sobota, 31 października 2015

Rozdział 5

Mam wziąć na siebie winę?
Seks bez zobowiązań, późne wyjścia co kilka tygodni. Znaczy się... co mężczyna ma robić?
Pragnąłem tego w każdej sekundzie mojej egzystencji. Ale nie zamierzałem poddać się temu tak łatwo.
Cóż, a przynajmniej tak myślałem, dopóki moje nogi same nie poprowadziły mnie do drzwi, za którymi czekała moja eks uległa.
Moja ręka złapała za klamkę i poczułem się, jakby minęły lata.
Mogłem być szalony? Pewnie. Ominąłem już ten stan. Prawie lunatykowałem, ale dużo poświęciłem, żeby moim priorytetem było nigdy nie wiązanie się z eks uległą.
Poczuję jakieś uczucia po tej nocy? Nie. A czy teraz cokolwiek czuję? Zdecydowanie nie.
Więc dlaczego tak trudno jest mi przejść przez te drzwi? Podekscytowanie tam jest. Nie jako dominant, tak jak zazwyczaj, ale jest.
Ten potwór, który ona i Emma stworzyły tam jest. On zawsze tam jest.
Mimo tego, że poświęcam temu dużo kontroli, to mnie uspokaja. Może jeśli przez to przejdę, to mi pomoże.
Pokręciłem głową i wziąłem głęboki oddech.
To właśnie mi pomoże. To, a nie te jebane antydepresanty. Kurwa, jestem pewien.
Znów chwyciłem za klamkę, ale zawahałem się i zabrałem rękę.
Wahanie jest oznaką słabości.
Od kiedy moje myśli przypominają rozmowy z Emmą? Może przeszedłem już stan lunatykowania.
- Proszę pana?
Odwróciłem się szybko i zobaczyłem niską brunetkę, prawie tak niską jak Abby. Wyglądała znajomo, bardzo znajomo.
- Tak?
- Mogę panu w czymś pomóc? Zgubił się pan? - pochyliła głowę na bok w konsternacji.
Prychnąłem.
Zgubił?
Znam to miejsce lepiej niż własną kieszeń.
- Jak masz na imię? - zmarszczyłem czoło.
- Melanie, proszę pana. - spojrzała w dół, a ja wyciągnąłem telefon i go włączyłem.
Mrugnęła.
- Ile masz lat? - zapytałem.
- 26, proszę pana.
- Dlaczego pracujesz w takim miejscu?
Skrzywiła się, kiedy mój telefon ciągle wibrował przez wiadomości napływające od Waliyhi.
- Cóż, lubię tu pracować. - wzruszyła ramionami. - Pan jest Zayn Malik, prawda? - Melanie uśmiechnęła się, kiedy na nią spojrzałem, a ona spauzowała, po tym jak powiedziała "pan" tonem uległej.
Przyjrzałem się jej uważnie, ostrożnie ją oceniając.
- Pracujesz dla kogoś kogo znam.
Kiwnęła głową, unosząc brwi.
- Oh, czyli jednak pan mnie zauważył.
Mój telefon zaczął znowu wibrować.
- Wybacz mi.
Odsunąłem się, odbierając połączenie od Waliyhi, a moje zatroskanie wzrosło.
- Boże, czy ty kiedyś zamierzałeś odebrać?!
- O co chodzi? - zmarszczyłem czoło, idąc przez korytarz pełen jęków rozkoszy i wyszedłem przez drzwi.
Wsiadłem do auta i usłyszałem jej westchnięcie.
- Allison bawiła się z Jamesem i mieli mały wypadek.
- Co?!
- Wszystko z nią w porządku, tylko że może potrzebować usztywniacza na nogę przez jakiś czas.
- Więc jak wszystko z nią w porządku?! - prychnąłem do telefonu, a ona znów westchnęła. - Jadę ją zabrać.
- Zayn, ona śpi.
- Co z tobą kurwa nie tak Waliyha?!
- Łoł, weź się uspokój, Jeeezu. Powiedziałam, że mi przykro.
- Nie, nie powiedziałaś! - rozłączyłem się, ale po chwili znów zadzwoniłem, bo zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem, gdzie są.
- No?
- Gdzie jesteś? - zmarszczyłem czoło.
- U mnie. Wszystko z nią..
Znów się rozłączyłem i powiedziałem Markowi gdzie jedziemy. Kiedy dojechaliśmy na miejsce i wysiadłem z auta, zatrzymałem się na chwilę w miejscu, by się uspokoić.
Dlaczego jestem taki drażliwy?
Oh, ty wiesz dlaczego.
Skrzywiłem się sam do siebie, zapukałem, a potem po prostu wszedłem.
Przecież zapukałem. To i tak dobrze.
- Waliyha?!
- Zayn, nic jej nie jest. - moja siostra podeszła do mnie i przytrzymała mnie, kiedy próbowałem wejść po schodach. - Co do cholery w ciebie weszło?
- Gdzie ona jest?! - warknąłem.
- Śpi, bo jest po północy. Idź do domu. - Waliyha skrzywiła się do mnie. - Znowu masz jeden z tych swoich epizodów?
Poprawiłem włosy i potrząsnąłem głową, odsuwając się.
- Nie!
- Brałeś tabletki? - zapytała.
Zrobiłem krok w tył.
- Nie potrzebne mi to gówno.
Jej twarz otrzeźwiała, przez co poczułem się przez chwilę jak zły dzieciak.
- Zayn...
- Nie zaczynaj! - prychnąłem i wyszedłem na zewnątrz.
Mark właśnie wysiadał.
Otworzyłem drzwi i wsiadając na fotel kierowcy, powiedziałem:
- Wsiadaj z powrotem.
Zawahał się, ale nic nie powiedział, kiedy uruchomiłem silnik. Waliyha wyszła z domu, ale zignorowałem ją i pojechałem prosto do klubu BDSM.
Minęło prawie ponad pół godziny i nie musiałem wcale sprawdzać, czy wyszła z pokoju.
Zamówiłem sobie drinka, wystarczająco mocnego, żeby trochę opanować emocje i znów obserwowałem otoczenie jak jakiś przyjeb.
Zaprzestałem poszukiwań, kiedy znów ją ujrzałem.
Wypiłem drinka do końca i przepchałem się przez tłum prosto do niej. Kiedy mnie ujrzała, zmarszczyła czoło.
- Czekałam na pa...
Uniosłem dłoń, by ją powstrzymać, a ona mrugnęła i spojrzała w dół.
- Miałem wypadek i musiałem się tym zająć. - mruknąłem, chwyciłem jej nadgarstek i poprowadziłem do jednego z pokojów.
I natychmiast puściłem, kiedy zdałem sobie sprawę, jak intymny był ten gest.
Zatrzymałem się i odwróciłem do niej, widząc podekscytowanie w jej oczach.
- Pamiętasz moje zasady?
Kiwnęła entuzjastycznie głową.
- Tak, sir.

- Proszę. - Abby podała mi moją marynarkę.
Wziąłem ją od niej i otworzyłem drzwi.
- Dzięki. - założyłem ją, a Abby zmarszczyła czoło i spojrzała na mnie.
- Zmienił się pan.
Skrzywiłem się i spojrzałem na nią.
- Nie przyszedłem tutaj, żeby rozmawiać.
Zamknąłem drzwi i ruszyłem w dół korytarza, prosto do mojego auta, które zaparkowałem w dużej odległości od klubu.
Wiedziałem, że muszę zaparkować wystarczająco daleko, żeby móc oczyścić umysł, kiedy będę wracał tą drogą pełną poczucia winy.
Moje ręce spoczywały głęboko w kieszeniach, a moja głowa była zachmurzona. Zaczynałem się uspokajać.
Chwyciłem telefon i zdecydowałem się wysłuchać wszystkich nagrań od Waliyhi.
- Zayn, mógłbyś proszę odebrać? Przepraszam, okej? Wyjaśnię wszystko co się stało, ale nie chciałam powiedzieć nic, co by cię uraziło.
I pauza, po której zaczęła się nowa wiadomość.
- Nie rób nic głupiego, wiem, że jesteś zły i przepraszam, po prostu odbierz ten cholerny telefon.
Westchnąłem, otworzyłem drzwi a Mark na mnie spojrzał.
- Do domu. - mruknąłem zmęczony.
Mark kiwnął głową, włączył silnik i zawiózł mnie do domu.
Przez całą drogę myślałem o Victori.
Tak zazwyczaj jest. Kiedy zamykam oczy, widzę ją. Jedyne o czym myślę, to ona.
Ale teraz chciałem zobaczyć Allison.
Miałem nadzieję, ze wszystko z nią w porządku.
Cokolwiek się stało, naprawdę miałem nadzieję, że to jakiś chory żart.
Mój telefon obudził mnie następnego ranka.
Albo ktoś chciał umrzeć, albo miał jaja ze stali. Ktokolwiek kto był i tak nie zamierzałem z nim rozmawiać.
- Malik! - warknąłem.
Wykończenie przeszło przeze mnie, kiedy poprawiłem swoje włosy.
- Zayn, jak dziwnie jest słyszeć twój głos po tylu latach.
Mój cały świat się zatrzymał, kiedy usłyszałem ten znajomy głos, przez który moja krew zaczęła się gotować, a płuca pracować szybciej.
- Devon.

______

Nienawidzę tego Zayna i rozumiem was, kiedy czytam jak ktoś mówi, że Frozen nie ma sensu, bo Re nie żyje.
Pamiętajcie, że rozdziałów jest tylko osiem.
Dacie rade przeczytać jeszcze trzy?
Mogłybyście to dla nas zrobić? :)
Bo rozumiem, serio, że to jest nudne i kompletnie bez sensu.
Eniłej, to mój ostatni rozdział jako niepełnoletnia osoba lol
we wtorek mam urodziny, nie żebym sie afiszowała xd

sobota, 24 października 2015

Rozdział 4

Miliony słów przelatywało przez moją głowę, ale nie mogłem nic powiedzieć.
Nic.
Dobra rzecz to taka, że urząd celny nie wpuści Devon'a do Londynu jako kryminalistę, ale nie sądzę, że wróci pod tym samym nazwiskiem.
O Devon'ie można powiedzieć wiele złego, ale napewno nie to, że jest głupi.
Zdałem sobie sprawę, że dalej trzymam telefon nic nie mówiąc więc szybko podziękowałem, rozłączyłem się i zacząłem chodzić w kółko po pokoju.
Zszedłem na dół i prawie nie wpadłem na Mark'a
- Sir?
- Znajdź Anderson'a.
Mark się zaśmiał, a ja na niego popatrzyłem.
 - Oczywiście, sir.
- Zeus jesteś tutaj? - usłyszałem głos, nużący, wkurzający głos i zdałem sobie sprawę, że to Waliyha.
Skręciłem w korytarz i zobaczyłem Wal z Allison.
Moje obawy natychmiast odeszły. Klęknąłem i rozłożyłem ręce.
- Chodź tutaj!
- Tatuś! - Ally zapiszczała i podbiegła do mnie, a jej włosy uderzyły mnie w twarz.
- Jesteś dziś wcześniej, księżniczko. - pocałowałem ją w policzek i wziąłem na ręce.
- Ciocia Wali i wujek James chcieli zjeść śniadanie u babci! - uśmiechnęła się.
- Chcieliśmy wiedzieć czy przychodzisz? - zapytała Waliyha.
Westchnąłem.
- Nie wiem. Dostałem pewne wiadomości dziś rano. - mruknąłem.
- Wiadomości? - uniosła brew.
- Devon.
- Devon, kto? - zapytała zmieszana.
Położyłem Allison na nogach, żeby mogła zacząć biegać i siać zło wszędzie.
- Devon Anderson. Pamiętasz go?
Momentalnie zbladła.
- Oh, Devon. Co z nim?
- Wyszedł z więzienia.
Pokręciła głową.
- Powinien dostać dożywocie, albo przynajmniej 30 lat za to co jej zrobił.
Przygryzłem wargę, cholernie za nią tęsknię.
- Zgadzam się. - powiedziałem cicho i popatrzyłem na Allison, która oglądała telewizje.
Waliyha westchnęła.
- Ma tylko cztery lata, a jest do niej tak bardzo podobna.
Przełknąłem ślinę.
- Waliyha...
- Przepraszam. - westchnęła. - Nawet nie wyobrażam sobie przez co musiałeś przejść. Ally miała wczoraj kłopoty ze snem. Chcieliśmy ją przywieść, ale udało się jej zasnąć.
- Mam nadzieje, że nie zamęczyła cię? - mruknąłem.
- Jest w porządku. Kocham ją! Traktuje ją jak swoją małą córeczkę. - uśmiechnęła się.
Nastała cisza, przygryzłem wargę.
- Myślę nad tym żeby się z nim zobaczyć.
Zmarszczyła brwi.
- Zobaczyć z kim?
- Devon'em.
- Po co?
- On nie... - zatrzymałem się. - Przysyłał listy, myśląc że ona wiesz. - popatrzyłem na nią.
- Nie mogłem na nie odpowiedzieć.
- Powiedz komuś kto go zna, żeby mu to przekazał. Nie musisz mu tego mówić osobiście on nawet na to nie zasługuje. Jest chorym psycholem.
Ona ma racje, ale ja chciałem to zrobić. Coś podpowiadało mi, że muszę.
- Wiem, że jest.
- Więc tego nie rób! - mruknęła. - Przychodzisz na śniadanie czy nie? Jeśli tak to załóż jakieś ubrania, ale najpierw weź prysznic. Śmierdzisz i to niezręczne.
Przewróciłem oczami.
Niezręczne?
- Nie patrz tak na mnie! - zmrużyła oczy. - Znam ten zapach!
- Ew, przestań jesteś moją siostrą. Gdzie James? - zapytałem.
- Ogłada twoje samochody w garażu. Musieliśmy tam zaparkować bo pada.
Świetnie.
- Nie sądzę, że przyjdę na śniadanie. - mruknąłem. - Jestem zmęczony.
Właściwie to nie jestem, ale chce zostać sam.
- Zastanawia mnie dlaczego?! - uniosła brew i poszła do Allison.
Poszedłem za nią i Ally momentalnie się do mnie uśmiechnęła.
- Tatusiu, przychodzisz?
- Przykro mi kochanie. Tatuś nie może przyjść. - pokręciłem głową.
- Tatuś, głupi! - przewróciła oczami, a ja się zaśmiałem.

--------

Każdy na swój sposób przeżywa żałobę.
Przez ostatnie trzy lata ludzie pytali mnie jak to robię? Jak sobie radzę ze stratą? Co robię by zapomnieć?
Nie ma na to odpowiedzi ponieważ minęły już cztery lata, a ma dalej szukam tej odpowiedzi.
Jak to zrobiłem? Jak sobie poradziłem? Nie wiem.
Żyje i oddycham tym samym powietrze co każdy człowiek na tej ziemi. Mój mózg dalej pracuje, a moje serce dalej bije więc wszystko jest normalnie.
Kiedy jesteś sam wszystko trafia do ciebie najwyraźniej i to jest najgorsze.
Całe życie spędziłem sam. Zajęło mi dwa lata by się zakochać, 
ożenić się, mieć dziecko i poprzez mrugnięcie okiem to wszystko zniknęło.
Komfort przebywania z kimś przez dwa lata w porównaniu do całego życia zmienił mnie jako człowieka.
Jeśli całe życie jesteś sam, a później przez dwa lata masz kogoś obok, to gdy go stracisz samotność nie jest dłużej twoim przyjacielem. Staje się czarna i straszna.
Przyrzekłem sobie, że nigdy nie będę jak mój biologiczny ojciec. Przyrzekłem sobie, że nigdy nie będę tak blisko ciemności kiedy jestem sam.
Ale ta ciemność ma śmieszne przyciąganie. Byłem naiwny, że oceniałem go przez te wszystkie lata.
Stracę swoje życie dla ciebie.
Mówiąc prawdę jestem tutaj tylko dla Allison. Żyje na tych słowach. Odszedłbym z tego świata jak najszybciej jak tylko zobaczyłem moją żonę na szpitalnym łóżku leżącą zimną i bez życia.
Zamknąłem oczy pod wpływem wspomnienia, a moja dłoń zacisnęła się na szklance z burbonem.
Chciałbym znać kogoś kto byłby w podobnej sytuacji. 
Nie chce o tym rozmawiać z osobami które znam. Wiem że Dr. Caldur jest zawsze do pomocy ale nawet nie chce mi się zamienić z nią słowa.
Wiem, że nie jestem z tym wszystkim sam, ale nie mogę przestać czuć się z tym wszystkim tak źle.
- Sir?
Otworzyłem oczy i moje zdenerwowanie wzrosło. 
- Co?!
- Mam raport o Andersonie.
Obróciłem się na krześle i spojrzałem na Mark'a.
- Mów.
- Jest na okresie próbnym. Musi znaleźć pracę w małym miasteczku niedaleko Waszyngtonu. - poinformował mnie.
Kiwnąłem głową w ciszy. 
- Dziękuje. Obserwuj go przez kilka następnych dni.
- Oczywiście, sir.
Wypiłem resztę burbonu i wstałem z krzesła. 
- Zabierz mnie do Lalaurie's.
Mark kiwnął głową.
Podróż zajęła prawie dwadzieścia minut, ale gdy już dojechaliśmy nie musiałem nawet podawać nazwiska ponieważ wiedzieli kim jestem.
Nie byłem tutaj od dawna i dalej czuje tą samą ekscytacje kiedy wchodzę przez te aksamitne zasłony. Ściągnąłem obrączkę i włożyłem ją do wewnętrznej kieszeni marynarki.
Kocham cię.
- Oh, tutaj jest ta znajoma twarz, której nie widziałam od dawna.
- Laurie. - powitałem ją. - Jak się masz? - przytuliłem ją, a ona się uśmiechnęła.
- Dobrze, dziękuje. Słyszałam dużo rzeczy o tobie mój drogi. Chciałbyś tak jak zawsze? Stella jest zaj...
- Nie, nie. Przyszedłem na drinka. - uniosłem ręce.
- Poważnie? Teraz? - uniosła brew. - Nasz najlepszy klient wrócił to cudowne.
- Laurie, jest ok.
Uśmiechnęła się. 
- Dobrze, ale wiesz gdzie jestem. Zawsze mogę coś zorganizować jeśli byś chciał.
Kiwnąłem głową.
- Jaka miła z ciebie kobieta.
- Oh, przestań i bierz swój tyłek do środka. - uderzyła mnie w niego, a ja momentalnie się obróciłem. 
Zapomniałem jak bardzo te miejsca są bezwstydne.
Szedłem korytarzem przy którym były same drzwi i słyszałem jęki bólu i przyjemności.
Zawsze mnie to podniecało kiedy tędy chodziłem.
Wszedłem do serca klubu i momentalnie się rozglądnąłem. Nie wiem czego konkretnie szukałem ale dalej się przypatrywałem.
Mój telefon zaczął wibrować, wyciągnąłem go i zobaczyłem wiadomość od Waliyhii. Westchnąłem.
"Potrzebuje więcej ubrań dla Allison. Niedługo przyjedziemy."
Przewróciłem oczami i odpisałem.
"Nie ma mnie w domu. Eve ci pomoże."
Wyłączyłem telefon, usiadłem przy barze i zamówiłem szklankę burbonu.
Zacząłem ją pić powoli, a alkohol przyjemnie palił moje gardło. Rozglądnąłem się i zobaczyłem dziewczynę którą myślałem, że nigdy więcej nie będę usiał oglądać.
Myślałem, że przyjście tutaj mi pomoże.
- Sir?
Usłyszałem głos za plecami i zmarszczyłem brwi.
- Abby?
- Dobrze znowu cię widzieć, sir. Jak się masz? - włosy opadły jej na twarz kiedy parzyła na podłogę.
- Możesz na mnie popatrzeć, Abigail.
Przeczesała włosy i nieśmiało na mnie zerknęła.
- U mnie dobrze, dziękuje.
Nie widziałem jej od kiedy detektyw Dwayne zrobił spotkanie moich wszystkich uległych w tym samym pokoju. Dupek.
Abby była tą posłuszną. Za bardzo perfekcyjna na kary.
- Chciałbyś zamówić prywatny pokój? - zaoferowała.
- Nie dziś Abby. - mruknąłem. - Możesz do mnie dołączyć jeśli chcesz.
Uśmiechnęła się.
- Dziękuje, sir.
Popatrzyłem na Abby i była trochę do niej podobna.
Były niewielkie podobieństwa, ale nikt nie może konkurować z moją piękną żoną. Ona ma wszystko czego mi potrzeba.
- Widzę, że nie znalazłaś nowego Pana? - zapytałem.
- Miałam go, ale nie zadowalał mnie. - powiedziała. - Nie tak jak ty, sir.
- Abby...
- Byłeś świetny.
Rozglądnąłem się po klubie, wszędzie można było zobaczyć pozycje z książek dziejące się zaraz obok nas.
Popatrzyłem na nią.
- Idź do pokoju i czekaj.

------

Kochani! Bardzo, ale to bardzo was przepraszam nie sądziłam, że tak wyjdzie ale miałam mnóstwo nauki i nie byłam w stanie przysiąść do tłumaczenia nawet na minutę. Mam nadzieje, że mnie nie zabijecie haha. Miłego czytania. Martyna xxx

środa, 14 października 2015

Rozdział 3

- Ally? - uniosłem brew.
Jej usta przybrały kształt "O". Ściągnęła łokcie ze stołu, uśmiechając się, a Waliyhia gestem wskazała na kurczaka.
- Ojcu dalej nie pasuje to, że się spotykacie? - zapytałem Waliyhi, która kroiła jedzenie Allison.
Ona i James wymienili spojrzenia.
- Cały czas. - mruknęła.
- Może powinnaś nawrócić Jamesa. - uśmiechnąłem się do niego.
- Nie wiem nic o muzułmanach, ale nie jecie wieprzowiny, tak? - zapytał zmieszany James.
Waliyha kiwnęła głową.
- Ojciec jest po prostu irytujący. Odkąd powiedziałam mu o Jamesie zachowuje się jak kutas.
- Yaser po prostu trzyma się tradycji. Ponieważ ja spierdoliłem...
- Przestań przeklinać przy Allison! - warknęła Waliyha, zakrywając uszy Allison.
- Ponieważ ja zchrzaniłem. - urwałem i spojrzałem znacząco na Waliyhę. - Ojciec opiekuje się tobą i Safaą bardziej, bo chce być z was dumny. - powiedziałem i chwyciłem wino ze środka stołu. - Więc haha. - droczyłem się.
Allison zachichotała.
- Co mówimy zanim zaczniemy jeść? - zapytałem ją, unosząc brew.
- Bismillah! - zawołała radośnie, a Waliyha się do niej uśmiechnęła.
- Co to kurwa znaczy? - James zmarszczył czoło w konsternacji.
- Przestań! - warknęła Waliyha.
Spojrzałem na Allison.
- Ally, dlaczego jeszcze raz nie dasz mu piątki w twarz?
Allison zamiast tego uderzyła moją twarz i wskazała na mnie palcem, a ja gapiłem się na nią.
- Ally?
- Nie tatusiu! Niegrzeczny!
Waliyha i James zaczęli się śmiać, a ja zmieszany patrzyłem na moją córkę, która właśnie mnie... uderzyła?
- Ally, chcesz zostać dzisiaj na noc u cioci Waliyhi? - zapytała, dając Ally kawałek kurczaka do ust.
Allison wydała z siebie zduszony okrzyk i spojrzała na mnie.
- Możesz iść Ally.
Może w końcu będę miał dla siebie czas.
- Dobrze, weźmiemy twoje ciuszki i pojedziemy do mnie do domku. - uśmiechnęła się Waliyha.
- A ja mogę cię nauczyć jak bić tatusia. - dodał James, a ja rzuciłem w niego serwetką.
- Zajeb... - powstrzymałem się, widzą minę Waliyhi. - Zabawnie. Zabrzmiało bardzo zabawnie. - powiedziałem, szczerząc się do niej, po czym napakowałem buzię jedzeniem.
- Na pewno chciałeś to powiedzieć. - powiedziała ironicznie.
Kiedy skończyliśmy kolację, Waliyha i ja poszliśmy na górę z Allison, spakować trochę jej rzeczy. Nie byłem pewny, na jak długo zostanie, ale znając Ally i jej uwielbienie do odkrywania brudnych rzeczy, byłem pewny, że będzie potrzebowała więcej niż tylko dwa komplety ubrań.
Chwyciłem szczotkę Ally i spojrzałem na te wszystkie włosy, które na niej były. Wyczyściłem ją, wyciągając małą piłeczkę włosów i się skrzywiłem.
- Fu, patrz na te włosy, Ally. - pokazałem jej, a ona też się skrzywiła.
- Co to kurwa jest, tatusiu? - powiedziała zdegustowana.
Ja i Waliyha spojrzeliśmy na nią, wytrzeszczając oczy.
- Hej! - pokręciłem głową. - Nie ma przeklinania. - zaśmiałem się, a Waliyha wzięła ode mnie szczotkę i uderzyła mnie nią. - To wina Jamesa, to on to powiedział przy stole!
- A co zrobisz jak powie tak przy mamie albo tacie? Ale z was gamonie! - prychnęła Wal. - Chodź Ally, pożegnaj się z tatusiem.
Ukucnąłem, żeby ją wziąć na ręce, kiedy przytuliła się do moich nóg.
- Kocham cię tatusiu. - powiedziała radośnie.
Ucałowałem ją w policzki, a ona się uśmiechnęła.
- Kocham cię bardziej księżniczko. Bądź dobra dla cioci, dobrze?
- Bobrze! - kiwnęła głową i pocałowała mnie w policzek.
Poszedłem za Waliyhą na dół, niosąc na rękach Allison.
- Czasami ma problemy z zaśnięciem. - mruknąłem, stawiając ją na podłodze. - Zazwyczaj pomaga ciepłe mleko. Albo po prostu głaskaj ją po plecach. Oh, i Franklin jest w jej plecaku. Śpi z nim cały czas. I przeczytaj jej bajkę, lubi to i oh, jeszcze...
- Zayn. - przerwała mi. - Wiem. - uśmiechnęła się. - Już kiedyś u mnie nocowała.
Cmoknęła mnie w policzek i przytuliła na pożegnanie.
James pokręcił głową.
- Staram się być tym gównianym profesjonalistą jak ty.
- Chcesz, żebym był szczery? - zapytałem.
Kiwnął głową.
- Jesteś do dupy w byciu profesjonalistą.
- Chodź James, deszcz pada. - powiedziała Waliyha, biorąc Allison na ręce i zakładając jej kaptur.
- Okej, okej. - przewrócił oczami i spojrzał na mnie. - Narazie stary.
Pocałowałem policzek Allison jeszcze raz.
- Pa Zee! - pomachała mi Waliyha.
Odmachałem, patrząc, jak Allison macha mi swoją malutką rączką.
- Papa tatusiu!
Zamknąłem drzwi, poluzowałem kołnierzyk i wziąłem głęboki oddech, siadając na stołku barowym.
Eve właśnie kończyła sprzątanie. Kiedy skończyła, zatrzymała się i spojrzała na mnie.
- Dziękuję za kolację, Eve. - mruknąłem ze zmęczeniem, bawiąc się telefonem, a ona się uśmiechnęła.
- Proszę bardzo, sir.
Uśmiechnąłem się do niej jednostronnie, a ona ruszyła w stronę pomieszczenia socjalnego.
Czasami łapałem się na tym, że tęskniłem za moim starym mieszkaniem. Mógłbym wprowadzić się tam z powrotem, ponieważ en budynek wciąż należy do mnie, ale ten dom daje mi wspomnienia.
Pierwsze słowa Allison, jej pierwsze kroki oraz moje ostatnie chwile z Victorią.
Założyłem w tym domu rodzinę i nie mogę się wyprowadzić.
Mój służbowy telefon zaczął dzwonić, a ja zmarszczyłem czoło i go odebrałem.
- Malik!
- Oh, uh, cześć.
Zmarszczyłem brwi, ponieważ ten głos brzmiał dziwnie znajomo.
- Z kim rozmawiam?
- Oh, uh, jestem um Natalie, ta dziewczyna z przedszkola. - odpowiedział głos.
Aaa, ona.
- Racja. - skupiłem swoją uwagę.
- Cóż, dzwonię po to by dowiedzieć się czy.. - odchrząknęła. - Czy dałbyś radę być na tym przyjęciu urodzinowym w tą niedz... sobotę?
- Ty tak na serio? - zapytałem suchym tonem.
- Um, tak.
Westchnąłem.
- Natalie, przejdź do rzeczy.
- J-ja nie wiem o czym mówisz.
Udawanie głupiego? Kurwa zły ruch.
- Naprawdę? Przecież cię widziałam. Twój syn kończy cztery lata, nie pięć. Wiem, bo Allison mówiła mi o szalonym chłopcu, który jak się później okazało, ma ADHD, ten sam chłopiec, który jest twoim synem. Podejrzewam więc, ze jesteś samotną matką, biorąc pod uwagę to, że gapisz się na mnie zawsze kiedy masz okazję.
Zabrakło jej słów.
- Używasz swojego syna, jako wymówki, żeby ze mną porozmawiać. Ale masz klasę. Ignorując już fakt, że mam obrączkę, to cię nie powstrzymało, tak? Jeszcze raz - ale masz klasę.
Na lini była kompletna cisza. Westchnąłem.
- Mówiłaś o ...?
Wypuściła powietrze z płuc.
- Nie ważne. Masz rację. Po prostu pomyślałam, że może dlatego, że obydwoje jesteśmy singlami...
- Jestem żonaty. - z moją zmarłą żoną, ale jednak.
- Serio? Ja... - urwała. - Szanuję to, że wciąż masz to dziwne połączenie ze swoją zmarłą żoną, ale może się spotkamy...
- Nie interesuje mnie randkowanie.
- Więc dlaczego dalej ze mną rozmawiasz?
Ta laska jest irytująca.
- Ponieważ jest mi prawie przykro, bo jesteś taka zdesperowana. - powiedziałem dosadnie.
- Łoł. W ogóle nie masz manier.
- Więc dlaczego dalej ze mną rozmawiasz? - mruknąłem jej tonem, rozłączając się i kontynuując wchodzenie po schodach.
Jeśli jest w chuj zdesperowana to zadzwoni jeszcze raz. Jeśli nie, mogę szczęśliwie ruszyć dalej, jednak będę smutny i napalony.
Ściągnąłem koszulę i wrzuciłem ją do kosza na pranie, potem rozpiąłem spodnie, idąc do łazienki i włączając prysznic.
Sprawdziłem telefon, sprawdzając czy mam jakieś połączenia od Waliyhi w sprawie Allison, ale nic się nie wyświetlało, oprócz tapety z Allison i Victorią.
Położyłem swój telefon na szafce i otworzyłem drzwi od prysznica, ale wtedy mój telefon zaczął dzwonić.
Przewróciłem oczami i chwyciłem go, sprawdzając, czy to znowu ta pieprzona dama.
- Czego chcesz?!

***

Jak zwykle, nigdy nie budzę się w pełni usatysfakcjonowany po nocy pełnej spotkań.
Zawsze gdy się budzę, Victoria jest w mojej głowie. Mam tak każdego dnia.
Śnię o niej przez prawie całą noc, więc to pewnie dlatego. W większości snu przeżywam wspomnienia lub tworzę nowe.
Ostatnia noc była trochę inna. Może dlatego, że nie było w domu Allison.
Westchnąłem i zszedłem z łóżka. Ziewnąłem i chwyciłem telefon w rękę.
8:23
Dzięki Bogu, że dziś sobota, bo byłbym spóźniony do pracy.
Odłożyłem go i wstałem na nogi, rozciągając się. Idąc do łazienki przez przypadek nadepnąłem na rozpięty stanik. Natychmiast go kopnąłem, a wyrzuty sumienia zaczęły mnie gryźć.
Chyba wezmę dziś tabletki. Zazwyczaj czuję skruchę i żal do siebie po czymś takim jak to zeszłej nocy.
Co mam niby robić, kiedy jestem sam?
Westchnąłem z irytacją. Zawsze mam mieć wyrzuty sumienia? Równie dobrze mogę zostać księdzem.
Mój telefon zaczął dzwonić.
Wydałem z siebie wkurzone warknięcie.
Jeśli to Natalie, to przysięgam na Boga...
- Malik.
- Panie Malik, przepraszam za to, że tak późno dzwonię.
- Kto mówi?
- Oh tak, Shaun...
- Warden? - zmarszczyłem czoło.
- Tak, dzwonił pan wczoraj odnośnie Devona?
Kiwnąłem głową, ale potem zdałem sobie sprawę, że przecież mnie nie widzi.
- Tak, tak, dzwoniłem.
- Devon wyszedł z więzienia. Wypuścili go w zeszłym tygodniu.
Otworzyłem buzię.
- Co proszę?!
- Pięć lat? - powiedział Shaun, jak gdybym był jakimś tępakiem. - Odsiedział cały wyrok.

_________

Co tam u was? :D
Znalazłam ostatnio genialną wersje You&I, polecam serdecznie.
Napiszcie w komentarzu, proszę was bardzo - jak dałybyście na imię pierwszemu dziecku Malików, jeśli byłby to chłopiec?
Mówię o dziecku, które poroniła Victoria.
Życzę miłego tygodnia! - Marta

czwartek, 8 października 2015

Rozdział 2

- Upewnij się ze zabrałaś buty i torbę, dobrze? - pochyliłem się, żeby pocałować ją w czoło, a ona kiwnęła głową.
- Tak zrobię.
- Okej. - wstałem, kiedy Allison na mnie popatrzyła i odeszła.
- Allison!
- Odwróciła się i zmarszczyła brwi.
- Kocham cię, skarbie. - powiedziałem.
- Kocham cię, mocnej tatusiu. Pa! - pomachała mi i pobiegła do grupki dzieci.
Westchnąłem i odwróciłem się od Ally by w końcu pójść do pracy.
Atmosfera w tym miejscu zawsze mnie przeraża. Wszystkie te dzieci biegające w kółko jak jakieś jebane owady.
- Dzień dobry, Zayn. Co u ciebie?
Popatrzyłem na nią.
- Dobrze, dziękuję Anne. - odpowiedziałem i sprawdziłem dzisiejszą datę w telefonie.
- Ona jest piękna. - usłyszałem chichy kobiecy głos. Zaraz to nie głos, przestań. Zerknąłem na kobietę, która ciągle coś mówiła nawet nie wiem co.
Nie wiem kim ona jest, ale kimkolwiek nie jest wygląda jakby wróciła ze siłowni.
Stanąłem na przeciwko tej jędzy.
- Co?! - powiedziałem zdenerwowany.
- Co? - zamrugała zdziwiona.
Przewróciłem oczami i podszedłem do niej.
- Mój syn chciałby zaprosić Allison na swoje piąte urodziny.
Ona nie ma nawet pięciu lat, a już mam chłopaka na czarnej liście.
- Wnioskuje, że pan jest ojcem Allison? - zapytała.
Przełknąłem ślinę i obróciłem się do niej, sprawdzała czy dzieci są bezpieczne.
Dzieci wszędzie, jebane.
- Tak jestem. - powiedziałem.
Przygryzła wargę.
- Przepraszam może powinnam zapytać pańską... - popatrzyła na moją lewą rękę, a ja przewróciłem oczami. - Żonę.
- Moja żona nie żyje. - mruknąłem, a ona zastygła w miejscu.
- Oh. - zamrugała. - Ja...
- Przepraszam? - uniosłem brew. - Słyszę to cały czas. - westchnąłem.
Popatrzyła na mnie zmieszana jak każda kobieta ostatnio. Chyba czas stać się miłym.
- Kiedy jest to przyjęcie? - zapytałem.
- W sobotę o 10. - uniosła brew. - W town park.
- Ok, dzięki. Zobaczymy się kiedyś. - przewróciłem oczami.
- Będziesz potrzebował mój numer.
Zamrugałem. - Po co?
- W razie gdybyś nie mógł przyjść albo impreza została odwołana.
- Racja. - wyciągnąłem wizytówkę, podałem jej i odszedłem.
- Poważnie? Nawet nie zapytałeś jak mam na imię. - krzyknęła.
Pokręciłem głową. - Zadzwoń jak coś się zmieni. - powiedziałem wkurzony i odebrałem telefon.
- Malik!
- Hej Zee. Co robisz dziś wieczorem?
- Westchnąłem. Waliyha moja denerwująca już nie taka młodsza siostra.
- Podrapałem się po głowie i wsiadłem do samochodu.
- Nie wiem, a co?
- Myślałam, że skoro James odbiera Allison ze żłobka, mógłbyś wpaść na obiad albo my przyjdziemy do ciebie? - mruknęła.
Przysięgam, że Słyszałem tego fiutka James'a w tle. 
Podniosłem list, który dała mi dziś rano Eve.
- Okej, przyjdźcie do mnie. - powiedziałem. Muszę kończyć Wal, później pogadamy.
- Aw, okej. Pa Zeus!
- Uśmiechnąłem się. - Pa Wal.
Położyłem telefon na siedzeniu. Wziąłem głęboki wdech i otworzyłem list, żeby się przekonać że jest od osoby od której się spodziewałem. Od kiedy Victoria odeszła, czasami wysyła jej listy myśląc, że żyje i ma się dobrze, gdyby tylko wiedział.
Przygryzłem wargę.
- Mark?
- Tak proszę pana? - popatrzył na mnie w lusterku.
- O której, mam pierwsze spotkanie?
- Dziewiąta trzydzieści. - odpowiedział.
Zdecydowałem, że jednak go przeczytam.

- Droga Victorio.

Już prawie pięć lat jestem w tym miejscu.
Obiecałem sobie, że będę do ciebie pisał, nie zważając na to że prawdopodobnie ci się to nie podoba i nie będziesz tego czytać. Ale coś w pisaniu tych listów do ciebie daje mi nadzieje, że moje zdrowie psychiczne nie jest takie złe jakie jest w rzeczywistości. Kogo ja oszukuje?

Nie pisze do ciebie tak często jak przedtem i przepraszam za to. Nie mam nikogo innego oprócz ciebie. Może powinienem przestać? Może nie? Nie wiem.

Jestem na rozdrożu dróg. Jestem zagubiony. Dość o mnie. Co tam u ciebie?
Mam nadzieje, że twoja mała rodzinka ma się dobrze Tori.
I dalej przepraszam za wszystko co zrobiłem.

- Devon.

Zamknąłem oczy, wziąłem głęboki wdech i rzuciłem list w kąt samochodu.
Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do biura.
- Alana? - zmarszczyłem brwi.
- Tak proszę pana?
- Czy możesz zdobyć numer do Stanowego Więzienia Karnego w Kolorado? - zapytałem.
- Tak, sir.
- Za chwile będę. - rozłączyłem się i popatrzyłem na zegarek. - Pilnuj czasu Mark.
Nie odpowiedział, więc wyjrzałem przez szybę na miasto.
Zdecydowałem się napisać krótką wiadomość do Emmy, zanim moje oczy spoczęły na obrączce.
- Jesteś dziś dostępna?
Zmarszczyłem brwi i otworzyłem okno, żeby zaczerpnąć powietrza.
Zajęło jej to moment żeby mi odpisać.
- Myślałam, że z tym skończyliśmy.
Wziąłem głęboki wdech. Chciałbym z tym skończyć. Obiecałem sobie, że nie mogę już tak dłużej, ale nie wiem czy dam radę.
- Bo tak jest, ale to dla mnie trudne.
- Masz dojścia, znasz ludzi nie będę tego więcej robić Zayn.
Przewróciłem oczami.
- Nie chciałbym robić tego sam!
- Niestety będziesz musiał.
Westchnąłem i włożyłem telefon do kieszeni.
Jak ludzie ruszają na przód ze swoim życiem?

-----

Po raz pierwszy Waliyha i James przychodzą do mnie na obiad a nie ja do nich.
Przynajmniej tak jest lepiej bo Ally nie będzie smutna, kiedy byśmy musieli wychodzić.
Właściwie to ja też się cieszę, że ich zobaczę.
Otworzyłem frontowe drzwi, i wszedłem do domu.
- Kto to? - usłyszałem głos Wal i odgłosy kroków.
- Tatuś jest w domu! - powiedziała Allison, a ja położyłem walizkę na podłodze.
Przytuliła mnie, jej długie brązowe włosy uderzyły mnie w twarz.
Moje serce zaczęło szybciej bić.
- Jesteś już coraz większa. - powiedziałem podnosząc ją.
- Fagas z ciebie. - zaśmiała się Ally, a ja prawie co się nie wywróciłem.
- Czy wujek James cię tego nauczył? - zapytałem zaskoczony.
Kiwnęła głową.
Westchnąłem i pocałowałem ją w policzek.
- Jak było w żłobku?
- Robiliśmy kartki! Zrobiłam dla ciebie i dla mamusi.
Uśmiechnąłem się smutno i postawiłem ją na ziemi.
- Zanim mi pokażesz może pójdziesz przybić piątkę wujkowi James'owi w twarz? Wujek James tak lubi.
Zgodziła się i pocałowała mnie w policzek. - Dobrze, tatusiu.
- Hej, Zeus! - powiedziała Waliyha, a ja ją przytuliłem.
- Dzięki, że ją przywieźliście i powiedz James'owi żeby nie uczył ją przeklinać.
- Wal się zaśmiała.
- Przepraszam, to cały James.
- Ta, pewnego dnia dostanę od kogoś w twarz bo Allison nazwie go fagasem.
- O mój Boże. - zaczęła się śmiać.
- To nie jest śmieszne.
- No dalej Z, to jest śmieszne. - uszczypnęła mnie w ramię.
- Co tam stary? - zapytał James niosąc Allison na ramach.
- James ty mała pizdo. - mruknąłem, drugą cześć trochę ciszej, żeby Ally nie słyszała, cóż usłyszała.
- Mała pizda. - Allison się zaśmiała, a Waliyha popatrzyła na mnie.
- Może zna te słowa od ciebie. - powiedziała.
Pokręciłem głową.
- Nie, zna je od James'a.
- Tatusiu? - Ally trzymała się mojego swetra, a ja popatrzyłem a nią.
- Hmm?
Wujek James powiedział, że lubisz... - zrobiła pałzę i popatrzyła na James'a. - Chłopców. - mruknęła cicho. - Wujek James powiedział, że lubisz chłopców. - zaśmiała się, a ja pokręciłem głową.
- Możesz powiedzieć wujkowi James'owi, że może mi possać. - odszedłem od nich, a Waliyha popatrzyła na mnie.
- Zayn! - powiedziała powstrzymując śmiech, a ja mrugnąłem do Eve, która robiła obiad.
- To moja córka, więc mogę. - powiedziałem z uśmiechem.

-----

Hej wszystkim! Już dwa rozdziały za nami! Nie mogę uwierzyć, że skończyliśmy frostbite i jest już frozen. Chciałam wam bardzo podziękować za wszystkie miłe słowa skierowane do mnie i do Marty jesteście cudowni, aż łezka kręci się w oku! Kochamy was!! Do następnego, Martyna xx

Wersja na Wattpad: Klik!

poniedziałek, 5 października 2015

Rozdział 1

- Nie, nie. Nie powiedziałem tak. - pokręciłem głową, powstrzymując śmiech.
Nie można było przegapić szerokiego uśmiechu na mojej twarzy.
Ciężko to ukryć, kiedy się tak na mnie gapi. Te świecące, podekscytowane oczy.
- Powiedziałeś! Powiedziałeś, że jeżeli wygram, to spróbujemy z jeszcze jednym. - uśmiechnęła się.
Pochyliłem się, całując jej czoło i przyciągając do siebie.
- Nie wiem, Re. Może kiedy Allison skończy pięć lat. - uniosłem brew, a ona wydęła usta.
- To w następnym tygodniu. - powiedziała płaczliwym tonem.
- Dokładnie. - uśmiechnąłem się, a ona spojrzała na mnie.
- Naprawdę?
- Ale tym razem chcę chłopca. - uniosłem wyczekująco brew.
Victoria uśmiechnęła się, kiwnęła głową i przegryzła wargę.
Pociągnąłem za jej brodę.
- Ja też.
- Tatusiu! - odwróciłem głowę i zobaczyłem Allison, a Victoria westchnęła.
- Tatusiu!
- Idź. - powiedziała Victoria ze zmęczeniem.
- Nie, ale..
- Tatusiu! Obudź się! Tatusiu!
Poczułem ciężar, skaczący po mojej klatce piersiowej, jęknąłem i uchyliłem jedną powiekę, patrząc na Allison skaczącą po łóżku.
Jęknąłem znów i zamknąłem oczy.
- Tatusiu, tatusiu, zrobiliśmy dla ciebie napleśniki!
Uśmiechnąłem się i usiadłem, przyciągając do siebie Allison. Zaczęła głośno piszczeć, kiedy zacząłem ją łaskotać.
Jej brązowe włosy momentalnie zakryły moją twarz, ale nie przeszkadzało mi to.
- Shhh, Ally. - mruknąłem, kładąc ją obok siebie.
Zamknąłem oczy i miałem nadzieję, ze znów zasnę.
- Ale twoje śniadanie będzie zimne. - jęknęła.
Udawałem, że chrapię, a ona zaczęła się śmiać.
- Nie tatusiu, ty nie śpisz. - dotknęła palcem mojego nosa a potem zaczęła bawić się moimi brwiami.
Otworzyłem delikatnie oczy, żeby zobaczyć, jak bardzo się nad tym koncentruje. Przegryzła wargę, a ja zamknąłem oczy.
Nie wiem czemu, ale ona zawsze bawi się moimi jebanymi brwiami.
- Ally, jesteś gotowa do przedszkola? - uśmiechnąłem się do niej, a ona kiwnęła główką i usiadła.
- No wstawaj, zrobiliśmy napleśniki na śniadanie!
- Naleśniki. - poprawiłem ją.
- Naleśniki. - przedrzeźniła mnie, plując na moją twarz.
Zamknąłem oczy i wytarłem jej ślinę, śmiejąc się.
- Buzi? - wydąłem usta, a ona chwyciła moją twarz w dłonie, marszcząc swój nosek.
- Kujesz!
Pocałowałem jej policzki.
- Idź na dół. Tatuś musi się przebrać, dobrze?
- Bobrze, tatusiu, pośpiesz się! - kiwnęła głową, i wybiegła z pokoju, a ja wygramoliłem się z pościeli.
- I uważaj na schodach! - zawołałem.
Sięgnąłem na szafkę nocną po moje antydepresanty. Tak jak wczoraj, postanowiłem ich nie brać.
Ostatnio wszystko ze mną okej.
Dzień po dniu, miałem nadzieję, że będę się trzymał od nich z daleka.
To, że je biorę, przypomina mi o moim szaleństwie.
Miałem po prostu nadzieję, że nie biorąc ich, nie będę musiał polegać na czymkolwiek, żeby popaść w szaleństwo.
Bez niej wciąż staram się kontrolować to, jak się czuję.
Zanim poszedłem do łazienki, mój telefon zaczął dzwonić. Wstałem i go odebrałem.
- Malik!
- Dzień dobry słońce, jak twój brzuch?
Westchnąłem.
- Lepiej.
- Mhmmm?
- Chyba pójdę dzisiaj do pracy. - dodałem zmęczony.
- Wczoraj wyglądałeś na bardzo chorego.
Skrzywiłem się. Nie chcę przypominać sobie o wczorajszym dniu. Nie mogłem niczego przełknąć, od razu wymiotowałem.
- Więc, zamierzasz ją w końcu poznać...
- Mamo! - warknąłem. - Nie.
- Ale ona jest uroczą dziewczyną. Myślę, że byś ją polubił.
- Nie! - powiedziałem głośniej.
- Zayn, minęły cztery lata...
- Nie obchodzi mnie to. - zmarszczyłem czoło i schowałem twarz w dłoniach. - Porozmawiamy później.
- Przepraszam. - mruknęła. - Chcę ci tylko pomóc. Lubię, kiedy jesteś szczęśliwy.
- Jestem szczęśliwy mamo... - przewróciłem oczami kiedy mi przerwała.
- Szczęśliwy z kimś innym. Wiem, że to okropna strata, ale minęły cztery, prawie pięć lat. Musisz ruszyć naprzód.
- Tato! - Allison weszła do pokoju ze zmarszczonym czołem i rękami podpartymi na swoich małych bioderkach.
Uśmiechnąłem się.
- Powiedziałeś, że się przygotujesz! - warknęła.
Zaśmiałem się.
- Ally, chcesz pogadać z Naną?
Dzięki Bogu. Przynajmniej odwróci uwagę Trishy od tego tematu.
Podałem jej telefon i założyłem obrączkę na palec, po czym ruszyłem w stronę garderoby, żeby wyciągnąć garnitur.
Słyszałem Allison, jak rozmawia z Trishą.
Od moich urodzin Trisha wpycha mnie w randkowe koło, w którym absolutnie nie chcę brać udziału.
Kiedy tylko ma szansę, umawia mnie na randkę w ciemno.
Mam dość tych randek.
Cztery lata temu moja żona odeszła. A kiedy umarła, część mnie umarła razem z nią.
Miłość do mojej żony jest wieczna i frustruje mnie to, ze moja mama tego nie widzi.
Nie chcę się z nikim widywać, tym bardziej kiedy Allison dorasta.
- Tatusiu, Nana chce z tobą porozmawiać.
Westchnąłem zirytowany i dołączyłem do niej, kiedy chwyciła moją rękę w swoją malutką dłoń.
Zaciągnęła mnie na dół, do kuchni, a moja mama wciąż truła i próbowała namówić mnie na randkę, która w ogóle mnie nie interesowała.
Na ostatniej randce w ciemno spotkałem moją ex uległą.
Możecie sobie tylko wyobrazić, jak strasznie niezręcznie mogłoby być, jeśli dowiedziałaby się o moim trybie życia sprzed czerech lat.
Tak czy siak, randka nie trwała długo.
- Tatusiu, zobacz! - Allison uśmiechnęła się i wskazała palcem na naleśniki na stole.
- Ma na imię Talia.
- Nie chcę! - zmarszczyłem brwi.
- Ale to urocza dziewczyna...
- Powiedziałem nie!
- Tatusiu! - Allison pociągnęła mnie za spodnie, a ja machnąłem na nią ręką.
- Zayn... - moja irytacja wzrosła.
- Mamo, powiedziałem, że nie jestem zainteresowany. - powiedziałem z frustracją.
- Ale to będzie dla ciebie dobre.
- Tatusiu!
- Allison! - powiedziałem surowo i znów skupiłem swoją uwagę na telefonie. - Mamo, nie pójdę na żadną randkę. - warknąłem i rozłączyłem się, a Allison znów pociągnęła za moje spodnie.
- Tatusiu, spójrz!
- Allison! Co ci mówiłem na temat przeszkadzania mi, kiedy rozmawiam przez telefon? To niemiłe!
Mrugnęła, wydęła wargi i spojrzała w dół ze smutkiem, a włosy zasłoniły jej twarz.
Coś łupnęło w moje serce. Kucnąłem, żeby być na jej poziomie.
- Przepraszam księżniczko. Tatuś nie chciał na ciebie krzyczeć.
Kiwnęła głową w ciszy i odeszła, siadając na krześle przy stole.
Westchnąłem cicho i usiadłem tam, gdzie był mój talerz.
- Sama je zrobiłaś? - powiedziałem z ekscytacją, a ona kiwnęła głową, wciąż w ciszy, bawiąc się swoimi palcami.
Przypomina ją, kiedy tak robi.
- Ally, nie bądź na mnie zła. - wydąłem żartobliwie usta, a ona uśmiechnęła się, sprawiając, że jej pucowate policzki jakby urosły.
- Nie jestem na ciebie zła, tatusiu. Ma pomogła mi zrobić napleśniki.
- Naleśniki. - poprawiłem ją. - Dobrze wyglądają, Ally.
Wyciągnęła swoją malutką rączkę po syrop, zaciskając na nim palce. Zabrałem go od niej.
- Nie za dużo. - zmarszczyłem czoło i polałem swój naleśnik.
Sięgnęła po krem, a ja patrzyłem, jak próbowała wylać go na swoje naleśniki.
- Tatusiu, nie działa!
- Patrz.
Obróciłem go do góry nogami i wylałem trochę na jej talerz, a ona się uśmiechnęła.
- Dzień dobry, sir.
- Dobry. - uśmiechnąłem się, kiedy Eve położyła kopertę obok mnie.
- Z Colorado. - powiedziała cicho.
Przestałem jeść i spojrzałem na nią, marszcząc czoło.
- Colorado?
Kiwnęła głową i odeszła.
- Otwórz, tatusiu! - Allison uśmiechnęła się z podekscytowaniem, a jej policzki były brudne i klejące się od syropu.
Jasna cholera Allison.
- Później otworzę. Najpierw zjemy śniadanie.
Uśmiechnęła się ledwo widocznie, z kremem na brodzie, odgarniając włosy klejącą się rączką.
- I po tym jak cię umyjemy. - mruknąłem zdesperowany.
Kiedy skończyła jeść pół swojego naleśnika, odprowadziłem ją do toalety i podniosłem ją, żeby dosięgała do zlewu.
Muszę kupić jej stołek. Nie mogę tego robić przez cały czas.
- Tatusiu, na dół proszę.
Postawiłem ją na nogi, a ona pobiegła, żeby wziąć swój plecaczek, który jest większy od niej i uśmiechnęła się do mnie.
- Gdzie twoja szczotka? - wyrzuciłem ręce w powietrze, w teatralny sposób, z konsternacją, a jej oczka się rozszerzyły.
- Oh nie! - pobiegła z powrotem do swojego pokoju. - Tato! Tatusiu! Gdzie jesteś?!
Poszedłem na dół i zatrzymałem się w połowie, patrząc w górę, gdzie stała na szczycie schodów.
- Tutaj, kochanie.
- Była w twoim pokoju! - uśmiechnęła się, trzymając szczotkę w ręce i zbiegła ze schodów.
- Ally uważaj!
- Czecież uważam! - odpowiedziała.
Zanim złapałem jej dłoń, nie trafiła w stopień. Złapałem ją, zanim upadła.
Przytrzymałem ją mocno, wzdychając z ulgą.
Jezus, serce mi prawie z piersi wypadło.
- Cała mamusia. - uśmiechnąłem się, a ona zachichotała. - Mówiłem, żebyś uważała.
- Proszę. - z uśmiechem podała mi szczotkę.
- Wujek James odbierze cię z przedszkola.
- Gorący wujek James! - uśmiechnęła się.
Zmarszczyłem czoło.
- Nie. - pokręciłem głową.
- Tak! - kiwnęła głową, kiedy posadziłem ją na krześle.
- Ally, tłumaczyłem ci już. Wujek James ma...
- Ma małego? - skrzywiła się.
Uśmiechnąłem się.
- Tak. I co powiesz kiedy zobaczysz wujka Jamesa?
- Powiem, że ma małego.
Zaśmiałem się.
- Dobra dziewczynka.
Zachichotała, a ja pokręciłem głową.
- A teraz rozczeszmy te twoje włosy.
----
Wersja na Wattpadzie tutaj!

Początek!

Witamy bardzo serdecznie!
Mamy nadzieję, że otrząsnęłyście się już po tragicznym zakończeniu Frost Bite i jesteście gotowe na Frozen.
Czwarta część przygód Zayna ma w oryginale jak na razie tylko 8 rozdziałów, jednak Chanel oznaczyła tą książkę jako Short Story.
I na marginesie muszę napisać, że ostatni rozdział dodała chyba z pół roku temu, więc nie wiem jak to będzie...
Niestety nie ma trailera do tej historii, płaczę rzewnie.
Rozdziały dalej tłumaczą Martyna i Marta, pozdrawiamy serdecznie i machamy do monitora :D
Ze spraw organizacyjnych, mamy ogromną prośbę, żeby wpisywać swoje nicki z Twittera w zakładce Informowani.
Jest was sporo, a dużo nazw na Frost Bite jest nieaktualnych, po prostu chcemy mieć świeżą listę.
Zmieniłyśmy również nazwę konta - nazywamy się teraz @frozen_pl , tweetujemy również z hasztagiem #frozenpl
Ten przepiękny szablon wykonała dla nas najukochańsza @cvpcakestyles , ogromnie dziękujemy!
Będziemy się niezmiernie cieszyć, jeśli tą część będziecie czytać tak samo chętnie jak pozostałe trzy, mimo śmierci Victorii.

SERDECZNIE ZAPRASZAMY!