeczna, Allison. - powiedziałem i wyszedłem z domu.
W mojej głowie pojawiła się Nicole, gdy tylko wszedłem do samochodu. 
Jej perfumy było czuć w całym aucie, pokręciłem głową i wyjechałem z podjazdu.


-----


Jest i ostatni rozdział (jak na razie) czekamy aż autorka doda nowy! A w między czasie mam do was pytanie, jeśli macie jakieś ff które chcielibyście czytać w j. polskim, a nikt go jeszcze nie tłumaczy to dajcie nam znać na TT, Wattpad'zie lub tutaj! Tymczasem kliknijcie tutaj i zobaczcie czy podoba wam się to ff, ponieważ mam już zgodę od autorki na tłumaczenie! Jeśli tak dajcie znać w komentarzu. Miłego czytania! Martyna xxx  

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 7

- Masz jakieś liny w swoim samochodzie? - zapytałem, kiedy prowadziła mnie do swojego samochodu.
Spojrzałem do tyłu na moje auto i zdałem sobie sprawę, że ominąłem jej.
Byłem tak zamyślony potrzebą pójścia do Victorii, że nie ogarnąłem nawet, że było tu inne auto.
- Oh, nie. Nie mam. Miałam nadzieję, że ty masz. - jej twarz wykrzywił delikatny grymas, kiedy na mnie spojrzała, a potem zakryła oczy dłonią, chroniąc je przed deszczem.
Uniosłem brew. Mam liny.
Ale nie do aut.
Westchnąłem i ściągnąłem kurtkę, kładąc ją na jej samochodzie.
- Wskakuj, ja popcham auto.
Uniosła brew.
Wcale nie ignorowałem faktu, że cały czas gapiła się na mój rękaw. (tatuaż)
Nie ignorowałem też faktu, że jej warga była pomiędzy jej zębami.
Przełknąłem ślinę.
- Jesteś pewien? - zapytała Nicole, a ja kiwnąłem głową.
- Tylko miej okno otwarte, żebyśmy mogli się komunikować.
- Okej. - wzruszyła ramionami, wsiadła na fotel kierowcy i uruchomiła silnik.
Popchnąłem samochód, kiedy usłyszałem, jak zwalnia hamulec ręczny.
- Dodaj gazu.
- Co?
Przewróciłem oczami.
- Powiedziałem, żebyś dodała gazu!
- A! - przyspieszyła natychmiast, a ja pchałem.
Koła gwałtownie zaczęły się obracać, pryskając na mnie błotem, przez co od razu się odsunąłem.
- Czekaj, czekaj, stop! - wyrzuciłem ręce w powietrze, a koła się zatrzymały.
Starłem błoto z rąk i podszedłem do auta od strony kierowcy, schylając się, by móc na nią spojrzeć.
- O Chryste. - otworzyła buzię ze zdumienia i zgasiła silnik.
- Taak, coś mi się nie wydaje, żeby to działało. - uśmiechnąłem się jednostronnie, ścierając z siebie tyle błota ile tylko mogłem. - Mogę cię podwieźć.
- Oh, nie, jest okej. Nie chcę być dla ciebie ciężarem.- pokręciła głową.
Przecież i tak jestem brudny!
- W porządku. - wziąłem kurtkę i poprowadziłem do mojego samochodu. - Zamknij auto, zabiorę cię do miasta, żebyś mogła zadzwonić po kogoś, kto ci pomoże, co nie?
Kiwnęła głową, pełna wdzięczności.
- Dziękuję ci bardzo!
Machnąłem na nią ręką i otworzyłem dla niej drzwi,a ona zebrała cały swój bałagan i wepchnęła go do torby.
- Dzięki. - mruknęła zawstydzona i wsiadła do auta.
Zamykając drzwi, spojrzałem na grób Victorii i przegryzłem nerwowo wargę.
Kocham cię.
Wsiadłem do auta i podkręciłem natychmiast klimę, kiedy ona drżała na siedzeniu pasażera.
- Długo tu byłaś? - zmarszczyłem czoło.
- Pół godziny. - powiedziała cicho. - Strasznie się cieszyłam, kiedy zobaczyłam twój samochód.
- Ja twojego nie widziałem, szczerze mówiąc.
Zaśmiała się.
- Ta, trochę słabo, że ten samochód jest szary. Ciężko go dojrzeć w takim deszczu.
Kiwnąłem głową.
Nie chciałam ci przeszkadzać, ale byłeś moją jedyną nadzieją.
- W porządku.- wzruszyłem ramionami.
- Tutaj zasięg jest okropny.
Hmmm, gadatliwa jest.
Kiwnąłem głową, zgadzając się z nią i uruchamiając silnik.
- Spróbujemy, jak będziemy w drodze. - powiedziałem i zdałem sobie sprawę, że mój telefon mógłby zadziałać.
Oczywiście, że zadziała. Mogę zadzwonić z każdego miejsca na tej planecie.
Wziąłem telefon z panelu, kiedy zjeżdzaliśmy w dół wzgórza.
- Spróbuj moim. - mruknąłem, podając jej telefon.
- Łoł. - mruknęła pod nosem. - MalikCell?
- Oh, ta. - wzruszyłem ramionami.
- Telefon dla bogatych kolesi. - droczyła się.
Nic nie odpowiedziałem.
- Oh, to twoja siostra? - zmarszczyła brwi.
Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na to, na co patrzyła.
- Oh, nie, to moja córka. - uśmiechnąłem się, a Nicole uniosła brew.
- Oh. - też się uśmiechnęła do mojego ekranu, a ja utkwiłem wzrok na drodze. - Piękna jest. Jak ma na imię?
- Allison? - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Ile ma lat?
Zawsze to samo pytanie. Westchnąłem.
- Cztery. Za niedługo skończy pięć.
- Sorki, nie chciałam być wścibska. - zachichotała, wpisując numer. - Kocham dzieci.
Głos odezwał się w aucie, a ja zrobiłem przepraszającą minę.
- Sory, głośnomówiący. - wzruszyłem ramionami.
Wyłączyłem bluetooth, żeby dać jej trochę prywatności, a ona się uśmiechnęła, powracając do rozmowy.
Moje oczy co chwilę przeskakiwały to na nią, to na drogę.
- Niewiarygodne. - mruknęła poirytowana. - Dzięki za telefon. - powiedziała cicho.
- Nie ma za co.
Położyła komórkę z powrotem na panelu, ale zmarszczyła czoło, kiedy ekran się zaświecił.
- Ktoś dzwoni?
- Oh. - wziąłem telefon i przycisnąłem go do ucha.
- Malik. - powiedziałem surowo, ale zdałem sobie sprawę, że to Eve.
- Przepraszam, że przeszkadzam, sir, ale pan Anderson dzwonił kilkanaście razy. Mam zablokować jego numer?
Zmarszczyłem czoło i westchnąłem.
- Uh, nie, porozmawiam z nim. Z Allison wszystko okej?
- W porządku, sir.
- Okej, już wracam. Muszę tylko kogoś podrzucić.
- Tak, sir.
- Dzięki.- rozłączyłem się i położyłem telefon z powrotem na panelu, a Nicole robiła coś na swojej komórce.
- Gdzie mieszkasz? Podrzucę cię do domu.
Nicole otworzyła szerzej oczy.
-Oh, no tak.. na Stafford.
- Blisko Piccadilly? - zapytałem.
To 17 minut drogi. Chyba jednak nie wrócę tak szybko jak miałem nadzieję.
Kiwnęła głową.
- Ale nie musisz tam jechać. Mogę złapać jakiś pociąg. I tak muszę się jeszcze gdzieś zatrzymać. Po prostu niesamowicie doceniam to, co dla mnie zrobiłeś.
Pokręciłem głową.
- Nie, jest okej. Wypróbowuję nową rzecz - staram się być miły dla ludzi.
- Oh. Jak dotąd świetnie ci idzie. - uśmiechnęła się, a mój wzrok pozostał na drodze.
Westchnąłem cicho i próbowałem zetrzeć z ramion trochę błota.
Cholera jasna. Starałem się komuś pomóc i skończyłem cały uwalony.
- Laweta już jedzie? - zapytałem.
Pokręciła głową.
- Ponoć nie mogą wysłać nikogo do piątej.
Prychnąłem i pokręciłem głową.
Skręciłem na moją ulicę, a ona skonsternowana zmarszczyła czoło.
- Nie chcę być nie miła, ale chyba źle jedziesz. - mruknęła cicho.
Zignorowałem ją. Zatrzymałem się na moim podjeździe, czując na sobie jej zdziwiony wzrok. Zabrałem swoje rzeczy i wysiadłem z auta.
Ruszyłem w stronę drzwi pasażera i je otworzyłem.
Gapiła się na mnie z konsternacją, a strach przeszedł przez jej oczy.
Zamrugałem.
- Nic ci nie zrobię. - zaśmiałem się.
Spojrzała na mnie oszołomionym wzrokiem, a mój uśmiech zniknął.
- Weź mój samochód.
- Co? - zmarszczyła czoło.
- Serio. Weź go. Mam za dużo aut. A ty chyba potrzebujesz go bardziej niż ja.
- Ale..
- Wiesz, gdzie mieszkam.
Uniosła wzrok ponad mnie i otworzyła szeroko buzię.
- O kuźwa, to twój dom?
Kiwnąłem głową, widząc, jak ruszyła dłońmi w stronę moich rąk.
- Jesteś pewien, że twoja żona nie będzie miała nic przeciwko? O mój Boże. Nie, ja nie mogę...
- W porządku. - powiedziałem ze smutkiem. - Ona... ona odeszła kilka lat temu.
Jej oczy wypełniło współczucie i smutek.
- Bardzo mi przykro.
- Ta, więc... -odchrząknąłem.
Dobry ruch. Po prostu zrzuć na nią bombę, czemu by nie.
- Po prostu go weź.
Nicole wyszła z auta, potykając się i tracąc trochę równowagę.
- Strasznie ci dziękuję. Jesteś moim aniołem. - zaśmiała się, a ja się uśmiechnąłem. - Zawdzięczam ci tyle rzeczy w tak krótkim czasie.- mruknęła cicho.
- W porządku. Nie musisz dawać mi nic w zamian.
Uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. - powiedziała cicho. - Zayn, prawda?
Wziąłem głęboki oddech i kiwnąłem głową.
- Ta.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się.
- To była przyjemność. - zamknęła drzwi, ruszając w stronę drzwi od siedzenia kierowcy.
Patrzyłem jak odjeżdża, a deszcz znów zaczął padać, więc ruszyłem szybko w stronę domu.
- Tatusiu! - usłyszałem piszczący głosik, więc rzuciłem wszystkie rzeczy, kiedy zobaczyłem, jak Allison biegnie w moją stronę.
Ominąłem jej twarz, łapiąc ją za ramiona z dystansem, żeby się nie ubrudziła.
- Fu, tatuś ma na sobie kupę. - Allison się skrzywiła, a ja się zaśmiałem.
- Tatuś musiał komuś pomóc.
Eve wyszła z salonu, a ja wstałem.
Spojrzała na brud na moim ciele, a ja wzruszyłem ramionami.
- Dziewczyna utknęła autem w błocie. - wytłumaczyłem się, a ona natychmiast zrozumiała o co chodzi. - Idę wziąć prysznic. - powiedziałem i ruszyłem w stronę schodów.
Po szybkim wykąpaniu się, moje myśli pochłonęła najpierw Victoria, a potem Nicole.
Dziwny czas, a mogłoby to być zbiegiem okoliczności.
Pokręciłem głową, wątpiąc w to. Wciąż czułem się tak samo, może odrobinę lepiej po wizycie u Victorii.
To zawsze wpływało na mnie pozytywnie.
- Tatusiu, zobacz! - Allison wpadła do pokoju i wskoczyła na łóżko, pokazując mi rysunek, który namalowała, jak mnie nie było.
Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia, co to jest.
Wyglądało jak kutas. Ale ona powiedziała, że to drzewko.
Dziwne.
Zaśmiałem się, a ona zmarszczyła czoło. Kciukiem uniosłem jej brwi.
- Kochanie, nie krzyw się. Będziesz miała zmarszczki na czółku.
- Tak jak ty, tatusiu? - zaśmiała się, a ja zmarszczyłem brwi.
- Tatuś nie ma zmarszczek.
- Tatuś ma zmarszczki. - skrzywiła się, dotykając mojego czoła, a ja chwyciłem jej policzki.
- Kocham cię, skarbie.
- Ja ciebie bardziej, tatusiu. - uśmiechnęła się, dając mi liścia w policzki i zaciskając na nich palce.
Moją twarz wykrzywił grymas, więc zabrałem jej ręce.
- Ally, idź umyj ząbki, a potem ci coś przeczytam. - uniosłem brew, a ona otworzyła szeroko buzię i pokiwała głową z podekscytowaniem.
Poszedłem z moją biegnącą córką, ziewając ze zmęczenia. Usiadłem na wannie w jej łazience.
Chwyciłem szczoteczkę i nalałem pasty na swoją szczoteczkę, a potem na jej.
Uśmiechnęła się i próbowała myć zęby tak jak ja to robię.
Pluła co trzy sekundy, więc stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli woda cały czas będzie leciała.
- Allison, nie jedz tego.
- Przepyszne! - uśmiechnęła się, a piana była dookoła jej ust.
- Allison, szczotkuj. - powiedziałem spokojnie.- Szczotkuj tak jak tatuś.
- Szczotkuję tak jak tatuś! - zmarszczyła czoło, a ja wyszczerzyłem się, wyciągając szczoteczkę z buzi.
- Tatuś ma czyste zęby? - zapytałem, pokazując jej swoje zęby, a ona kiwnęła głową, kiedy wziąłem jej szczotkę i czesałem jej włosy.
- A moje, tatusiu? - zapytała. - Tatusiu. Popatrz na mnie!
- Patrzę, kochanie. - zaśmiałem się. - Twoje ząbki są piękne i białe, księżniczko.
Zabrała mi szczotkę.
- Daj mi.
- Nie tatusiu, ja chcę.
- Ally, posłuchaj mnie.- powiedziałem cicho.
Westchnęła i skrzywiła się.
Ale uparta.
Zaśmiałem się, zamierzając związać jej włosy.
Położyłem je na jej ramieniu, a ona uśmiechnęła się i pogłaskała się po włosach, a potem chwyciła mnie za ramiona, żebym ją puścił.
- Czas na dobranockę, tatusiu!
- Idź wybrać książkę, a ja ci przeczytam.
Kiedy Allison zasnęła, wróciłem na dół, żeby wpić sok. Musiałem przejrzeć kontakty, żeby zadzwonić do Devona.
Nigdy nie chciałem mieć z nim kontaktu po tym jak wyszedł z pierdla. Nie wiem dlaczego teraz mnie naszło.
Tak czy siak, Devon nie dowie się o Allison. Nie ma prawa wiedzieć nic o mojej córce.
Jeśli odpokutował i zmienił się tak jak powiedział, i tak schowam przed tym Allison.
Mój palec zawisnął nad zieloną słuchawką, ale wydawało mi się, że nie jestem na to gotowy.
- Dobry wieczór, sir. - Eve uśmiechnęła się uprzejmie, a ja westchnąłem cicho.
Zawsze mnie sprawdza.
Tym bardziej po epizodzie. Jest jak druga matka.
- Wszystko ze mną w porządku, Eve.
Kiwnęła głową w zrozumieniu.
- Myślisz, że powinienem do niego zadzwonić? - zapytałem cicho. - Do Devona?
Eve zacisnęła usta.
- To pańska decyzja, sir.
- A ty co byś zrobiła?
Pokręciła głową, a ja westchnąłem.
To dało mi jeszcze więcej motywacji, żeby zadzwonić.
- Pańska matka wpadła dzisiaj z kolejną opcją.
Kolejną opcją. Czyli kolejnym zastępstwem.
Zmarszczyłem czoło, kiedy moje myśli znów wróciły do Nicole.
Dlaczego myślę o niej, skoro mi się nie spodobała?
Znów zmarszczyłem czoło w konsternacji.
- Porozmawiam z nią jutro.
Kiwnęła głową.
- Dziękuję za opiekę nad Allison, kiedy mnie nie było.
Eve się uśmiechnęła.
- Nie ma problemu, sir.
_________

Sory za poślizg, ale taki zapierdziel mam, że to kosmos.
Ja pitole, to mój ostatni rozdział ever, co ja mam ze sobą począć?
Za tydzień Martyna doda ostatni rozdział, chyba, że coś olśni Chanel i do nas wróci.
Eniłej, miłego tygodnia!

piątek, 6 listopada 2015

Rozdział 6

- Czego chcesz?!
Devon westchnął po drugiej stronie telefonu, a ja nie zdałem sobie z tego sprawy, ale moje ręce się maniakalnie trzęsły powstrzymując mnie żebym nie rzucił telefonem na drugi koniec pokoju.
- Chciałem porozmawiać z tobą i Victorią.
Przełknąłem ślinę.
- Nigdy nie będziesz mógł porozmawiać z Victorią.
- Ale, ja...
- Nie możesz! - przerwałem mu. - Skąd masz mój numer?
- Z Malik Heritage Hotel.
Westchnąłem. Głupie pytanie.
Usłyszałem jakieś ciche głosy z dołu.
- Nie powinieneś dzwonić, Devon.
- Od kiedy przestrzegam zasady?
Było coś w jego głosie co dało mi lekkie zawahanie. Może on faktycznie się zmienił, ale nie obchodzi mnie to.
- Nie dzwoń więcej. - rozłączyłem się, ubrałem dresy i zszedłem na dół.
Przy stole zobaczyłem Waliyhe rozmawiającą z moją terapeutką. Super.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zobaczyłem Allison w kuchni kuśtykającą w stabilizatorze na nodze.
- Co do kur... - krzyknąłem i zamrugałem kilka razy na jej nogę. - Co się stało?!
Waliyha odwróciła się do mnie i wstała.
- Dzień dobry tobie też bracie.
- Tatuś! - Allison uśmiechnęła się i zaczęła iść w moją stronę. Natychmiast przestałem myśleć o swoich problemach.
Wziąłem ją na ręce, pocałowałem w policzek i zacząłem całować ją wszędzie, na co zaczęła się śmiać.
- Przestań! - powiedziała przez śmiech i pokazała na nogę. - Mam ziaziu tatusiu.
Ziaziu. Uśmiechnąłem się smutno.
- Co się stało?
- James i Ally próbowali grać w piłkę po deserze i w następnej minucie upadła, następnie zaczęła płakać i wtedy dostałeś ode mnie wiadomość. Będzie w tym chodzić jedynie przez półtorej tygodnia.
Przewróciłem oczami. Walić to. Nie można jej uchronić przed wszystkim.
- Jest ok, dopóki nadal jesteś żywa. - pocałowałem Allison w policzek i położyłem delikatnie na ziemię.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że robią stabilizatory dla dzieci.
Nie mogli tego po prostu zabandażować?
- W każdym razie, widzę że przyszłaś z moją terapeutką. - pokazałem na Dr. Calvert.
- O tak, to znaczy. Zeszłej nocy miałeś jeden ze swoich epizodów.
- Teraz jest dobrze. Nie musisz do niej dzwonić kiedy myślisz, że coś jest ze mną nie tak. - mruknąłem.
- Nie miałeś nad sobą kontroli.
Przewróciłem oczami.
- Idź już.
Zmarszczyła brwi.
- Co?
- Idź. Nie potrzebuje pomocy.
- Al...
- Idź!
Waliyha westchnęła i popatrzyła na Dr Calvert która do nas podeszła.
- Nie potrzebuje cię dzisiaj. - powiedziałem do niej, a ona kiwnęła głową w zrozumieniu.
Przeczesałem palcami włosy i popatrzyłem na Ally oglądającą telewizję.
- Allison chodź powiedzieć do widzenia ciotce. - zawołałem ją.
Ally szybko przyszła i przytuliła Wal.
- Możesz przyjść do nas kiedy tylko chcesz. - Waliyha powiedziała patrząc na mnie. - Zadzwoń kiedy poczujesz się lepiej.
Przewróciłem oczami i zamknąłem za nią drzwi.
Zacząłem poważnie martwić się nogą Ally.
- Allison nie idziesz jutro do żłobka. - popatrzyłem na nią na schodach.
- Allison?
- Shhh, tatusiu. Oglądam telewizor. - powiedziała, a ja zmarszczyłem brwi. Do czego to doszło?
- Powiedziałem, że jutro nie idziesz do żłobka. - spróbowałem ponownie.
Popatrzyła na mnie i położyła palec na ustach.
- Shhh!
Zamrugałem kilka razy i pokręciłem głową. Telefon zaczął wibrować w mojej kieszeni.
Usiadłem na krześle i odebrałem.
- Malik.
- Przysięgam....
- Pierdol się Devon.
Jezu czasami muszę sprawdzać kto do mnie dzwoni.
- Chcę tylko porozmawiać, przysięgam. Jestem inną osobą. Daj mi szansę.
Ten pojebany mężczyzna prosi mnie o wybaczenie po tym jak zgwałcił moją żonę i zabił nasze nienarodzone dziecko.
Miał bym teraz dwie małe Victorie latające po domu.
Przygryzłem wargę.
- Oczekujesz, że wybaczę ci po tym wszystkim co zrobiłeś?! Miałeś swoja szansę. Straciłeś ją dawno temu.
- Przysięgam, że się zmieniłem. - wymamrotał. - Przeszedłem trudny okres w więzieniu. Jestem szczęściarzem że wyszedłem stamtąd żywy.
- Jesteś szczęściarzem że dalej żyjesz! - powiedziałem przez zęby.
Moja żona która dawała mi światło w moim życiu musiała umrzeć, a ten skurwysyn dalej żyje!
Pokręciłem głową.
-  Proszę. Jeśli tylko mógłbym porozmawiać z tobą i Tori. To sprawi, że poczuję się lepiej. Usłyszysz mnie raz i  przysięgam że zniknę.
- Nie możesz z nią rozmawiać. - powiedziałem.
Westchnął.
- Proszę.
- Nie. Nie możesz z nią porozmawiać. Nigdy.
- Muszę! - dalej naciskał, a mój gniew zaczął wzrastać. - Proszę!
- Powiedziałem, że nie możesz! - odpowiedziałem.
- Czemu nie?!
- Ponieważ ona nie żyje! Umarła, Devon! - powiedziałem po czym się rozłączyłem.
Moje ręce się trzęsły, a w oczach pojawiły się łzy którym nie pozwoliłem wypłynąć.
Ja pierdole, kurwa!
- Tatusiu? - usłyszałem słodki głos i zobaczyłem przed sobą Ally. - Nie bądź zły. Jest dobrze. - uśmiechnęła się.
- Idź oglądać telewizję, skarbie. - powiedziałem cicho.
Kiwnęła głową i uderzyła mnie lekko w kolano po czym odeszła.
Jezu tak bardzo mi ją przypomina.
Wstałem z krzesła.
Eve przyszła do kuchni i uśmiechnęła się do mnie.
- Nic mi nie jest. - powiedziałem zanim zdążyła otworzyć usta.
Westchnęła i kiwnęła głową kiedy ją ominąłem.
Nie potrzebuje pocieszania. Jest już tak źle, że dostaje je od mojej cztero letniej córki.
- Chciałbyś coś do jedzenia? - Eve zapytała, a ja pokręciłem głową.
- Nie. Przypilnuj za mnie Allison, idę się przebrać.
Zgodziła się i ruszyła w stronę salonu a ja do góry.
Wziąłem gorący prysznic, owinąłem biodra ręcznikiem i sprawdziłem telefon żeby zobaczyć tam wiadomość od Devon'a.
"Nie wiedziałem. Przykro mi, że ją straciłeś."
Rzuciłem telefonem o płytki i popatrzyłem w lustro na swoje okropne odbicie.
Trzęsę się i czuję potrzebę rozwalenia czegoś.
Nie mogę.
Zamknąłem oczy i po chwili wróciłem do pokoju żeby się przebrać.
Jeansy i byle jaki t-shirt. Wystarczająco dobre.
Zszedłem na dół i spotkałem Ally i Eve rysujące coś na stole.
Uśmiechnąłem się.
- Popatrz tatusiu! Narysowałam cię!
Pochyliłem się żeby zobaczyć rysunek. Zdeformowany patyczkowy człowieczek. Zaśmiałem się.
- Tak, to ja.
Allison się uśmiechnęła i kończyła mnie kolorować.
- Skarbie? Chcesz pójść zobaczyć mamę? - zapytałem.
- Ale, jest zimno. - mruknęła.
Westchnąłem.
- Założę na ciebie jeszcze jeden płaszcz. Tatuś cię potrzyma.
- Nie chcę. - powiedziała.
Eve stanęła.
Zajmę się Ally kiedy będziesz ją odwiedzał. - oznajmiła, a ja popatrzyłem na Allison która była szczęśliwa rysując czy kolorując.
Naprawdę chciałbym ją ze sobą zabrać.
- To miłe. Dziękuje. - powiedziałem, sprawdziłem godzinę i wrzuciłem telefon do kieszeni.
Pocałowałem Ally w policzek, a ona na mnie popatrzyła.
- Kocham cię, skarbie. Wrócę na lunch, okej?
-Okej, tatusiu. Kocham cię mocniej! - powiedziała i przytuliła mnie za szyję. - Powiedz mamusi, że mówię hej i baldzo pszepraszam, że nie przyszłam. Dobze? - powiedziała cicho.
Uśmiechnąłem się.
- Okej.
- Jeszcze raz dziękuje, Eve. - powiedziałem.
- Nie ma za co.
- Nie przemoknij tatusiu! - zawołała Ally, a ja zaśmiałem się do siebie i zamknąłem drzwi.
Zapaliłem samochód i wyjechałem na drogę.
Moja głowa była pełna myśli. Wiem, że muszę polecieć do Irlandii żeby wszystkiego dopilnować.
Wiem również że muszę polecieć do Ameryki, żeby uporządkować wszystkie sprawy, ale nie chcę znowu zostawiać Ally. Nie było mnie dwa tygodnie i nie chcę być jednym z tych ojców.
Chciałbym ją ze sobą zabrać, ale to oznacza zrezygnowanie ze żłobka.
To jest tak kurwa frustrujące.
I jeszcze Devon.
Powinno go już dawno tu nie być.
Zjechałem z autostrady na górkę.
Jest tutaj bardzo duża mgła, może to znak że nie powinienem przyjeżdżać. Naprawdę nie jestem ostrożny.
Ale muszę zobaczyć teraz Victorię.
Mogłem wziąć tą jebaną parasolkę.
Westchnąłem i wysiadłem z samochodu.
To miejsce przyprawia mnie o zdenerwowanie.
Nigdy nie lubiłem cmentarzy i nie sądzę że teraz gdy mam tutaj żonę zmienia to cokolwiek.
Zatrzymałem się przy grobie przy tym grobie, a moje serce zaczęło przyśpieszać. Jak zawsze kiedy tu jestem.
Westchnąłem i włożyłem ręce do kieszeni kiedy moje oczy zaczęły wypełniać łzy.
Zamrugałem i pomyślałem o tym całym gównie które było zanim odeszła.
Pocałowałem dłoń i położyłem na grobie.
- Boże, tęsknię za tobą. - szepnąłem, a deszcz zaczął padać mocniej. - Dalej myślę, że się obudzę i zobaczę cię obok mnie z łóżku.
- Modlę się, że jakimś cudem wrócisz z wakacji, na które wyjechałaś.
- Chciałbym, żebyś tu była. Powinnaś tutaj stać. Nie ja! - powiedziałem i uklęknąłem. - Potrzebuje pomocy. Potrzebuje cię! Ja tylko.. Nie mogę tu być bez ciebie.
Popatrzyłem na ziemię i wytarłem łzy spływające po twarzy. Pokręciłem głową. Nie, muszę być silny.
- Kocham cię, Victoria. - mruknąłem cicho.
- Przepraszam?!
Zmarszczyłem brwi i odwróciłem się zza grobu, żeby zobaczyć jak ktoś idzie w moją stronę.
- Cześć. Przepraszam. Czy to twoje auto? - osoba zapytała.
Głoś należał chyba do kobiety.
Przełknąłem ślinę.
- Tak, to mój samochód!
- Mógłbyś mi pomóc? Moje auto utknęło w błocie i właśnie dzisiaj zdecydowałam się jechać sama.
Przewróciłem oczami.
- Dzwoniłaś do kogoś?
- Tak, ale wież mi lub nie, nie ma tutaj sygnału. - powiedziała.
Popatrzyłem z powrotem na grób mojej żony.
Prosiłem o pomoc, nie o kobietę, Victoria.
- Dobra, pomogę ci.
- Dziękuje bardzo. Jestem Nicky, właściwie Nicole ale... - chciała podać mi rękę, ale potknęła się i prawie wylądowała w błocie, powinna mi dziękować.
- Przepraszam, Jezu to takie żenujące. - powiedziała do siebie.
- Zayn. - mruknąłem i podałem jej rękę. - Chodź. Pomogę ci wyciągnąć ten samochód.

--------
Nowy rozdział! Co myślicie o Devon'ie? Wierzycie, że się zmienił? No i mamy jeszcze Nicole ciekawe co nam tu namiesza. Piszcie w komentarzach jak wrażenia! Do następnego. Martyna xxx