sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 9

- Jakieś wiadomości? - zapytałem, idąc w stronę mojego biura.
- Tak, jedna od pańskiej matki i dwie od Waliyhi.
Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na nią.
- Związane z pracą?
- Oh. Nie, sir.
Przewróciłem oczami i wszedłem do biura, a moje poirytowanie wzrosło.
- Leigh. Zadzwoń do mojej matki i przełącz ją na linię pierwszą. - zmarszczyła brwi, kiwnęła głową i wróciła do swojego biurka, a ja spojrzałem na swoje e-maile.
Nie odpowiedział jeszcze.
Mój telefon zaczął dzwonić, więc go odebrałem.
- Malik!
- Witaj, słońce, co u ciebie?
- Dobrze, mamo. - powiedziałem cicho, z frustracją przeczesując włosy.
- Rozmawiałeś z Waliyhą?
Ignorowałem ją.
- Nie. Nie rozmawiałem. Mogłabyś proszę przestać zostawiać mi wiadomości, kiedy jestem w pracy?
- Cóż, przepraszam, ale nie odbierałeś swojego telefonu. To nie moja wina.
- Allison była chora, więc musiałem się nią zająć. - powiedziałem sfrustrowany.
- Kiedy skończysz pracować, twój ojciec i ja chcemy, żebyś wraz z moją piękną wnuczką przyszedł na kolację. James i Waliyha mają swoją pierwszą rocznicę.
-  Łoł. I co na to Yaser? - uśmiechnąłem się.
- Zayn. - prychnęła moja mama.
Zaśmiałem się cicho.
- Muszę lecieć, mamo. Będę o szóstej.
- Okej, kocham cię skarbie.
- Też cię kocham mamo. - westchnąłem i rozłączyłem się, kiedy mój drugi telefon zaczął wibrować.
Szybko przejrzałem e-mail i zmrużyłem oczy.
Podniosłem telefon i czekałem aż Leigh w końcu odbierze.
- Tak, sir?
- Zmiana planów. Mój następny lunch odbędzie się w Lagunie.
- Tak, sir. Coś jeszcze?
- Nie. - rozłączyłem się i westchnąłem cicho, a moje palce obracały się wokół obrączki.
Jak ruszyć dalej, kiedy wciąż jest się emocjonalnie przywiązanym do tej osoby?

***

- Tatusiu! - Allison rozszerzyła oczy i zaczęła biec w moją stronę.
Cały czas się boję, że kiedyś upadnie, ale ten dzień na szczęście jeszcze nie nadszedł.
Kucnąłem i uśmiechnąłem się, zamykając ją w mocnym uścisku.
- Cześć, księżniczko. Dobrze się dzisiaj bawiłaś? - uśmiechnąłem się.
Kiwnęła głową z rozbawieniem.
- Tatusiu, malowaliśmy palcami a potem bawiliśmy się z linociastem!
- Linociastem? - zaśmiałem się. - Ciastoliną, skarbie. - poprawiłem ją.
- No właśnie tym. - postawiłem ją na nogach, założyłem jej kurtkę i pochyliłem się, by ją zapiąć.
- Zimno dzisiaj, Ally, na pewno chcesz zobaczyć mamusię?
Kiwnęła główką.
- Tatusiu, cały dzień na to czekałam.
- Dobrze, ale najpierw coś zjemy. - powiedziałem i zobaczyłem jak Eve idzie w stronę wejścia. - I idziemy dzisiaj zobaczyć Nanę i Papę dzisiaj wieczorem! - powiedziałem z uśmiechem.
- Ciocię Liyę też, tatusiu?
- Tak, ciocia też tam będzie. - a wujek James pewnie zrobi z siebie fiuta podczas oświadczyn.
- A mogę zostać u cioci na noc, tatusiu? - zapytała, wsiadając do auta.
Sarkastycznie wydąłem usta.
- A co ze mną?
- Przecież wciąż cię kocham, tatusiu. - uśmiechnęła się, kiedy zapinałem jej pas.
- A ja ciebie bardziej, księżniczko. Tatuś musi porozmawiać z Ma. - pocałowałem ją w policzki i zamknąłem drzwi, idąc w stronę wejścia do domu.
- Dziękuję za opiekę nad nią, Eve. - powiedziałem uprzejmie.
- W porządku. Nie musi mi pan dziękować. - uśmiechnęła się miło, a ja wcisnąłem jej w dłoń kopertę z bonusową wypłatą, a ona spojrzała na nią skonsternowana.
- Do zobaczenia dziś wieczorem.
Kiwnęła głową z uśmiechem, a ja wyszedłem z domu.
- Juhu! Tatusiu, jedziemy zobaczyć się z mamusią! - uśmiechnęła się. - Zrobiłam mamusi kartę i.. i trochę pizzy z mojego linociasta! I kartę też dla niej zrobiłam tatusiu.
- Tak, księżniczko? To fajnie. Mamusi się spodoba. - uśmiechnąłem się do wstecznego lusterka. - Brzmisz trochę lepiej, Ally.
- No, bo czuję się lepiej, tatusiu. Ale to nadal kwestia do dyskusji.
Zaśmiałem się cicho i skręciłem w stronę McDonalda.
Zamówiłem Allison nuggetsy i pojechałem w stronę głównej drogi.
Moje myśli na temat wszystkiego zrobiły się jakieś pogmatwane.
Devon, Nicole? Dlaczego to wszystko musi się teraz dziać?
- Tatusiu! - krzyknęła Allison.
- Tak, panienko Allison? - powiedziałem z wyczekująco.
- Idę dzisiaj do cioci Liyi co nie, tatusiu? - zapytała.
Zacisnąłem usta i skręciłem w stronę wzgórza.
- Może, Allison.
Wysiadłem z samochodu i pomogłem Ally wysiąść. Niosłem ją na rękach do samego grobu.
Moje serce zawsze bije szybko, kiedy się do niej zbliżam.
Westchnąłem ze smutkiem, Allison uśmiechnęła się i wyśliznęła się z mojego uścisku. Postawiłem ją na nogi, a ona szybko podbiegła do kamienia i uśmiechając się, położyła pizzę na płycie.
- Spójrz mamusiu, zrobiłam ci pizzę. - powiedziała podekscytowana Allison.
Mały uśmiech wykrzywił moje usta. Pochyliłem się i pocałowałem Ally w skroń.
- Mam nadzieję, że tam na górze wszystko w porządku. - mruknąłem cicho.
- Ciiiii, tatusiu, teraz moja kolej rozmawiania z mamusią. - szepnęła Allison.
- Przepraszam, serduszko, pozwolę ci porozmawiać z mamusią. - wstałem, pozwalając jej być sam na sam, a ona kontynuowała gadanie o pizzy i karcie, którą sama zrobiła.
Moje myśli znów się skłębiły, kiedy wspomnienia zaczęły napływać do mojej głowy.
Strasznie za nią tęsknię. Za każdym razem kiedy czuję, że zbliża mi się wybuch, odcinam się od ludzi i przychodzę tutaj.
To zawsze mnie uspakajało, tak jakby ona wciąż tu była.
Westchnąłem i spojrzałem przez ramię na Allison i grób. Moje ręce były głęboko w kieszeniach. Wziąłem głęboki oddech.
- Chciałbym, żebyś tu była, Re. Nie wiem, czy to przeznaczenie, ale wątpię, że mogłaby cię zastąpić. - mruknąłem cicho. - Nikt nie może.
Allison spojrzała w moją stronę.
- Tatusiu, ale mamusia cię nie słyszy. - powiedziała jak do idioty.
Uśmiechnąłem się i zmarszczyłem czoło, kiedy mój telefon zaczął dzwonić w mojej kieszeni.
- Malik!
- Ah. Cześć. - usłyszałem głos Devona i prychnąłem z irytacją.
- Kiedy ty się poddasz Devon, co? - warknąłem.
- Chcę tylko wybaczenia, proszę! - mruknął Devon.
- Musisz przestać do mnie wydzwaniać. - rozłączyłem się natychmiastowo i zmarszczyłem czoło, patrząc na Allison, która splotła rączki na swojej klatce piersiowej.
- Co to za mina, księżniczko?
- Czemu nie mówisz do mamusi?
Uśmiechnąłem się.
- Skończyłaś?
Kiwnęła głową z uśmiechem.
- Niedługo twoje urodziny. Powiesz mamusi co zamierzamy zrobić? - powiedziałem, siadając naprzeciw grobu.
Allison usiadła na moim kolanie, a ja się uśmiechnąłem.
- Oh tak. Mamusiu, jedziemy na wyspę w Fuck it. - uśmiechnęła się wdzięcznie a ja zmarszczyłem czoło.
- Phuket. - poprawiłem ją surowo.
- Fuck it. (jebać to) - Allison znów spróbowała, a ja próbowałem powstrzymać śmiech.
- Niezła próba, skarbie. - przewróciłem oczami. - Tutaj robi się zimno, więc pomyśleliśmy, że pojedziemy na wakacje, zobaczyć, jak miewa się twoja wyspa. - uśmiechnąłem się, patrząc w dół na Allison, która wąchała kwiaty. - Kocham cię, skarbie. - mruknąłem cicho, pocałowałem swoje palce i położyłem dłoń na płycie grobowej.
Moje serce zacisnęło się, kiedy Allison zrobiła dokładnie to samo.
- Kocham cię, mamusiu. Mam nadzieję, że kiedyś też będę aniołkiem, tak jak ty.
- Do tego jeszcze dużo czasu, księżniczko. - pocałowałem ją w policzek, a ona zachichotała, bo mój zarost ją łaskotał.
- Tatusiu, łaskoces.
Kontynuowałem całowanie jej szyi i policzków, a ona wciąż się śmiała.
- Tatusiu!
Zachichotałem i pocałowałem jej skroń, po czym ją przytuliłem ją mocno.
- Jeszcze trochę i będziesz miała pięć lat, kochanie. - mruknąłem. - Czas szybko leci.
- Czy już czas pożegnać się z mamusią? - zapytała Ally.
Kiwnąłem głową ze smutkiem, kiedy Allison pocałowała swoje rączki i położyła je na jej zdjęciu.
Zacisnąłem powieki i wziąłem głęboki oddech.
- Kocham cię, kochanie. - powiedziałem raz jeszcze i odszedłem.

______

Życzę wam spotkania idola, dużo rozdziałów waszych ulubionych fanfików, pieniędzy na bilety na koncerty i żeby każda niezwykła historia przydarzyła się każdej z was, bo jesteście równie niezwykłe jak rzeczy, które czytacie! :*
Eniłej.
Śmiem was serdecznie zaprosić na nowe opowiadanie, które zamierzamy z Martynką tłumaczyć.
Nazywa się "Malik" i jest autorstwa Chanel, więc :3
Trzecią tłumaczką jest Monika, we trzy jesteśmy z imieniem na "M", jesteśmy Ememems xd

sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 8

Dziwnie było się obudzić przez dzwoniący telefon, a nie Allison skakającą po łóżku.
Przekręciłem się na drugą stronę i jak zawsze zobaczyłem Ally przytuloną do mojego ramienia, pocałowałem ją w policzek i odrzuciłem połączenie.
Ktokolwiek by nie dzwoni, może zaczekać nie chcę jej obudzić.
Allison zakaszlała we śnie, a ja zdałem sobie sprawę jak bardzo czerwone są jej policzki.
Zmarszczyłem brwi, usiadłem i położyłem rękę na jej czole, które było strasznie rozpalone.
- Ally? - mruknąłem cicho. - Skarbie.
Nienawidzę jej budzić.
- Allison, kochanie.
Westchnęła i kaszlnęła.
- Dobrze się czujesz? - zapytałem.
Jej policzki płonęły ogniem, a kiedy otworzyła oczy byłe całe we łzach.
Moje serce zamarło, natychmiast wziąłem ją na dół.
- Tato. - powiedziała w bólu i zaczęła kaszleć.
- Shhh, skarbie, wiem. - powiedziałem cicho.
Eve wyglądała na lekko zdziwioną widząc mnie tak wcześnie rano, a na dodatek niosąc chorą Ally.
Wyjąłem butelkę wody z lodówki i zaoferowałem ją małej która na mnie popatrzyła.
- Wody?
Pokręciła głową, a ja westchnąłem i położyłem ją na krześle.
- Tatusiu, jest mi gorąco! - powiedziała.
- Eve mogłabyś znajść paracetamol, kiedy będę sprawdzał jej temperaturę?
Eve kiwnęła głową.
- Oczywiście.
Ally zaczęła się trząść z zimna i nie przestała dopóki nie wziąłem ją w ramiona.
- Zapomniałem termometru. - mruknąłem do niej, kiedy zamykała oczy.
Zmoczyłem ręcznik w zimnej wodzie.
- Tatusiu. - powiedziała cicho.
Związałem jej włosy w jakiś rodzaj niechlujnego koka i położyłem na jej czole ręcznik.
Usiadłem, a Ally położyła się na moich nogach.
- Kochanie, Eve zaraz przyniesie jakieś lekarstwo to poczujesz się lepiej, dobrze?
Kiwnęła głową, a ja westchnąłem i przyciągnąłem ją bliżej siebie. Poprawiłem ręcznik na jej głowie, a ona natychmiast zasnęła.
Moja biedna córka jest chora i jeszcze ma ten jebany usztywniacz na nodze.
Ściągnę to.
I tak już niedługo nie będzie w tym chodzić.
- Proszę, sir. - Eve, podała mi łyżeczkę z truskawkowym paracetamolem specjalnie dla Ally.
Wziąłem od niej lek i zacząłem budzić Allison.
Otworzyła lekko oczy, a ja podałem jej łyżeczkę.
Eve wróciła z wodą i Allison wzięła lek.
Zapełniłem łyżeczkę jeszcze raz, a ona pokręciła głową.
- Nie, tatusiu.
- Jeszcze jeden raz i poczujesz się lepiej.
- Nie. - pokręciła głową i schowała twarz w moją szyję.
Westchnąłem, a Eve zabrała ode mnie leki.
- Dziękuje. - powiedziałem i wziąłem od niej resztę wody.
- Napij się jeszcze. - powiedziałem cicho.
Nie ruszyła się, ale chwilę później wypiła kilka łyków, a ja pocałowałem ją w policzek.
Ręcznik spadł z jej czoła więc szybko go złapałem.
Położyłem szklankę na stoliku, a Ally ponownie ułożyła się na moim torsie. 
Wygląda na to, że dziś nie idę do pracy.
Kiedy zasnęła, położyłem ją obok siebie i wstałem.
Wykonałem kilka telefonów, żeby przesunąć bądź odwołać kilka spotkań.
Nie byłem pewny kto dzwonił do mnie rano, ale nie mam ochoty teraz oddzwaniać.
Był to jakiś zastrzeżony numer więc jeśli bardzo ten ktoś chce ze mną porozmawiać powinien zadzwonić od razu gdy zignorowałem pierwszy telefon.
Sprawdziłem co u Ally, która ciągle spała.
Moje biedne dziecko.
Siedziałem z nią przez większość czasu sprawdzając jej temperaturę i zmieniając okłady z ręcznika.
Pocałowałem ją w policzek i westchnąłem.
Jak do chuja to się stało, że jesteś chora, Allison?
Musiała to złapać gdzieś w żłobku.
- Sir, ktoś czeka przy wejściu. - powiedziała Eve.
Tak sobie leżałem i oglądałem "Nastoletnich tytanów" i nawet nie zdałem sobie sprawy, że minęło tyle czasu.
Ubrałem dresy.
Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem Nicole, przewróciłem oczami i odchyliłem się, kiedy zaczęła się patrzyć w miejsce w którym przed chwilą byłem.
- Kurwa. Która godzina? - zapytałem Eve.
- 11:30, sir. - powiedziała.
Westchnąłem i podszedłem do drzwi by je otworzyć.
Uniosła brew kiedy mnie zobaczyła i cofnęła się o krok.
- Przepraszam, nie chciałam cię obudzić, albo przeszkodzić. Chciałam tylko oddać ci klucze.
Przeczesałem włosy i zdałem sobie sprawę, że dziwnie to wyglądało.
Jej oczy wlepione były w mój nagi tors.
- Jest ok. Moja córka jest chora więc nie miałem czasu, żeby się przebrać czy coś.
Popatrzyła na mnie i podała mi klucze.
- Dzięki, więc zgaduje, że masz już swój samochód? - zapytałem i zakryłem się lekko rękami gdy zimny wiatr zawiał mocniej.
Kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Może moja nagość jest dla niej niekomfortowa.
Popatrzyłem na nią miała na sobie jeansy i skórzany żakiet. Jej ciemno brązowe włosy niemal przypomniały mi te Victorii przed dodaniem do nich kilku pasemek.
- Tak. Dziękuje ci bardzo za tatuaże... to znaczy za samochód! Przepraszam, chciałam ci tylko oddać...
Podała mi czek i butelkę wina, a ja zmarszczyłem brwi.
- Nie. Nie, nie trzeba.
- Tatusiu... - odwróciłem się i zobaczyłem Allison stojącą i pocierającą ręką oczy.
Zaczeła płakać, więc natychmiast wziąłem ją na ręce.
Popatrzyłem na czek od niej, żeby zobaczyć jak się nazywa.
Nicole Williams.
- Przepraszam powinnam już pójść. - powiedziała.
- Nicole. - stanąłem tak blisko niej, że słychać było bicie jej serca.
Oddałem jej czek.
- Nie trzeba.
- Nie, proszę. Nalegam.
- Poważnie, w porządku.
Westchnęła i wzięła go ode mnie.
Nicole uśmiechnęła się do Allison i popatrzyła na mnie.
- Czuję się źle mówiąc to przy twojej pięknej córce ale... - wzięła głęboki wdech. - Nieważne, zapomnij.
- Dziękuje za twoją pomoc. Naprawdę to doceniam. - powiedziała. - Miło było cię spotkać, Zayn.
Chyba myśli, że już nigdy się nie zobaczymy w sumie nie wiem czy chcę się jeszcze z nią kiedyś widywać.
Popatrzyłem na Ally.
- Jak tam moja księżniczko? - zapytałem i zamknąłem drzwi.
Popatrzyła na mnie, a ja wskoczyłem z powrotem na łóżko.
- Tatusiu muszę siku. - mruknęła.
Położyłem ją lekko na podłodze, a ona popatrzyła na mnie dziwnie.
Poczekałem aż skończy za drzwiami i wszedłem, żeby podnieść ja do umywalki.
- Wyglądasz trochę lepiej. Ale na pewno nie na 100% dobrze prawda?
Pokręciła głową, a ja ją podniosłem.
- Tatusiu, głowa mnie boli. - powiedziała, a jej policzki znowu nabrały koloru.
Przynajmniej zaczyna mówić. Wiem, że nie jest już tak źle.
- Chodź kochanie. - powiedziałem, a ona przytuliła się do mnie.
Wziąłem laptop i ułożyłem się koło Ally która zasypiała.
Muszę popracować nad kilkoma statystykami i wysłać emaile do Ted'a o Java Hut.
Java Hut ostatnio ma całkiem dobre obroty.
Zaczynamy budować nowe punkty nawet w USA. Pamiętam jak Ted i Victoria mówili, że to najgorszy biznes w jaki się mogłem pchać, a teraz co?
Zamknąłem niepotrzebne programy i ukazał mi się pulpit ze zdjęciem Victorii.
Popatrzyłem na moją obrączkę i na Ally leżącą obok mnie.
Westchnąłem i sięgnąłem po telefon by zadzwonić do Daniel'a.
- Tutaj Daniel.
- Siema stary, tu Zayn. - powiedziałem.
- Panie Malik, kupa czasu co tam?
- Dobrze, przepraszam że tak rzadko dzwonię, ale czy mogę cię prosić o przysługę?
Wiem, że się zgodzi ponieważ pieniądze które przelewam na jego konto zawsze go przekonują.
Jest jedyną osobą którą znam i ufam która zrobi coś porządnie.
- Oczywiście, oczywiście, co tylko chcesz.

//

- Tatusiu, tatusiu!
Poczułem dłoń uderzającą o mój tors i obudziłem się.
- Tatusiu twój telefon dzwoni.
- Huh? - mruknąłem, wziąłem telefon i popatrzyłem na Ally. - Lepiej się czujesz?
Jej policzki dalej były różowe ale już mniej.
Sprawdziłem godzinę.
9:30.
Już wieczór.
- Dalej jest ci gorąco?
Pokręciła głową.
- Jesteś głodna? - zapytałem.
Kiwnęła głową, a ja wyszedłem z łóżka.
- Wstawaj, tata zrobi ci twoje ulubione jedzenie.
- Podnieś, tatusiu. - powiedziała, a ja zdałem sobie sprawę że nie może poprawnie chodzić w tym usztywniaczu.
Podniosłem ją i posadziłem na stołku w kuchni.
Włożyłem do mikrofalówki makaron z serem.
Oddzwoniłem do Daniel'a.
- Przepraszam, sir nie chciałem cię obudzić.
Wyciągnąłem pudełko z mikrofalówki..
- Ok, nic się nie stało. Znalazłeś coś? - zapytałem.
Wyciągnąłem jedzenie z opakowania i rozłożyłem na talerzu, następnie włożyłem do podgrzania na jeszcze trzydzieści sekund.
- Chcesz, żebym wysłał ci to emailem?
- Proszę. - kiwnąłem głową jakby mógł to zobaczyć.
- Bądź ostrożna jest gorące, Ally. - powiedziałem i położyłem przed nią talerz.
- Dziękuje! - uśmiechnęła się i zaczęła powoli jeść.
- Pogadamy później Daniel. - powiedziałem i rozłączyłem się.
Podszedłem do Allison i pocałowałem ją w pliczek.
- Dobrze się czujesz?
Kiwnęła głową. Jeszcze raz związałem jej włosy by nie przeszkadzały jej w jedzeniu.
Zauważyłem, że kiedy jest chora to prawie nic nie mówi. To coś czym mogę się sugerować w przyszłości jeśli coś jej będzie dolegać.
Kiedy skoczyła poszliśmy na kanapę, była strasznie rozbudzona co wcale mnie nie zdziwiło skoro spała cały dzień.

//

- Sir?
Zmarszczyłem brwi.
- Sir?
Otworzyłem oczy i zobaczyłem Eve.
Moja szyja bolała więc trochę ją rozmasowałem, kiedy Eve patrzyła na mnie.
Allison leżała obok mnie, a kanał z bajkami był nadal włączony.
- Tak? - zapytałem.
- Pan Blackwood jest tutaj. - powiedziała i James wszedł do środka.
- Woah. Przypomnij mi, żeby nie pukać twojej siostry. - powiedział i usiadł obok mnie.
Jebnę go kiedyś.
- Oglądasz kanał dla dzieci?
- Allison była wczoraj chora. - powiedziałem. - Całą noc była na nogach.
- Super. - powiedział, a ja popatrzyłem na niego zdziwiony. - Więc, jak tam?
- Chujowo, James.
- Super. - powiedział ponownie.
- Jesteś zryty i zachowujesz się dziwnie. - przewróciłem oczami.
Wzruszył ramionami.
- Czemu?
- Nie rzucasz żadnymi żartami? - powiedziałem. - Co się stało? Wyrzuć to z siebie?
Westchnął, a ja usiadłem.
- Stary, boję się zapytać twojego ojca. - powiedział.
- Zapytać mojego ojca? O co?
Nic nie powiedział, a ja zmarszczyłem brwi.
O co on będzie pytał ojca?
Wtedy to do mnie doszło.
- Chcesz się oświadczyć? - zapytałem cicho.
Kiwnął głową.
- Potrzebuje twojej pomocy, stary.
- Wiem, że Waliyha nie praktykuje dokładnie naszej religii... - zrobiłem pauzę, kiedy zauważyłem nadzieje w jego oczach.
Zamknąłem oczy i schowałem twarz w dłoniach.
- Nie martw się ojcem, ani tym co powie. Zajęło mu 10 lat, żeby mi wybaczyć. - splunąłem.
- Twój ojciec już mnie nienawidzi.
Wzruszyłem ramionami.
- Więc, co ci szkodzi skoro już cię nie lubi?
Zmarszczył brwi i popatrzył na Allison, która spała obok mnie.
- On zabije mnie kiedy będę spał.
Co za pojeb.
- Kochasz moją siostrę? - popatrzyłem na niego.
- Tak.
Kaszlnąłem.
- Więc, zrób co do ciebie zależy. Może nie jesteś muzułmaninem ale...
- To jest ten problem. Twój ojciec skreśla mnie, ponieważ nie jestem muzułmaninem. - westchnął.
Uniosłem brew.
- Przejdź na naszą religię jeśli się boisz. - powiedziałem.
Pokręcił głową.
- Nie, jest ok.
Uśmiechnąłem się i zacząłem bawić się włosami Ally.
- Masz moje błogosławieństwo, stary. - powiedziałem.
- Serio?
Kiwnąłem głową i popatrzyłem na Allison, która wstała.
- Tatusiu...
- Dzień dobry, skarbie. - mruknąłem.
- Czujesz się lepiej?
Kiwnęła głową i popatrzyła na James'a.
- Wujek James! - uśmiechnęła się i zaczęła przeze mnie przechodzić by przytulić James'a.
Przytulił ją i uśmiechnął się.
- Jak tam moja mała Ally-stein? - zapytał, kiedy sprawdziałem jej policzki i czoło.
- Zaraz wrócę. - powiedziałem.
Wstałem i ruszyłem w stronę kuchni gdzie była Eve.
- Dzień dobry, sir. - uśmiechnęła się.
- Dobry. - mruknąłem. - Mogłabyś zająć się Ally, muszę zrobić coś w gabinecie.
Kiwnęła głową.
- Oczywiście.
- Dziękuje. - ruszyłem na górę, żeby wziąć szybki prysznic i przebrać się.
Wykonałem kilka telefonów które wczoraj zignorowałem i wróciłem do James'a i Allison.
- Oh i co stało się po tym? - zapytał James.
Allison zaczęła się śmiać.
- Tatuś był zły.
James zaśmiał się.
Allison zachowuje się już tak jak zawsze ale po jej oczach można poznać, że nie jest jeszcze do końca zdrowa.
- Jak się czujesz? - zapytałem i usiadłem przy stole.
- Lepiej, tatusiu.
- Założyłem jej z powrotem usztywniacz. - powiedział James. - Powinienem już iść, Waliyha chciała z tobą porozmawiać, jest jej przykro.
- Porozmawiam z nią kiedy będę mógł. - mruknąłem.
James kiwnął głową i poczochrał moje włosy.
- Potrzebujesz strzyżenia, stary. - zaśmiał się.
Zmarszczyłem brwi i uderzyłem go w rękę.
- Tak, tak.
James pocałował w policzek Ally.
- Kocham cię, Ally-stein.
- Kocham cię, wujku James. - uśmiechnęła się.
- Kocham cię, Zayn. - powiedział słodko, a ja przewróciłem oczami.
- Do widzenia, James.
James się zaśmiał i pomachał Ally, kiedy Eve zamykała za nim drzwi.
- Tatusiu idziesz dziś zobaczyć mamusię? - zapytała.
Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na nią.
- Chcę zobaczyć mamusię?
Kiwnęła głową.
- Okej, więc pójdziemy ją zobaczyć. - uśmiechnąłem się. - Ale, najpierw tatuś musi iść do pracy, później po ciebie przyjadę zjemy coś i pójdziemy do mamy.
Ponownie kiwnęła głową, a ja zacząłem całować ją kilka razy w policzki.
Zaczęła się śmiać.
- Kocham cię, Ally.
- Kocham cię, bardziej tatusiu. - uśmiechnęła się, a ja poinformowałem Eve o planach na dzisiejszy dzień.
- Bądź grzeczna, Allison. - powiedziałem i wyszedłem z domu.
W mojej głowie pojawiła się Nicole, gdy tylko wszedłem do samochodu. 
Jej perfumy było czuć w całym aucie, pokręciłem głową i wyjechałem z podjazdu.


-----


Jest i ostatni rozdział (jak na razie) czekamy aż autorka doda nowy! A w między czasie mam do was pytanie, jeśli macie jakieś ff które chcielibyście czytać w j. polskim, a nikt go jeszcze nie tłumaczy to dajcie nam znać na TT, Wattpad'zie lub tutaj! Tymczasem kliknijcie tutaj i zobaczcie czy podoba wam się to ff, ponieważ mam już zgodę od autorki na tłumaczenie! Jeśli tak dajcie znać w komentarzu. Miłego czytania! Martyna xxx  

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 7

- Masz jakieś liny w swoim samochodzie? - zapytałem, kiedy prowadziła mnie do swojego samochodu.
Spojrzałem do tyłu na moje auto i zdałem sobie sprawę, że ominąłem jej.
Byłem tak zamyślony potrzebą pójścia do Victorii, że nie ogarnąłem nawet, że było tu inne auto.
- Oh, nie. Nie mam. Miałam nadzieję, że ty masz. - jej twarz wykrzywił delikatny grymas, kiedy na mnie spojrzała, a potem zakryła oczy dłonią, chroniąc je przed deszczem.
Uniosłem brew. Mam liny.
Ale nie do aut.
Westchnąłem i ściągnąłem kurtkę, kładąc ją na jej samochodzie.
- Wskakuj, ja popcham auto.
Uniosła brew.
Wcale nie ignorowałem faktu, że cały czas gapiła się na mój rękaw. (tatuaż)
Nie ignorowałem też faktu, że jej warga była pomiędzy jej zębami.
Przełknąłem ślinę.
- Jesteś pewien? - zapytała Nicole, a ja kiwnąłem głową.
- Tylko miej okno otwarte, żebyśmy mogli się komunikować.
- Okej. - wzruszyła ramionami, wsiadła na fotel kierowcy i uruchomiła silnik.
Popchnąłem samochód, kiedy usłyszałem, jak zwalnia hamulec ręczny.
- Dodaj gazu.
- Co?
Przewróciłem oczami.
- Powiedziałem, żebyś dodała gazu!
- A! - przyspieszyła natychmiast, a ja pchałem.
Koła gwałtownie zaczęły się obracać, pryskając na mnie błotem, przez co od razu się odsunąłem.
- Czekaj, czekaj, stop! - wyrzuciłem ręce w powietrze, a koła się zatrzymały.
Starłem błoto z rąk i podszedłem do auta od strony kierowcy, schylając się, by móc na nią spojrzeć.
- O Chryste. - otworzyła buzię ze zdumienia i zgasiła silnik.
- Taak, coś mi się nie wydaje, żeby to działało. - uśmiechnąłem się jednostronnie, ścierając z siebie tyle błota ile tylko mogłem. - Mogę cię podwieźć.
- Oh, nie, jest okej. Nie chcę być dla ciebie ciężarem.- pokręciła głową.
Przecież i tak jestem brudny!
- W porządku. - wziąłem kurtkę i poprowadziłem do mojego samochodu. - Zamknij auto, zabiorę cię do miasta, żebyś mogła zadzwonić po kogoś, kto ci pomoże, co nie?
Kiwnęła głową, pełna wdzięczności.
- Dziękuję ci bardzo!
Machnąłem na nią ręką i otworzyłem dla niej drzwi,a ona zebrała cały swój bałagan i wepchnęła go do torby.
- Dzięki. - mruknęła zawstydzona i wsiadła do auta.
Zamykając drzwi, spojrzałem na grób Victorii i przegryzłem nerwowo wargę.
Kocham cię.
Wsiadłem do auta i podkręciłem natychmiast klimę, kiedy ona drżała na siedzeniu pasażera.
- Długo tu byłaś? - zmarszczyłem czoło.
- Pół godziny. - powiedziała cicho. - Strasznie się cieszyłam, kiedy zobaczyłam twój samochód.
- Ja twojego nie widziałem, szczerze mówiąc.
Zaśmiała się.
- Ta, trochę słabo, że ten samochód jest szary. Ciężko go dojrzeć w takim deszczu.
Kiwnąłem głową.
Nie chciałam ci przeszkadzać, ale byłeś moją jedyną nadzieją.
- W porządku.- wzruszyłem ramionami.
- Tutaj zasięg jest okropny.
Hmmm, gadatliwa jest.
Kiwnąłem głową, zgadzając się z nią i uruchamiając silnik.
- Spróbujemy, jak będziemy w drodze. - powiedziałem i zdałem sobie sprawę, że mój telefon mógłby zadziałać.
Oczywiście, że zadziała. Mogę zadzwonić z każdego miejsca na tej planecie.
Wziąłem telefon z panelu, kiedy zjeżdzaliśmy w dół wzgórza.
- Spróbuj moim. - mruknąłem, podając jej telefon.
- Łoł. - mruknęła pod nosem. - MalikCell?
- Oh, ta. - wzruszyłem ramionami.
- Telefon dla bogatych kolesi. - droczyła się.
Nic nie odpowiedziałem.
- Oh, to twoja siostra? - zmarszczyła brwi.
Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na to, na co patrzyła.
- Oh, nie, to moja córka. - uśmiechnąłem się, a Nicole uniosła brew.
- Oh. - też się uśmiechnęła do mojego ekranu, a ja utkwiłem wzrok na drodze. - Piękna jest. Jak ma na imię?
- Allison? - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Ile ma lat?
Zawsze to samo pytanie. Westchnąłem.
- Cztery. Za niedługo skończy pięć.
- Sorki, nie chciałam być wścibska. - zachichotała, wpisując numer. - Kocham dzieci.
Głos odezwał się w aucie, a ja zrobiłem przepraszającą minę.
- Sory, głośnomówiący. - wzruszyłem ramionami.
Wyłączyłem bluetooth, żeby dać jej trochę prywatności, a ona się uśmiechnęła, powracając do rozmowy.
Moje oczy co chwilę przeskakiwały to na nią, to na drogę.
- Niewiarygodne. - mruknęła poirytowana. - Dzięki za telefon. - powiedziała cicho.
- Nie ma za co.
Położyła komórkę z powrotem na panelu, ale zmarszczyła czoło, kiedy ekran się zaświecił.
- Ktoś dzwoni?
- Oh. - wziąłem telefon i przycisnąłem go do ucha.
- Malik. - powiedziałem surowo, ale zdałem sobie sprawę, że to Eve.
- Przepraszam, że przeszkadzam, sir, ale pan Anderson dzwonił kilkanaście razy. Mam zablokować jego numer?
Zmarszczyłem czoło i westchnąłem.
- Uh, nie, porozmawiam z nim. Z Allison wszystko okej?
- W porządku, sir.
- Okej, już wracam. Muszę tylko kogoś podrzucić.
- Tak, sir.
- Dzięki.- rozłączyłem się i położyłem telefon z powrotem na panelu, a Nicole robiła coś na swojej komórce.
- Gdzie mieszkasz? Podrzucę cię do domu.
Nicole otworzyła szerzej oczy.
-Oh, no tak.. na Stafford.
- Blisko Piccadilly? - zapytałem.
To 17 minut drogi. Chyba jednak nie wrócę tak szybko jak miałem nadzieję.
Kiwnęła głową.
- Ale nie musisz tam jechać. Mogę złapać jakiś pociąg. I tak muszę się jeszcze gdzieś zatrzymać. Po prostu niesamowicie doceniam to, co dla mnie zrobiłeś.
Pokręciłem głową.
- Nie, jest okej. Wypróbowuję nową rzecz - staram się być miły dla ludzi.
- Oh. Jak dotąd świetnie ci idzie. - uśmiechnęła się, a mój wzrok pozostał na drodze.
Westchnąłem cicho i próbowałem zetrzeć z ramion trochę błota.
Cholera jasna. Starałem się komuś pomóc i skończyłem cały uwalony.
- Laweta już jedzie? - zapytałem.
Pokręciła głową.
- Ponoć nie mogą wysłać nikogo do piątej.
Prychnąłem i pokręciłem głową.
Skręciłem na moją ulicę, a ona skonsternowana zmarszczyła czoło.
- Nie chcę być nie miła, ale chyba źle jedziesz. - mruknęła cicho.
Zignorowałem ją. Zatrzymałem się na moim podjeździe, czując na sobie jej zdziwiony wzrok. Zabrałem swoje rzeczy i wysiadłem z auta.
Ruszyłem w stronę drzwi pasażera i je otworzyłem.
Gapiła się na mnie z konsternacją, a strach przeszedł przez jej oczy.
Zamrugałem.
- Nic ci nie zrobię. - zaśmiałem się.
Spojrzała na mnie oszołomionym wzrokiem, a mój uśmiech zniknął.
- Weź mój samochód.
- Co? - zmarszczyła czoło.
- Serio. Weź go. Mam za dużo aut. A ty chyba potrzebujesz go bardziej niż ja.
- Ale..
- Wiesz, gdzie mieszkam.
Uniosła wzrok ponad mnie i otworzyła szeroko buzię.
- O kuźwa, to twój dom?
Kiwnąłem głową, widząc, jak ruszyła dłońmi w stronę moich rąk.
- Jesteś pewien, że twoja żona nie będzie miała nic przeciwko? O mój Boże. Nie, ja nie mogę...
- W porządku. - powiedziałem ze smutkiem. - Ona... ona odeszła kilka lat temu.
Jej oczy wypełniło współczucie i smutek.
- Bardzo mi przykro.
- Ta, więc... -odchrząknąłem.
Dobry ruch. Po prostu zrzuć na nią bombę, czemu by nie.
- Po prostu go weź.
Nicole wyszła z auta, potykając się i tracąc trochę równowagę.
- Strasznie ci dziękuję. Jesteś moim aniołem. - zaśmiała się, a ja się uśmiechnąłem. - Zawdzięczam ci tyle rzeczy w tak krótkim czasie.- mruknęła cicho.
- W porządku. Nie musisz dawać mi nic w zamian.
Uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. - powiedziała cicho. - Zayn, prawda?
Wziąłem głęboki oddech i kiwnąłem głową.
- Ta.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się.
- To była przyjemność. - zamknęła drzwi, ruszając w stronę drzwi od siedzenia kierowcy.
Patrzyłem jak odjeżdża, a deszcz znów zaczął padać, więc ruszyłem szybko w stronę domu.
- Tatusiu! - usłyszałem piszczący głosik, więc rzuciłem wszystkie rzeczy, kiedy zobaczyłem, jak Allison biegnie w moją stronę.
Ominąłem jej twarz, łapiąc ją za ramiona z dystansem, żeby się nie ubrudziła.
- Fu, tatuś ma na sobie kupę. - Allison się skrzywiła, a ja się zaśmiałem.
- Tatuś musiał komuś pomóc.
Eve wyszła z salonu, a ja wstałem.
Spojrzała na brud na moim ciele, a ja wzruszyłem ramionami.
- Dziewczyna utknęła autem w błocie. - wytłumaczyłem się, a ona natychmiast zrozumiała o co chodzi. - Idę wziąć prysznic. - powiedziałem i ruszyłem w stronę schodów.
Po szybkim wykąpaniu się, moje myśli pochłonęła najpierw Victoria, a potem Nicole.
Dziwny czas, a mogłoby to być zbiegiem okoliczności.
Pokręciłem głową, wątpiąc w to. Wciąż czułem się tak samo, może odrobinę lepiej po wizycie u Victorii.
To zawsze wpływało na mnie pozytywnie.
- Tatusiu, zobacz! - Allison wpadła do pokoju i wskoczyła na łóżko, pokazując mi rysunek, który namalowała, jak mnie nie było.
Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia, co to jest.
Wyglądało jak kutas. Ale ona powiedziała, że to drzewko.
Dziwne.
Zaśmiałem się, a ona zmarszczyła czoło. Kciukiem uniosłem jej brwi.
- Kochanie, nie krzyw się. Będziesz miała zmarszczki na czółku.
- Tak jak ty, tatusiu? - zaśmiała się, a ja zmarszczyłem brwi.
- Tatuś nie ma zmarszczek.
- Tatuś ma zmarszczki. - skrzywiła się, dotykając mojego czoła, a ja chwyciłem jej policzki.
- Kocham cię, skarbie.
- Ja ciebie bardziej, tatusiu. - uśmiechnęła się, dając mi liścia w policzki i zaciskając na nich palce.
Moją twarz wykrzywił grymas, więc zabrałem jej ręce.
- Ally, idź umyj ząbki, a potem ci coś przeczytam. - uniosłem brew, a ona otworzyła szeroko buzię i pokiwała głową z podekscytowaniem.
Poszedłem z moją biegnącą córką, ziewając ze zmęczenia. Usiadłem na wannie w jej łazience.
Chwyciłem szczoteczkę i nalałem pasty na swoją szczoteczkę, a potem na jej.
Uśmiechnęła się i próbowała myć zęby tak jak ja to robię.
Pluła co trzy sekundy, więc stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli woda cały czas będzie leciała.
- Allison, nie jedz tego.
- Przepyszne! - uśmiechnęła się, a piana była dookoła jej ust.
- Allison, szczotkuj. - powiedziałem spokojnie.- Szczotkuj tak jak tatuś.
- Szczotkuję tak jak tatuś! - zmarszczyła czoło, a ja wyszczerzyłem się, wyciągając szczoteczkę z buzi.
- Tatuś ma czyste zęby? - zapytałem, pokazując jej swoje zęby, a ona kiwnęła głową, kiedy wziąłem jej szczotkę i czesałem jej włosy.
- A moje, tatusiu? - zapytała. - Tatusiu. Popatrz na mnie!
- Patrzę, kochanie. - zaśmiałem się. - Twoje ząbki są piękne i białe, księżniczko.
Zabrała mi szczotkę.
- Daj mi.
- Nie tatusiu, ja chcę.
- Ally, posłuchaj mnie.- powiedziałem cicho.
Westchnęła i skrzywiła się.
Ale uparta.
Zaśmiałem się, zamierzając związać jej włosy.
Położyłem je na jej ramieniu, a ona uśmiechnęła się i pogłaskała się po włosach, a potem chwyciła mnie za ramiona, żebym ją puścił.
- Czas na dobranockę, tatusiu!
- Idź wybrać książkę, a ja ci przeczytam.
Kiedy Allison zasnęła, wróciłem na dół, żeby wpić sok. Musiałem przejrzeć kontakty, żeby zadzwonić do Devona.
Nigdy nie chciałem mieć z nim kontaktu po tym jak wyszedł z pierdla. Nie wiem dlaczego teraz mnie naszło.
Tak czy siak, Devon nie dowie się o Allison. Nie ma prawa wiedzieć nic o mojej córce.
Jeśli odpokutował i zmienił się tak jak powiedział, i tak schowam przed tym Allison.
Mój palec zawisnął nad zieloną słuchawką, ale wydawało mi się, że nie jestem na to gotowy.
- Dobry wieczór, sir. - Eve uśmiechnęła się uprzejmie, a ja westchnąłem cicho.
Zawsze mnie sprawdza.
Tym bardziej po epizodzie. Jest jak druga matka.
- Wszystko ze mną w porządku, Eve.
Kiwnęła głową w zrozumieniu.
- Myślisz, że powinienem do niego zadzwonić? - zapytałem cicho. - Do Devona?
Eve zacisnęła usta.
- To pańska decyzja, sir.
- A ty co byś zrobiła?
Pokręciła głową, a ja westchnąłem.
To dało mi jeszcze więcej motywacji, żeby zadzwonić.
- Pańska matka wpadła dzisiaj z kolejną opcją.
Kolejną opcją. Czyli kolejnym zastępstwem.
Zmarszczyłem czoło, kiedy moje myśli znów wróciły do Nicole.
Dlaczego myślę o niej, skoro mi się nie spodobała?
Znów zmarszczyłem czoło w konsternacji.
- Porozmawiam z nią jutro.
Kiwnęła głową.
- Dziękuję za opiekę nad Allison, kiedy mnie nie było.
Eve się uśmiechnęła.
- Nie ma problemu, sir.
_________

Sory za poślizg, ale taki zapierdziel mam, że to kosmos.
Ja pitole, to mój ostatni rozdział ever, co ja mam ze sobą począć?
Za tydzień Martyna doda ostatni rozdział, chyba, że coś olśni Chanel i do nas wróci.
Eniłej, miłego tygodnia!

piątek, 6 listopada 2015

Rozdział 6

- Czego chcesz?!
Devon westchnął po drugiej stronie telefonu, a ja nie zdałem sobie z tego sprawy, ale moje ręce się maniakalnie trzęsły powstrzymując mnie żebym nie rzucił telefonem na drugi koniec pokoju.
- Chciałem porozmawiać z tobą i Victorią.
Przełknąłem ślinę.
- Nigdy nie będziesz mógł porozmawiać z Victorią.
- Ale, ja...
- Nie możesz! - przerwałem mu. - Skąd masz mój numer?
- Z Malik Heritage Hotel.
Westchnąłem. Głupie pytanie.
Usłyszałem jakieś ciche głosy z dołu.
- Nie powinieneś dzwonić, Devon.
- Od kiedy przestrzegam zasady?
Było coś w jego głosie co dało mi lekkie zawahanie. Może on faktycznie się zmienił, ale nie obchodzi mnie to.
- Nie dzwoń więcej. - rozłączyłem się, ubrałem dresy i zszedłem na dół.
Przy stole zobaczyłem Waliyhe rozmawiającą z moją terapeutką. Super.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zobaczyłem Allison w kuchni kuśtykającą w stabilizatorze na nodze.
- Co do kur... - krzyknąłem i zamrugałem kilka razy na jej nogę. - Co się stało?!
Waliyha odwróciła się do mnie i wstała.
- Dzień dobry tobie też bracie.
- Tatuś! - Allison uśmiechnęła się i zaczęła iść w moją stronę. Natychmiast przestałem myśleć o swoich problemach.
Wziąłem ją na ręce, pocałowałem w policzek i zacząłem całować ją wszędzie, na co zaczęła się śmiać.
- Przestań! - powiedziała przez śmiech i pokazała na nogę. - Mam ziaziu tatusiu.
Ziaziu. Uśmiechnąłem się smutno.
- Co się stało?
- James i Ally próbowali grać w piłkę po deserze i w następnej minucie upadła, następnie zaczęła płakać i wtedy dostałeś ode mnie wiadomość. Będzie w tym chodzić jedynie przez półtorej tygodnia.
Przewróciłem oczami. Walić to. Nie można jej uchronić przed wszystkim.
- Jest ok, dopóki nadal jesteś żywa. - pocałowałem Allison w policzek i położyłem delikatnie na ziemię.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że robią stabilizatory dla dzieci.
Nie mogli tego po prostu zabandażować?
- W każdym razie, widzę że przyszłaś z moją terapeutką. - pokazałem na Dr. Calvert.
- O tak, to znaczy. Zeszłej nocy miałeś jeden ze swoich epizodów.
- Teraz jest dobrze. Nie musisz do niej dzwonić kiedy myślisz, że coś jest ze mną nie tak. - mruknąłem.
- Nie miałeś nad sobą kontroli.
Przewróciłem oczami.
- Idź już.
Zmarszczyła brwi.
- Co?
- Idź. Nie potrzebuje pomocy.
- Al...
- Idź!
Waliyha westchnęła i popatrzyła na Dr Calvert która do nas podeszła.
- Nie potrzebuje cię dzisiaj. - powiedziałem do niej, a ona kiwnęła głową w zrozumieniu.
Przeczesałem palcami włosy i popatrzyłem na Ally oglądającą telewizję.
- Allison chodź powiedzieć do widzenia ciotce. - zawołałem ją.
Ally szybko przyszła i przytuliła Wal.
- Możesz przyjść do nas kiedy tylko chcesz. - Waliyha powiedziała patrząc na mnie. - Zadzwoń kiedy poczujesz się lepiej.
Przewróciłem oczami i zamknąłem za nią drzwi.
Zacząłem poważnie martwić się nogą Ally.
- Allison nie idziesz jutro do żłobka. - popatrzyłem na nią na schodach.
- Allison?
- Shhh, tatusiu. Oglądam telewizor. - powiedziała, a ja zmarszczyłem brwi. Do czego to doszło?
- Powiedziałem, że jutro nie idziesz do żłobka. - spróbowałem ponownie.
Popatrzyła na mnie i położyła palec na ustach.
- Shhh!
Zamrugałem kilka razy i pokręciłem głową. Telefon zaczął wibrować w mojej kieszeni.
Usiadłem na krześle i odebrałem.
- Malik.
- Przysięgam....
- Pierdol się Devon.
Jezu czasami muszę sprawdzać kto do mnie dzwoni.
- Chcę tylko porozmawiać, przysięgam. Jestem inną osobą. Daj mi szansę.
Ten pojebany mężczyzna prosi mnie o wybaczenie po tym jak zgwałcił moją żonę i zabił nasze nienarodzone dziecko.
Miał bym teraz dwie małe Victorie latające po domu.
Przygryzłem wargę.
- Oczekujesz, że wybaczę ci po tym wszystkim co zrobiłeś?! Miałeś swoja szansę. Straciłeś ją dawno temu.
- Przysięgam, że się zmieniłem. - wymamrotał. - Przeszedłem trudny okres w więzieniu. Jestem szczęściarzem że wyszedłem stamtąd żywy.
- Jesteś szczęściarzem że dalej żyjesz! - powiedziałem przez zęby.
Moja żona która dawała mi światło w moim życiu musiała umrzeć, a ten skurwysyn dalej żyje!
Pokręciłem głową.
-  Proszę. Jeśli tylko mógłbym porozmawiać z tobą i Tori. To sprawi, że poczuję się lepiej. Usłyszysz mnie raz i  przysięgam że zniknę.
- Nie możesz z nią rozmawiać. - powiedziałem.
Westchnął.
- Proszę.
- Nie. Nie możesz z nią porozmawiać. Nigdy.
- Muszę! - dalej naciskał, a mój gniew zaczął wzrastać. - Proszę!
- Powiedziałem, że nie możesz! - odpowiedziałem.
- Czemu nie?!
- Ponieważ ona nie żyje! Umarła, Devon! - powiedziałem po czym się rozłączyłem.
Moje ręce się trzęsły, a w oczach pojawiły się łzy którym nie pozwoliłem wypłynąć.
Ja pierdole, kurwa!
- Tatusiu? - usłyszałem słodki głos i zobaczyłem przed sobą Ally. - Nie bądź zły. Jest dobrze. - uśmiechnęła się.
- Idź oglądać telewizję, skarbie. - powiedziałem cicho.
Kiwnęła głową i uderzyła mnie lekko w kolano po czym odeszła.
Jezu tak bardzo mi ją przypomina.
Wstałem z krzesła.
Eve przyszła do kuchni i uśmiechnęła się do mnie.
- Nic mi nie jest. - powiedziałem zanim zdążyła otworzyć usta.
Westchnęła i kiwnęła głową kiedy ją ominąłem.
Nie potrzebuje pocieszania. Jest już tak źle, że dostaje je od mojej cztero letniej córki.
- Chciałbyś coś do jedzenia? - Eve zapytała, a ja pokręciłem głową.
- Nie. Przypilnuj za mnie Allison, idę się przebrać.
Zgodziła się i ruszyła w stronę salonu a ja do góry.
Wziąłem gorący prysznic, owinąłem biodra ręcznikiem i sprawdziłem telefon żeby zobaczyć tam wiadomość od Devon'a.
"Nie wiedziałem. Przykro mi, że ją straciłeś."
Rzuciłem telefonem o płytki i popatrzyłem w lustro na swoje okropne odbicie.
Trzęsę się i czuję potrzebę rozwalenia czegoś.
Nie mogę.
Zamknąłem oczy i po chwili wróciłem do pokoju żeby się przebrać.
Jeansy i byle jaki t-shirt. Wystarczająco dobre.
Zszedłem na dół i spotkałem Ally i Eve rysujące coś na stole.
Uśmiechnąłem się.
- Popatrz tatusiu! Narysowałam cię!
Pochyliłem się żeby zobaczyć rysunek. Zdeformowany patyczkowy człowieczek. Zaśmiałem się.
- Tak, to ja.
Allison się uśmiechnęła i kończyła mnie kolorować.
- Skarbie? Chcesz pójść zobaczyć mamę? - zapytałem.
- Ale, jest zimno. - mruknęła.
Westchnąłem.
- Założę na ciebie jeszcze jeden płaszcz. Tatuś cię potrzyma.
- Nie chcę. - powiedziała.
Eve stanęła.
Zajmę się Ally kiedy będziesz ją odwiedzał. - oznajmiła, a ja popatrzyłem na Allison która była szczęśliwa rysując czy kolorując.
Naprawdę chciałbym ją ze sobą zabrać.
- To miłe. Dziękuje. - powiedziałem, sprawdziłem godzinę i wrzuciłem telefon do kieszeni.
Pocałowałem Ally w policzek, a ona na mnie popatrzyła.
- Kocham cię, skarbie. Wrócę na lunch, okej?
-Okej, tatusiu. Kocham cię mocniej! - powiedziała i przytuliła mnie za szyję. - Powiedz mamusi, że mówię hej i baldzo pszepraszam, że nie przyszłam. Dobze? - powiedziała cicho.
Uśmiechnąłem się.
- Okej.
- Jeszcze raz dziękuje, Eve. - powiedziałem.
- Nie ma za co.
- Nie przemoknij tatusiu! - zawołała Ally, a ja zaśmiałem się do siebie i zamknąłem drzwi.
Zapaliłem samochód i wyjechałem na drogę.
Moja głowa była pełna myśli. Wiem, że muszę polecieć do Irlandii żeby wszystkiego dopilnować.
Wiem również że muszę polecieć do Ameryki, żeby uporządkować wszystkie sprawy, ale nie chcę znowu zostawiać Ally. Nie było mnie dwa tygodnie i nie chcę być jednym z tych ojców.
Chciałbym ją ze sobą zabrać, ale to oznacza zrezygnowanie ze żłobka.
To jest tak kurwa frustrujące.
I jeszcze Devon.
Powinno go już dawno tu nie być.
Zjechałem z autostrady na górkę.
Jest tutaj bardzo duża mgła, może to znak że nie powinienem przyjeżdżać. Naprawdę nie jestem ostrożny.
Ale muszę zobaczyć teraz Victorię.
Mogłem wziąć tą jebaną parasolkę.
Westchnąłem i wysiadłem z samochodu.
To miejsce przyprawia mnie o zdenerwowanie.
Nigdy nie lubiłem cmentarzy i nie sądzę że teraz gdy mam tutaj żonę zmienia to cokolwiek.
Zatrzymałem się przy grobie przy tym grobie, a moje serce zaczęło przyśpieszać. Jak zawsze kiedy tu jestem.
Westchnąłem i włożyłem ręce do kieszeni kiedy moje oczy zaczęły wypełniać łzy.
Zamrugałem i pomyślałem o tym całym gównie które było zanim odeszła.
Pocałowałem dłoń i położyłem na grobie.
- Boże, tęsknię za tobą. - szepnąłem, a deszcz zaczął padać mocniej. - Dalej myślę, że się obudzę i zobaczę cię obok mnie z łóżku.
- Modlę się, że jakimś cudem wrócisz z wakacji, na które wyjechałaś.
- Chciałbym, żebyś tu była. Powinnaś tutaj stać. Nie ja! - powiedziałem i uklęknąłem. - Potrzebuje pomocy. Potrzebuje cię! Ja tylko.. Nie mogę tu być bez ciebie.
Popatrzyłem na ziemię i wytarłem łzy spływające po twarzy. Pokręciłem głową. Nie, muszę być silny.
- Kocham cię, Victoria. - mruknąłem cicho.
- Przepraszam?!
Zmarszczyłem brwi i odwróciłem się zza grobu, żeby zobaczyć jak ktoś idzie w moją stronę.
- Cześć. Przepraszam. Czy to twoje auto? - osoba zapytała.
Głoś należał chyba do kobiety.
Przełknąłem ślinę.
- Tak, to mój samochód!
- Mógłbyś mi pomóc? Moje auto utknęło w błocie i właśnie dzisiaj zdecydowałam się jechać sama.
Przewróciłem oczami.
- Dzwoniłaś do kogoś?
- Tak, ale wież mi lub nie, nie ma tutaj sygnału. - powiedziała.
Popatrzyłem z powrotem na grób mojej żony.
Prosiłem o pomoc, nie o kobietę, Victoria.
- Dobra, pomogę ci.
- Dziękuje bardzo. Jestem Nicky, właściwie Nicole ale... - chciała podać mi rękę, ale potknęła się i prawie wylądowała w błocie, powinna mi dziękować.
- Przepraszam, Jezu to takie żenujące. - powiedziała do siebie.
- Zayn. - mruknąłem i podałem jej rękę. - Chodź. Pomogę ci wyciągnąć ten samochód.

--------
Nowy rozdział! Co myślicie o Devon'ie? Wierzycie, że się zmienił? No i mamy jeszcze Nicole ciekawe co nam tu namiesza. Piszcie w komentarzach jak wrażenia! Do następnego. Martyna xxx

sobota, 31 października 2015

Rozdział 5

Mam wziąć na siebie winę?
Seks bez zobowiązań, późne wyjścia co kilka tygodni. Znaczy się... co mężczyna ma robić?
Pragnąłem tego w każdej sekundzie mojej egzystencji. Ale nie zamierzałem poddać się temu tak łatwo.
Cóż, a przynajmniej tak myślałem, dopóki moje nogi same nie poprowadziły mnie do drzwi, za którymi czekała moja eks uległa.
Moja ręka złapała za klamkę i poczułem się, jakby minęły lata.
Mogłem być szalony? Pewnie. Ominąłem już ten stan. Prawie lunatykowałem, ale dużo poświęciłem, żeby moim priorytetem było nigdy nie wiązanie się z eks uległą.
Poczuję jakieś uczucia po tej nocy? Nie. A czy teraz cokolwiek czuję? Zdecydowanie nie.
Więc dlaczego tak trudno jest mi przejść przez te drzwi? Podekscytowanie tam jest. Nie jako dominant, tak jak zazwyczaj, ale jest.
Ten potwór, który ona i Emma stworzyły tam jest. On zawsze tam jest.
Mimo tego, że poświęcam temu dużo kontroli, to mnie uspokaja. Może jeśli przez to przejdę, to mi pomoże.
Pokręciłem głową i wziąłem głęboki oddech.
To właśnie mi pomoże. To, a nie te jebane antydepresanty. Kurwa, jestem pewien.
Znów chwyciłem za klamkę, ale zawahałem się i zabrałem rękę.
Wahanie jest oznaką słabości.
Od kiedy moje myśli przypominają rozmowy z Emmą? Może przeszedłem już stan lunatykowania.
- Proszę pana?
Odwróciłem się szybko i zobaczyłem niską brunetkę, prawie tak niską jak Abby. Wyglądała znajomo, bardzo znajomo.
- Tak?
- Mogę panu w czymś pomóc? Zgubił się pan? - pochyliła głowę na bok w konsternacji.
Prychnąłem.
Zgubił?
Znam to miejsce lepiej niż własną kieszeń.
- Jak masz na imię? - zmarszczyłem czoło.
- Melanie, proszę pana. - spojrzała w dół, a ja wyciągnąłem telefon i go włączyłem.
Mrugnęła.
- Ile masz lat? - zapytałem.
- 26, proszę pana.
- Dlaczego pracujesz w takim miejscu?
Skrzywiła się, kiedy mój telefon ciągle wibrował przez wiadomości napływające od Waliyhi.
- Cóż, lubię tu pracować. - wzruszyła ramionami. - Pan jest Zayn Malik, prawda? - Melanie uśmiechnęła się, kiedy na nią spojrzałem, a ona spauzowała, po tym jak powiedziała "pan" tonem uległej.
Przyjrzałem się jej uważnie, ostrożnie ją oceniając.
- Pracujesz dla kogoś kogo znam.
Kiwnęła głową, unosząc brwi.
- Oh, czyli jednak pan mnie zauważył.
Mój telefon zaczął znowu wibrować.
- Wybacz mi.
Odsunąłem się, odbierając połączenie od Waliyhi, a moje zatroskanie wzrosło.
- Boże, czy ty kiedyś zamierzałeś odebrać?!
- O co chodzi? - zmarszczyłem czoło, idąc przez korytarz pełen jęków rozkoszy i wyszedłem przez drzwi.
Wsiadłem do auta i usłyszałem jej westchnięcie.
- Allison bawiła się z Jamesem i mieli mały wypadek.
- Co?!
- Wszystko z nią w porządku, tylko że może potrzebować usztywniacza na nogę przez jakiś czas.
- Więc jak wszystko z nią w porządku?! - prychnąłem do telefonu, a ona znów westchnęła. - Jadę ją zabrać.
- Zayn, ona śpi.
- Co z tobą kurwa nie tak Waliyha?!
- Łoł, weź się uspokój, Jeeezu. Powiedziałam, że mi przykro.
- Nie, nie powiedziałaś! - rozłączyłem się, ale po chwili znów zadzwoniłem, bo zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem, gdzie są.
- No?
- Gdzie jesteś? - zmarszczyłem czoło.
- U mnie. Wszystko z nią..
Znów się rozłączyłem i powiedziałem Markowi gdzie jedziemy. Kiedy dojechaliśmy na miejsce i wysiadłem z auta, zatrzymałem się na chwilę w miejscu, by się uspokoić.
Dlaczego jestem taki drażliwy?
Oh, ty wiesz dlaczego.
Skrzywiłem się sam do siebie, zapukałem, a potem po prostu wszedłem.
Przecież zapukałem. To i tak dobrze.
- Waliyha?!
- Zayn, nic jej nie jest. - moja siostra podeszła do mnie i przytrzymała mnie, kiedy próbowałem wejść po schodach. - Co do cholery w ciebie weszło?
- Gdzie ona jest?! - warknąłem.
- Śpi, bo jest po północy. Idź do domu. - Waliyha skrzywiła się do mnie. - Znowu masz jeden z tych swoich epizodów?
Poprawiłem włosy i potrząsnąłem głową, odsuwając się.
- Nie!
- Brałeś tabletki? - zapytała.
Zrobiłem krok w tył.
- Nie potrzebne mi to gówno.
Jej twarz otrzeźwiała, przez co poczułem się przez chwilę jak zły dzieciak.
- Zayn...
- Nie zaczynaj! - prychnąłem i wyszedłem na zewnątrz.
Mark właśnie wysiadał.
Otworzyłem drzwi i wsiadając na fotel kierowcy, powiedziałem:
- Wsiadaj z powrotem.
Zawahał się, ale nic nie powiedział, kiedy uruchomiłem silnik. Waliyha wyszła z domu, ale zignorowałem ją i pojechałem prosto do klubu BDSM.
Minęło prawie ponad pół godziny i nie musiałem wcale sprawdzać, czy wyszła z pokoju.
Zamówiłem sobie drinka, wystarczająco mocnego, żeby trochę opanować emocje i znów obserwowałem otoczenie jak jakiś przyjeb.
Zaprzestałem poszukiwań, kiedy znów ją ujrzałem.
Wypiłem drinka do końca i przepchałem się przez tłum prosto do niej. Kiedy mnie ujrzała, zmarszczyła czoło.
- Czekałam na pa...
Uniosłem dłoń, by ją powstrzymać, a ona mrugnęła i spojrzała w dół.
- Miałem wypadek i musiałem się tym zająć. - mruknąłem, chwyciłem jej nadgarstek i poprowadziłem do jednego z pokojów.
I natychmiast puściłem, kiedy zdałem sobie sprawę, jak intymny był ten gest.
Zatrzymałem się i odwróciłem do niej, widząc podekscytowanie w jej oczach.
- Pamiętasz moje zasady?
Kiwnęła entuzjastycznie głową.
- Tak, sir.

- Proszę. - Abby podała mi moją marynarkę.
Wziąłem ją od niej i otworzyłem drzwi.
- Dzięki. - założyłem ją, a Abby zmarszczyła czoło i spojrzała na mnie.
- Zmienił się pan.
Skrzywiłem się i spojrzałem na nią.
- Nie przyszedłem tutaj, żeby rozmawiać.
Zamknąłem drzwi i ruszyłem w dół korytarza, prosto do mojego auta, które zaparkowałem w dużej odległości od klubu.
Wiedziałem, że muszę zaparkować wystarczająco daleko, żeby móc oczyścić umysł, kiedy będę wracał tą drogą pełną poczucia winy.
Moje ręce spoczywały głęboko w kieszeniach, a moja głowa była zachmurzona. Zaczynałem się uspokajać.
Chwyciłem telefon i zdecydowałem się wysłuchać wszystkich nagrań od Waliyhi.
- Zayn, mógłbyś proszę odebrać? Przepraszam, okej? Wyjaśnię wszystko co się stało, ale nie chciałam powiedzieć nic, co by cię uraziło.
I pauza, po której zaczęła się nowa wiadomość.
- Nie rób nic głupiego, wiem, że jesteś zły i przepraszam, po prostu odbierz ten cholerny telefon.
Westchnąłem, otworzyłem drzwi a Mark na mnie spojrzał.
- Do domu. - mruknąłem zmęczony.
Mark kiwnął głową, włączył silnik i zawiózł mnie do domu.
Przez całą drogę myślałem o Victori.
Tak zazwyczaj jest. Kiedy zamykam oczy, widzę ją. Jedyne o czym myślę, to ona.
Ale teraz chciałem zobaczyć Allison.
Miałem nadzieję, ze wszystko z nią w porządku.
Cokolwiek się stało, naprawdę miałem nadzieję, że to jakiś chory żart.
Mój telefon obudził mnie następnego ranka.
Albo ktoś chciał umrzeć, albo miał jaja ze stali. Ktokolwiek kto był i tak nie zamierzałem z nim rozmawiać.
- Malik! - warknąłem.
Wykończenie przeszło przeze mnie, kiedy poprawiłem swoje włosy.
- Zayn, jak dziwnie jest słyszeć twój głos po tylu latach.
Mój cały świat się zatrzymał, kiedy usłyszałem ten znajomy głos, przez który moja krew zaczęła się gotować, a płuca pracować szybciej.
- Devon.

______

Nienawidzę tego Zayna i rozumiem was, kiedy czytam jak ktoś mówi, że Frozen nie ma sensu, bo Re nie żyje.
Pamiętajcie, że rozdziałów jest tylko osiem.
Dacie rade przeczytać jeszcze trzy?
Mogłybyście to dla nas zrobić? :)
Bo rozumiem, serio, że to jest nudne i kompletnie bez sensu.
Eniłej, to mój ostatni rozdział jako niepełnoletnia osoba lol
we wtorek mam urodziny, nie żebym sie afiszowała xd

sobota, 24 października 2015

Rozdział 4

Miliony słów przelatywało przez moją głowę, ale nie mogłem nic powiedzieć.
Nic.
Dobra rzecz to taka, że urząd celny nie wpuści Devon'a do Londynu jako kryminalistę, ale nie sądzę, że wróci pod tym samym nazwiskiem.
O Devon'ie można powiedzieć wiele złego, ale napewno nie to, że jest głupi.
Zdałem sobie sprawę, że dalej trzymam telefon nic nie mówiąc więc szybko podziękowałem, rozłączyłem się i zacząłem chodzić w kółko po pokoju.
Zszedłem na dół i prawie nie wpadłem na Mark'a
- Sir?
- Znajdź Anderson'a.
Mark się zaśmiał, a ja na niego popatrzyłem.
 - Oczywiście, sir.
- Zeus jesteś tutaj? - usłyszałem głos, nużący, wkurzający głos i zdałem sobie sprawę, że to Waliyha.
Skręciłem w korytarz i zobaczyłem Wal z Allison.
Moje obawy natychmiast odeszły. Klęknąłem i rozłożyłem ręce.
- Chodź tutaj!
- Tatuś! - Ally zapiszczała i podbiegła do mnie, a jej włosy uderzyły mnie w twarz.
- Jesteś dziś wcześniej, księżniczko. - pocałowałem ją w policzek i wziąłem na ręce.
- Ciocia Wali i wujek James chcieli zjeść śniadanie u babci! - uśmiechnęła się.
- Chcieliśmy wiedzieć czy przychodzisz? - zapytała Waliyha.
Westchnąłem.
- Nie wiem. Dostałem pewne wiadomości dziś rano. - mruknąłem.
- Wiadomości? - uniosła brew.
- Devon.
- Devon, kto? - zapytała zmieszana.
Położyłem Allison na nogach, żeby mogła zacząć biegać i siać zło wszędzie.
- Devon Anderson. Pamiętasz go?
Momentalnie zbladła.
- Oh, Devon. Co z nim?
- Wyszedł z więzienia.
Pokręciła głową.
- Powinien dostać dożywocie, albo przynajmniej 30 lat za to co jej zrobił.
Przygryzłem wargę, cholernie za nią tęsknię.
- Zgadzam się. - powiedziałem cicho i popatrzyłem na Allison, która oglądała telewizje.
Waliyha westchnęła.
- Ma tylko cztery lata, a jest do niej tak bardzo podobna.
Przełknąłem ślinę.
- Waliyha...
- Przepraszam. - westchnęła. - Nawet nie wyobrażam sobie przez co musiałeś przejść. Ally miała wczoraj kłopoty ze snem. Chcieliśmy ją przywieść, ale udało się jej zasnąć.
- Mam nadzieje, że nie zamęczyła cię? - mruknąłem.
- Jest w porządku. Kocham ją! Traktuje ją jak swoją małą córeczkę. - uśmiechnęła się.
Nastała cisza, przygryzłem wargę.
- Myślę nad tym żeby się z nim zobaczyć.
Zmarszczyła brwi.
- Zobaczyć z kim?
- Devon'em.
- Po co?
- On nie... - zatrzymałem się. - Przysyłał listy, myśląc że ona wiesz. - popatrzyłem na nią.
- Nie mogłem na nie odpowiedzieć.
- Powiedz komuś kto go zna, żeby mu to przekazał. Nie musisz mu tego mówić osobiście on nawet na to nie zasługuje. Jest chorym psycholem.
Ona ma racje, ale ja chciałem to zrobić. Coś podpowiadało mi, że muszę.
- Wiem, że jest.
- Więc tego nie rób! - mruknęła. - Przychodzisz na śniadanie czy nie? Jeśli tak to załóż jakieś ubrania, ale najpierw weź prysznic. Śmierdzisz i to niezręczne.
Przewróciłem oczami.
Niezręczne?
- Nie patrz tak na mnie! - zmrużyła oczy. - Znam ten zapach!
- Ew, przestań jesteś moją siostrą. Gdzie James? - zapytałem.
- Ogłada twoje samochody w garażu. Musieliśmy tam zaparkować bo pada.
Świetnie.
- Nie sądzę, że przyjdę na śniadanie. - mruknąłem. - Jestem zmęczony.
Właściwie to nie jestem, ale chce zostać sam.
- Zastanawia mnie dlaczego?! - uniosła brew i poszła do Allison.
Poszedłem za nią i Ally momentalnie się do mnie uśmiechnęła.
- Tatusiu, przychodzisz?
- Przykro mi kochanie. Tatuś nie może przyjść. - pokręciłem głową.
- Tatuś, głupi! - przewróciła oczami, a ja się zaśmiałem.

--------

Każdy na swój sposób przeżywa żałobę.
Przez ostatnie trzy lata ludzie pytali mnie jak to robię? Jak sobie radzę ze stratą? Co robię by zapomnieć?
Nie ma na to odpowiedzi ponieważ minęły już cztery lata, a ma dalej szukam tej odpowiedzi.
Jak to zrobiłem? Jak sobie poradziłem? Nie wiem.
Żyje i oddycham tym samym powietrze co każdy człowiek na tej ziemi. Mój mózg dalej pracuje, a moje serce dalej bije więc wszystko jest normalnie.
Kiedy jesteś sam wszystko trafia do ciebie najwyraźniej i to jest najgorsze.
Całe życie spędziłem sam. Zajęło mi dwa lata by się zakochać, 
ożenić się, mieć dziecko i poprzez mrugnięcie okiem to wszystko zniknęło.
Komfort przebywania z kimś przez dwa lata w porównaniu do całego życia zmienił mnie jako człowieka.
Jeśli całe życie jesteś sam, a później przez dwa lata masz kogoś obok, to gdy go stracisz samotność nie jest dłużej twoim przyjacielem. Staje się czarna i straszna.
Przyrzekłem sobie, że nigdy nie będę jak mój biologiczny ojciec. Przyrzekłem sobie, że nigdy nie będę tak blisko ciemności kiedy jestem sam.
Ale ta ciemność ma śmieszne przyciąganie. Byłem naiwny, że oceniałem go przez te wszystkie lata.
Stracę swoje życie dla ciebie.
Mówiąc prawdę jestem tutaj tylko dla Allison. Żyje na tych słowach. Odszedłbym z tego świata jak najszybciej jak tylko zobaczyłem moją żonę na szpitalnym łóżku leżącą zimną i bez życia.
Zamknąłem oczy pod wpływem wspomnienia, a moja dłoń zacisnęła się na szklance z burbonem.
Chciałbym znać kogoś kto byłby w podobnej sytuacji. 
Nie chce o tym rozmawiać z osobami które znam. Wiem że Dr. Caldur jest zawsze do pomocy ale nawet nie chce mi się zamienić z nią słowa.
Wiem, że nie jestem z tym wszystkim sam, ale nie mogę przestać czuć się z tym wszystkim tak źle.
- Sir?
Otworzyłem oczy i moje zdenerwowanie wzrosło. 
- Co?!
- Mam raport o Andersonie.
Obróciłem się na krześle i spojrzałem na Mark'a.
- Mów.
- Jest na okresie próbnym. Musi znaleźć pracę w małym miasteczku niedaleko Waszyngtonu. - poinformował mnie.
Kiwnąłem głową w ciszy. 
- Dziękuje. Obserwuj go przez kilka następnych dni.
- Oczywiście, sir.
Wypiłem resztę burbonu i wstałem z krzesła. 
- Zabierz mnie do Lalaurie's.
Mark kiwnął głową.
Podróż zajęła prawie dwadzieścia minut, ale gdy już dojechaliśmy nie musiałem nawet podawać nazwiska ponieważ wiedzieli kim jestem.
Nie byłem tutaj od dawna i dalej czuje tą samą ekscytacje kiedy wchodzę przez te aksamitne zasłony. Ściągnąłem obrączkę i włożyłem ją do wewnętrznej kieszeni marynarki.
Kocham cię.
- Oh, tutaj jest ta znajoma twarz, której nie widziałam od dawna.
- Laurie. - powitałem ją. - Jak się masz? - przytuliłem ją, a ona się uśmiechnęła.
- Dobrze, dziękuje. Słyszałam dużo rzeczy o tobie mój drogi. Chciałbyś tak jak zawsze? Stella jest zaj...
- Nie, nie. Przyszedłem na drinka. - uniosłem ręce.
- Poważnie? Teraz? - uniosła brew. - Nasz najlepszy klient wrócił to cudowne.
- Laurie, jest ok.
Uśmiechnęła się. 
- Dobrze, ale wiesz gdzie jestem. Zawsze mogę coś zorganizować jeśli byś chciał.
Kiwnąłem głową.
- Jaka miła z ciebie kobieta.
- Oh, przestań i bierz swój tyłek do środka. - uderzyła mnie w niego, a ja momentalnie się obróciłem. 
Zapomniałem jak bardzo te miejsca są bezwstydne.
Szedłem korytarzem przy którym były same drzwi i słyszałem jęki bólu i przyjemności.
Zawsze mnie to podniecało kiedy tędy chodziłem.
Wszedłem do serca klubu i momentalnie się rozglądnąłem. Nie wiem czego konkretnie szukałem ale dalej się przypatrywałem.
Mój telefon zaczął wibrować, wyciągnąłem go i zobaczyłem wiadomość od Waliyhii. Westchnąłem.
"Potrzebuje więcej ubrań dla Allison. Niedługo przyjedziemy."
Przewróciłem oczami i odpisałem.
"Nie ma mnie w domu. Eve ci pomoże."
Wyłączyłem telefon, usiadłem przy barze i zamówiłem szklankę burbonu.
Zacząłem ją pić powoli, a alkohol przyjemnie palił moje gardło. Rozglądnąłem się i zobaczyłem dziewczynę którą myślałem, że nigdy więcej nie będę usiał oglądać.
Myślałem, że przyjście tutaj mi pomoże.
- Sir?
Usłyszałem głos za plecami i zmarszczyłem brwi.
- Abby?
- Dobrze znowu cię widzieć, sir. Jak się masz? - włosy opadły jej na twarz kiedy parzyła na podłogę.
- Możesz na mnie popatrzeć, Abigail.
Przeczesała włosy i nieśmiało na mnie zerknęła.
- U mnie dobrze, dziękuje.
Nie widziałem jej od kiedy detektyw Dwayne zrobił spotkanie moich wszystkich uległych w tym samym pokoju. Dupek.
Abby była tą posłuszną. Za bardzo perfekcyjna na kary.
- Chciałbyś zamówić prywatny pokój? - zaoferowała.
- Nie dziś Abby. - mruknąłem. - Możesz do mnie dołączyć jeśli chcesz.
Uśmiechnęła się.
- Dziękuje, sir.
Popatrzyłem na Abby i była trochę do niej podobna.
Były niewielkie podobieństwa, ale nikt nie może konkurować z moją piękną żoną. Ona ma wszystko czego mi potrzeba.
- Widzę, że nie znalazłaś nowego Pana? - zapytałem.
- Miałam go, ale nie zadowalał mnie. - powiedziała. - Nie tak jak ty, sir.
- Abby...
- Byłeś świetny.
Rozglądnąłem się po klubie, wszędzie można było zobaczyć pozycje z książek dziejące się zaraz obok nas.
Popatrzyłem na nią.
- Idź do pokoju i czekaj.

------

Kochani! Bardzo, ale to bardzo was przepraszam nie sądziłam, że tak wyjdzie ale miałam mnóstwo nauki i nie byłam w stanie przysiąść do tłumaczenia nawet na minutę. Mam nadzieje, że mnie nie zabijecie haha. Miłego czytania. Martyna xxx

środa, 14 października 2015

Rozdział 3

- Ally? - uniosłem brew.
Jej usta przybrały kształt "O". Ściągnęła łokcie ze stołu, uśmiechając się, a Waliyhia gestem wskazała na kurczaka.
- Ojcu dalej nie pasuje to, że się spotykacie? - zapytałem Waliyhi, która kroiła jedzenie Allison.
Ona i James wymienili spojrzenia.
- Cały czas. - mruknęła.
- Może powinnaś nawrócić Jamesa. - uśmiechnąłem się do niego.
- Nie wiem nic o muzułmanach, ale nie jecie wieprzowiny, tak? - zapytał zmieszany James.
Waliyha kiwnęła głową.
- Ojciec jest po prostu irytujący. Odkąd powiedziałam mu o Jamesie zachowuje się jak kutas.
- Yaser po prostu trzyma się tradycji. Ponieważ ja spierdoliłem...
- Przestań przeklinać przy Allison! - warknęła Waliyha, zakrywając uszy Allison.
- Ponieważ ja zchrzaniłem. - urwałem i spojrzałem znacząco na Waliyhę. - Ojciec opiekuje się tobą i Safaą bardziej, bo chce być z was dumny. - powiedziałem i chwyciłem wino ze środka stołu. - Więc haha. - droczyłem się.
Allison zachichotała.
- Co mówimy zanim zaczniemy jeść? - zapytałem ją, unosząc brew.
- Bismillah! - zawołała radośnie, a Waliyha się do niej uśmiechnęła.
- Co to kurwa znaczy? - James zmarszczył czoło w konsternacji.
- Przestań! - warknęła Waliyha.
Spojrzałem na Allison.
- Ally, dlaczego jeszcze raz nie dasz mu piątki w twarz?
Allison zamiast tego uderzyła moją twarz i wskazała na mnie palcem, a ja gapiłem się na nią.
- Ally?
- Nie tatusiu! Niegrzeczny!
Waliyha i James zaczęli się śmiać, a ja zmieszany patrzyłem na moją córkę, która właśnie mnie... uderzyła?
- Ally, chcesz zostać dzisiaj na noc u cioci Waliyhi? - zapytała, dając Ally kawałek kurczaka do ust.
Allison wydała z siebie zduszony okrzyk i spojrzała na mnie.
- Możesz iść Ally.
Może w końcu będę miał dla siebie czas.
- Dobrze, weźmiemy twoje ciuszki i pojedziemy do mnie do domku. - uśmiechnęła się Waliyha.
- A ja mogę cię nauczyć jak bić tatusia. - dodał James, a ja rzuciłem w niego serwetką.
- Zajeb... - powstrzymałem się, widzą minę Waliyhi. - Zabawnie. Zabrzmiało bardzo zabawnie. - powiedziałem, szczerząc się do niej, po czym napakowałem buzię jedzeniem.
- Na pewno chciałeś to powiedzieć. - powiedziała ironicznie.
Kiedy skończyliśmy kolację, Waliyha i ja poszliśmy na górę z Allison, spakować trochę jej rzeczy. Nie byłem pewny, na jak długo zostanie, ale znając Ally i jej uwielbienie do odkrywania brudnych rzeczy, byłem pewny, że będzie potrzebowała więcej niż tylko dwa komplety ubrań.
Chwyciłem szczotkę Ally i spojrzałem na te wszystkie włosy, które na niej były. Wyczyściłem ją, wyciągając małą piłeczkę włosów i się skrzywiłem.
- Fu, patrz na te włosy, Ally. - pokazałem jej, a ona też się skrzywiła.
- Co to kurwa jest, tatusiu? - powiedziała zdegustowana.
Ja i Waliyha spojrzeliśmy na nią, wytrzeszczając oczy.
- Hej! - pokręciłem głową. - Nie ma przeklinania. - zaśmiałem się, a Waliyha wzięła ode mnie szczotkę i uderzyła mnie nią. - To wina Jamesa, to on to powiedział przy stole!
- A co zrobisz jak powie tak przy mamie albo tacie? Ale z was gamonie! - prychnęła Wal. - Chodź Ally, pożegnaj się z tatusiem.
Ukucnąłem, żeby ją wziąć na ręce, kiedy przytuliła się do moich nóg.
- Kocham cię tatusiu. - powiedziała radośnie.
Ucałowałem ją w policzki, a ona się uśmiechnęła.
- Kocham cię bardziej księżniczko. Bądź dobra dla cioci, dobrze?
- Bobrze! - kiwnęła głową i pocałowała mnie w policzek.
Poszedłem za Waliyhą na dół, niosąc na rękach Allison.
- Czasami ma problemy z zaśnięciem. - mruknąłem, stawiając ją na podłodze. - Zazwyczaj pomaga ciepłe mleko. Albo po prostu głaskaj ją po plecach. Oh, i Franklin jest w jej plecaku. Śpi z nim cały czas. I przeczytaj jej bajkę, lubi to i oh, jeszcze...
- Zayn. - przerwała mi. - Wiem. - uśmiechnęła się. - Już kiedyś u mnie nocowała.
Cmoknęła mnie w policzek i przytuliła na pożegnanie.
James pokręcił głową.
- Staram się być tym gównianym profesjonalistą jak ty.
- Chcesz, żebym był szczery? - zapytałem.
Kiwnął głową.
- Jesteś do dupy w byciu profesjonalistą.
- Chodź James, deszcz pada. - powiedziała Waliyha, biorąc Allison na ręce i zakładając jej kaptur.
- Okej, okej. - przewrócił oczami i spojrzał na mnie. - Narazie stary.
Pocałowałem policzek Allison jeszcze raz.
- Pa Zee! - pomachała mi Waliyha.
Odmachałem, patrząc, jak Allison macha mi swoją malutką rączką.
- Papa tatusiu!
Zamknąłem drzwi, poluzowałem kołnierzyk i wziąłem głęboki oddech, siadając na stołku barowym.
Eve właśnie kończyła sprzątanie. Kiedy skończyła, zatrzymała się i spojrzała na mnie.
- Dziękuję za kolację, Eve. - mruknąłem ze zmęczeniem, bawiąc się telefonem, a ona się uśmiechnęła.
- Proszę bardzo, sir.
Uśmiechnąłem się do niej jednostronnie, a ona ruszyła w stronę pomieszczenia socjalnego.
Czasami łapałem się na tym, że tęskniłem za moim starym mieszkaniem. Mógłbym wprowadzić się tam z powrotem, ponieważ en budynek wciąż należy do mnie, ale ten dom daje mi wspomnienia.
Pierwsze słowa Allison, jej pierwsze kroki oraz moje ostatnie chwile z Victorią.
Założyłem w tym domu rodzinę i nie mogę się wyprowadzić.
Mój służbowy telefon zaczął dzwonić, a ja zmarszczyłem czoło i go odebrałem.
- Malik!
- Oh, uh, cześć.
Zmarszczyłem brwi, ponieważ ten głos brzmiał dziwnie znajomo.
- Z kim rozmawiam?
- Oh, uh, jestem um Natalie, ta dziewczyna z przedszkola. - odpowiedział głos.
Aaa, ona.
- Racja. - skupiłem swoją uwagę.
- Cóż, dzwonię po to by dowiedzieć się czy.. - odchrząknęła. - Czy dałbyś radę być na tym przyjęciu urodzinowym w tą niedz... sobotę?
- Ty tak na serio? - zapytałem suchym tonem.
- Um, tak.
Westchnąłem.
- Natalie, przejdź do rzeczy.
- J-ja nie wiem o czym mówisz.
Udawanie głupiego? Kurwa zły ruch.
- Naprawdę? Przecież cię widziałam. Twój syn kończy cztery lata, nie pięć. Wiem, bo Allison mówiła mi o szalonym chłopcu, który jak się później okazało, ma ADHD, ten sam chłopiec, który jest twoim synem. Podejrzewam więc, ze jesteś samotną matką, biorąc pod uwagę to, że gapisz się na mnie zawsze kiedy masz okazję.
Zabrakło jej słów.
- Używasz swojego syna, jako wymówki, żeby ze mną porozmawiać. Ale masz klasę. Ignorując już fakt, że mam obrączkę, to cię nie powstrzymało, tak? Jeszcze raz - ale masz klasę.
Na lini była kompletna cisza. Westchnąłem.
- Mówiłaś o ...?
Wypuściła powietrze z płuc.
- Nie ważne. Masz rację. Po prostu pomyślałam, że może dlatego, że obydwoje jesteśmy singlami...
- Jestem żonaty. - z moją zmarłą żoną, ale jednak.
- Serio? Ja... - urwała. - Szanuję to, że wciąż masz to dziwne połączenie ze swoją zmarłą żoną, ale może się spotkamy...
- Nie interesuje mnie randkowanie.
- Więc dlaczego dalej ze mną rozmawiasz?
Ta laska jest irytująca.
- Ponieważ jest mi prawie przykro, bo jesteś taka zdesperowana. - powiedziałem dosadnie.
- Łoł. W ogóle nie masz manier.
- Więc dlaczego dalej ze mną rozmawiasz? - mruknąłem jej tonem, rozłączając się i kontynuując wchodzenie po schodach.
Jeśli jest w chuj zdesperowana to zadzwoni jeszcze raz. Jeśli nie, mogę szczęśliwie ruszyć dalej, jednak będę smutny i napalony.
Ściągnąłem koszulę i wrzuciłem ją do kosza na pranie, potem rozpiąłem spodnie, idąc do łazienki i włączając prysznic.
Sprawdziłem telefon, sprawdzając czy mam jakieś połączenia od Waliyhi w sprawie Allison, ale nic się nie wyświetlało, oprócz tapety z Allison i Victorią.
Położyłem swój telefon na szafce i otworzyłem drzwi od prysznica, ale wtedy mój telefon zaczął dzwonić.
Przewróciłem oczami i chwyciłem go, sprawdzając, czy to znowu ta pieprzona dama.
- Czego chcesz?!

***

Jak zwykle, nigdy nie budzę się w pełni usatysfakcjonowany po nocy pełnej spotkań.
Zawsze gdy się budzę, Victoria jest w mojej głowie. Mam tak każdego dnia.
Śnię o niej przez prawie całą noc, więc to pewnie dlatego. W większości snu przeżywam wspomnienia lub tworzę nowe.
Ostatnia noc była trochę inna. Może dlatego, że nie było w domu Allison.
Westchnąłem i zszedłem z łóżka. Ziewnąłem i chwyciłem telefon w rękę.
8:23
Dzięki Bogu, że dziś sobota, bo byłbym spóźniony do pracy.
Odłożyłem go i wstałem na nogi, rozciągając się. Idąc do łazienki przez przypadek nadepnąłem na rozpięty stanik. Natychmiast go kopnąłem, a wyrzuty sumienia zaczęły mnie gryźć.
Chyba wezmę dziś tabletki. Zazwyczaj czuję skruchę i żal do siebie po czymś takim jak to zeszłej nocy.
Co mam niby robić, kiedy jestem sam?
Westchnąłem z irytacją. Zawsze mam mieć wyrzuty sumienia? Równie dobrze mogę zostać księdzem.
Mój telefon zaczął dzwonić.
Wydałem z siebie wkurzone warknięcie.
Jeśli to Natalie, to przysięgam na Boga...
- Malik.
- Panie Malik, przepraszam za to, że tak późno dzwonię.
- Kto mówi?
- Oh tak, Shaun...
- Warden? - zmarszczyłem czoło.
- Tak, dzwonił pan wczoraj odnośnie Devona?
Kiwnąłem głową, ale potem zdałem sobie sprawę, że przecież mnie nie widzi.
- Tak, tak, dzwoniłem.
- Devon wyszedł z więzienia. Wypuścili go w zeszłym tygodniu.
Otworzyłem buzię.
- Co proszę?!
- Pięć lat? - powiedział Shaun, jak gdybym był jakimś tępakiem. - Odsiedział cały wyrok.

_________

Co tam u was? :D
Znalazłam ostatnio genialną wersje You&I, polecam serdecznie.
Napiszcie w komentarzu, proszę was bardzo - jak dałybyście na imię pierwszemu dziecku Malików, jeśli byłby to chłopiec?
Mówię o dziecku, które poroniła Victoria.
Życzę miłego tygodnia! - Marta

czwartek, 8 października 2015

Rozdział 2

- Upewnij się ze zabrałaś buty i torbę, dobrze? - pochyliłem się, żeby pocałować ją w czoło, a ona kiwnęła głową.
- Tak zrobię.
- Okej. - wstałem, kiedy Allison na mnie popatrzyła i odeszła.
- Allison!
- Odwróciła się i zmarszczyła brwi.
- Kocham cię, skarbie. - powiedziałem.
- Kocham cię, mocnej tatusiu. Pa! - pomachała mi i pobiegła do grupki dzieci.
Westchnąłem i odwróciłem się od Ally by w końcu pójść do pracy.
Atmosfera w tym miejscu zawsze mnie przeraża. Wszystkie te dzieci biegające w kółko jak jakieś jebane owady.
- Dzień dobry, Zayn. Co u ciebie?
Popatrzyłem na nią.
- Dobrze, dziękuję Anne. - odpowiedziałem i sprawdziłem dzisiejszą datę w telefonie.
- Ona jest piękna. - usłyszałem chichy kobiecy głos. Zaraz to nie głos, przestań. Zerknąłem na kobietę, która ciągle coś mówiła nawet nie wiem co.
Nie wiem kim ona jest, ale kimkolwiek nie jest wygląda jakby wróciła ze siłowni.
Stanąłem na przeciwko tej jędzy.
- Co?! - powiedziałem zdenerwowany.
- Co? - zamrugała zdziwiona.
Przewróciłem oczami i podszedłem do niej.
- Mój syn chciałby zaprosić Allison na swoje piąte urodziny.
Ona nie ma nawet pięciu lat, a już mam chłopaka na czarnej liście.
- Wnioskuje, że pan jest ojcem Allison? - zapytała.
Przełknąłem ślinę i obróciłem się do niej, sprawdzała czy dzieci są bezpieczne.
Dzieci wszędzie, jebane.
- Tak jestem. - powiedziałem.
Przygryzła wargę.
- Przepraszam może powinnam zapytać pańską... - popatrzyła na moją lewą rękę, a ja przewróciłem oczami. - Żonę.
- Moja żona nie żyje. - mruknąłem, a ona zastygła w miejscu.
- Oh. - zamrugała. - Ja...
- Przepraszam? - uniosłem brew. - Słyszę to cały czas. - westchnąłem.
Popatrzyła na mnie zmieszana jak każda kobieta ostatnio. Chyba czas stać się miłym.
- Kiedy jest to przyjęcie? - zapytałem.
- W sobotę o 10. - uniosła brew. - W town park.
- Ok, dzięki. Zobaczymy się kiedyś. - przewróciłem oczami.
- Będziesz potrzebował mój numer.
Zamrugałem. - Po co?
- W razie gdybyś nie mógł przyjść albo impreza została odwołana.
- Racja. - wyciągnąłem wizytówkę, podałem jej i odszedłem.
- Poważnie? Nawet nie zapytałeś jak mam na imię. - krzyknęła.
Pokręciłem głową. - Zadzwoń jak coś się zmieni. - powiedziałem wkurzony i odebrałem telefon.
- Malik!
- Hej Zee. Co robisz dziś wieczorem?
- Westchnąłem. Waliyha moja denerwująca już nie taka młodsza siostra.
- Podrapałem się po głowie i wsiadłem do samochodu.
- Nie wiem, a co?
- Myślałam, że skoro James odbiera Allison ze żłobka, mógłbyś wpaść na obiad albo my przyjdziemy do ciebie? - mruknęła.
Przysięgam, że Słyszałem tego fiutka James'a w tle. 
Podniosłem list, który dała mi dziś rano Eve.
- Okej, przyjdźcie do mnie. - powiedziałem. Muszę kończyć Wal, później pogadamy.
- Aw, okej. Pa Zeus!
- Uśmiechnąłem się. - Pa Wal.
Położyłem telefon na siedzeniu. Wziąłem głęboki wdech i otworzyłem list, żeby się przekonać że jest od osoby od której się spodziewałem. Od kiedy Victoria odeszła, czasami wysyła jej listy myśląc, że żyje i ma się dobrze, gdyby tylko wiedział.
Przygryzłem wargę.
- Mark?
- Tak proszę pana? - popatrzył na mnie w lusterku.
- O której, mam pierwsze spotkanie?
- Dziewiąta trzydzieści. - odpowiedział.
Zdecydowałem, że jednak go przeczytam.

- Droga Victorio.

Już prawie pięć lat jestem w tym miejscu.
Obiecałem sobie, że będę do ciebie pisał, nie zważając na to że prawdopodobnie ci się to nie podoba i nie będziesz tego czytać. Ale coś w pisaniu tych listów do ciebie daje mi nadzieje, że moje zdrowie psychiczne nie jest takie złe jakie jest w rzeczywistości. Kogo ja oszukuje?

Nie pisze do ciebie tak często jak przedtem i przepraszam za to. Nie mam nikogo innego oprócz ciebie. Może powinienem przestać? Może nie? Nie wiem.

Jestem na rozdrożu dróg. Jestem zagubiony. Dość o mnie. Co tam u ciebie?
Mam nadzieje, że twoja mała rodzinka ma się dobrze Tori.
I dalej przepraszam za wszystko co zrobiłem.

- Devon.

Zamknąłem oczy, wziąłem głęboki wdech i rzuciłem list w kąt samochodu.
Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do biura.
- Alana? - zmarszczyłem brwi.
- Tak proszę pana?
- Czy możesz zdobyć numer do Stanowego Więzienia Karnego w Kolorado? - zapytałem.
- Tak, sir.
- Za chwile będę. - rozłączyłem się i popatrzyłem na zegarek. - Pilnuj czasu Mark.
Nie odpowiedział, więc wyjrzałem przez szybę na miasto.
Zdecydowałem się napisać krótką wiadomość do Emmy, zanim moje oczy spoczęły na obrączce.
- Jesteś dziś dostępna?
Zmarszczyłem brwi i otworzyłem okno, żeby zaczerpnąć powietrza.
Zajęło jej to moment żeby mi odpisać.
- Myślałam, że z tym skończyliśmy.
Wziąłem głęboki wdech. Chciałbym z tym skończyć. Obiecałem sobie, że nie mogę już tak dłużej, ale nie wiem czy dam radę.
- Bo tak jest, ale to dla mnie trudne.
- Masz dojścia, znasz ludzi nie będę tego więcej robić Zayn.
Przewróciłem oczami.
- Nie chciałbym robić tego sam!
- Niestety będziesz musiał.
Westchnąłem i włożyłem telefon do kieszeni.
Jak ludzie ruszają na przód ze swoim życiem?

-----

Po raz pierwszy Waliyha i James przychodzą do mnie na obiad a nie ja do nich.
Przynajmniej tak jest lepiej bo Ally nie będzie smutna, kiedy byśmy musieli wychodzić.
Właściwie to ja też się cieszę, że ich zobaczę.
Otworzyłem frontowe drzwi, i wszedłem do domu.
- Kto to? - usłyszałem głos Wal i odgłosy kroków.
- Tatuś jest w domu! - powiedziała Allison, a ja położyłem walizkę na podłodze.
Przytuliła mnie, jej długie brązowe włosy uderzyły mnie w twarz.
Moje serce zaczęło szybciej bić.
- Jesteś już coraz większa. - powiedziałem podnosząc ją.
- Fagas z ciebie. - zaśmiała się Ally, a ja prawie co się nie wywróciłem.
- Czy wujek James cię tego nauczył? - zapytałem zaskoczony.
Kiwnęła głową.
Westchnąłem i pocałowałem ją w policzek.
- Jak było w żłobku?
- Robiliśmy kartki! Zrobiłam dla ciebie i dla mamusi.
Uśmiechnąłem się smutno i postawiłem ją na ziemi.
- Zanim mi pokażesz może pójdziesz przybić piątkę wujkowi James'owi w twarz? Wujek James tak lubi.
Zgodziła się i pocałowała mnie w policzek. - Dobrze, tatusiu.
- Hej, Zeus! - powiedziała Waliyha, a ja ją przytuliłem.
- Dzięki, że ją przywieźliście i powiedz James'owi żeby nie uczył ją przeklinać.
- Wal się zaśmiała.
- Przepraszam, to cały James.
- Ta, pewnego dnia dostanę od kogoś w twarz bo Allison nazwie go fagasem.
- O mój Boże. - zaczęła się śmiać.
- To nie jest śmieszne.
- No dalej Z, to jest śmieszne. - uszczypnęła mnie w ramię.
- Co tam stary? - zapytał James niosąc Allison na ramach.
- James ty mała pizdo. - mruknąłem, drugą cześć trochę ciszej, żeby Ally nie słyszała, cóż usłyszała.
- Mała pizda. - Allison się zaśmiała, a Waliyha popatrzyła na mnie.
- Może zna te słowa od ciebie. - powiedziała.
Pokręciłem głową.
- Nie, zna je od James'a.
- Tatusiu? - Ally trzymała się mojego swetra, a ja popatrzyłem a nią.
- Hmm?
Wujek James powiedział, że lubisz... - zrobiła pałzę i popatrzyła na James'a. - Chłopców. - mruknęła cicho. - Wujek James powiedział, że lubisz chłopców. - zaśmiała się, a ja pokręciłem głową.
- Możesz powiedzieć wujkowi James'owi, że może mi possać. - odszedłem od nich, a Waliyha popatrzyła na mnie.
- Zayn! - powiedziała powstrzymując śmiech, a ja mrugnąłem do Eve, która robiła obiad.
- To moja córka, więc mogę. - powiedziałem z uśmiechem.

-----

Hej wszystkim! Już dwa rozdziały za nami! Nie mogę uwierzyć, że skończyliśmy frostbite i jest już frozen. Chciałam wam bardzo podziękować za wszystkie miłe słowa skierowane do mnie i do Marty jesteście cudowni, aż łezka kręci się w oku! Kochamy was!! Do następnego, Martyna xx

Wersja na Wattpad: Klik!

poniedziałek, 5 października 2015

Rozdział 1

- Nie, nie. Nie powiedziałem tak. - pokręciłem głową, powstrzymując śmiech.
Nie można było przegapić szerokiego uśmiechu na mojej twarzy.
Ciężko to ukryć, kiedy się tak na mnie gapi. Te świecące, podekscytowane oczy.
- Powiedziałeś! Powiedziałeś, że jeżeli wygram, to spróbujemy z jeszcze jednym. - uśmiechnęła się.
Pochyliłem się, całując jej czoło i przyciągając do siebie.
- Nie wiem, Re. Może kiedy Allison skończy pięć lat. - uniosłem brew, a ona wydęła usta.
- To w następnym tygodniu. - powiedziała płaczliwym tonem.
- Dokładnie. - uśmiechnąłem się, a ona spojrzała na mnie.
- Naprawdę?
- Ale tym razem chcę chłopca. - uniosłem wyczekująco brew.
Victoria uśmiechnęła się, kiwnęła głową i przegryzła wargę.
Pociągnąłem za jej brodę.
- Ja też.
- Tatusiu! - odwróciłem głowę i zobaczyłem Allison, a Victoria westchnęła.
- Tatusiu!
- Idź. - powiedziała Victoria ze zmęczeniem.
- Nie, ale..
- Tatusiu! Obudź się! Tatusiu!
Poczułem ciężar, skaczący po mojej klatce piersiowej, jęknąłem i uchyliłem jedną powiekę, patrząc na Allison skaczącą po łóżku.
Jęknąłem znów i zamknąłem oczy.
- Tatusiu, tatusiu, zrobiliśmy dla ciebie napleśniki!
Uśmiechnąłem się i usiadłem, przyciągając do siebie Allison. Zaczęła głośno piszczeć, kiedy zacząłem ją łaskotać.
Jej brązowe włosy momentalnie zakryły moją twarz, ale nie przeszkadzało mi to.
- Shhh, Ally. - mruknąłem, kładąc ją obok siebie.
Zamknąłem oczy i miałem nadzieję, ze znów zasnę.
- Ale twoje śniadanie będzie zimne. - jęknęła.
Udawałem, że chrapię, a ona zaczęła się śmiać.
- Nie tatusiu, ty nie śpisz. - dotknęła palcem mojego nosa a potem zaczęła bawić się moimi brwiami.
Otworzyłem delikatnie oczy, żeby zobaczyć, jak bardzo się nad tym koncentruje. Przegryzła wargę, a ja zamknąłem oczy.
Nie wiem czemu, ale ona zawsze bawi się moimi jebanymi brwiami.
- Ally, jesteś gotowa do przedszkola? - uśmiechnąłem się do niej, a ona kiwnęła główką i usiadła.
- No wstawaj, zrobiliśmy napleśniki na śniadanie!
- Naleśniki. - poprawiłem ją.
- Naleśniki. - przedrzeźniła mnie, plując na moją twarz.
Zamknąłem oczy i wytarłem jej ślinę, śmiejąc się.
- Buzi? - wydąłem usta, a ona chwyciła moją twarz w dłonie, marszcząc swój nosek.
- Kujesz!
Pocałowałem jej policzki.
- Idź na dół. Tatuś musi się przebrać, dobrze?
- Bobrze, tatusiu, pośpiesz się! - kiwnęła głową, i wybiegła z pokoju, a ja wygramoliłem się z pościeli.
- I uważaj na schodach! - zawołałem.
Sięgnąłem na szafkę nocną po moje antydepresanty. Tak jak wczoraj, postanowiłem ich nie brać.
Ostatnio wszystko ze mną okej.
Dzień po dniu, miałem nadzieję, że będę się trzymał od nich z daleka.
To, że je biorę, przypomina mi o moim szaleństwie.
Miałem po prostu nadzieję, że nie biorąc ich, nie będę musiał polegać na czymkolwiek, żeby popaść w szaleństwo.
Bez niej wciąż staram się kontrolować to, jak się czuję.
Zanim poszedłem do łazienki, mój telefon zaczął dzwonić. Wstałem i go odebrałem.
- Malik!
- Dzień dobry słońce, jak twój brzuch?
Westchnąłem.
- Lepiej.
- Mhmmm?
- Chyba pójdę dzisiaj do pracy. - dodałem zmęczony.
- Wczoraj wyglądałeś na bardzo chorego.
Skrzywiłem się. Nie chcę przypominać sobie o wczorajszym dniu. Nie mogłem niczego przełknąć, od razu wymiotowałem.
- Więc, zamierzasz ją w końcu poznać...
- Mamo! - warknąłem. - Nie.
- Ale ona jest uroczą dziewczyną. Myślę, że byś ją polubił.
- Nie! - powiedziałem głośniej.
- Zayn, minęły cztery lata...
- Nie obchodzi mnie to. - zmarszczyłem czoło i schowałem twarz w dłoniach. - Porozmawiamy później.
- Przepraszam. - mruknęła. - Chcę ci tylko pomóc. Lubię, kiedy jesteś szczęśliwy.
- Jestem szczęśliwy mamo... - przewróciłem oczami kiedy mi przerwała.
- Szczęśliwy z kimś innym. Wiem, że to okropna strata, ale minęły cztery, prawie pięć lat. Musisz ruszyć naprzód.
- Tato! - Allison weszła do pokoju ze zmarszczonym czołem i rękami podpartymi na swoich małych bioderkach.
Uśmiechnąłem się.
- Powiedziałeś, że się przygotujesz! - warknęła.
Zaśmiałem się.
- Ally, chcesz pogadać z Naną?
Dzięki Bogu. Przynajmniej odwróci uwagę Trishy od tego tematu.
Podałem jej telefon i założyłem obrączkę na palec, po czym ruszyłem w stronę garderoby, żeby wyciągnąć garnitur.
Słyszałem Allison, jak rozmawia z Trishą.
Od moich urodzin Trisha wpycha mnie w randkowe koło, w którym absolutnie nie chcę brać udziału.
Kiedy tylko ma szansę, umawia mnie na randkę w ciemno.
Mam dość tych randek.
Cztery lata temu moja żona odeszła. A kiedy umarła, część mnie umarła razem z nią.
Miłość do mojej żony jest wieczna i frustruje mnie to, ze moja mama tego nie widzi.
Nie chcę się z nikim widywać, tym bardziej kiedy Allison dorasta.
- Tatusiu, Nana chce z tobą porozmawiać.
Westchnąłem zirytowany i dołączyłem do niej, kiedy chwyciła moją rękę w swoją malutką dłoń.
Zaciągnęła mnie na dół, do kuchni, a moja mama wciąż truła i próbowała namówić mnie na randkę, która w ogóle mnie nie interesowała.
Na ostatniej randce w ciemno spotkałem moją ex uległą.
Możecie sobie tylko wyobrazić, jak strasznie niezręcznie mogłoby być, jeśli dowiedziałaby się o moim trybie życia sprzed czerech lat.
Tak czy siak, randka nie trwała długo.
- Tatusiu, zobacz! - Allison uśmiechnęła się i wskazała palcem na naleśniki na stole.
- Ma na imię Talia.
- Nie chcę! - zmarszczyłem brwi.
- Ale to urocza dziewczyna...
- Powiedziałem nie!
- Tatusiu! - Allison pociągnęła mnie za spodnie, a ja machnąłem na nią ręką.
- Zayn... - moja irytacja wzrosła.
- Mamo, powiedziałem, że nie jestem zainteresowany. - powiedziałem z frustracją.
- Ale to będzie dla ciebie dobre.
- Tatusiu!
- Allison! - powiedziałem surowo i znów skupiłem swoją uwagę na telefonie. - Mamo, nie pójdę na żadną randkę. - warknąłem i rozłączyłem się, a Allison znów pociągnęła za moje spodnie.
- Tatusiu, spójrz!
- Allison! Co ci mówiłem na temat przeszkadzania mi, kiedy rozmawiam przez telefon? To niemiłe!
Mrugnęła, wydęła wargi i spojrzała w dół ze smutkiem, a włosy zasłoniły jej twarz.
Coś łupnęło w moje serce. Kucnąłem, żeby być na jej poziomie.
- Przepraszam księżniczko. Tatuś nie chciał na ciebie krzyczeć.
Kiwnęła głową w ciszy i odeszła, siadając na krześle przy stole.
Westchnąłem cicho i usiadłem tam, gdzie był mój talerz.
- Sama je zrobiłaś? - powiedziałem z ekscytacją, a ona kiwnęła głową, wciąż w ciszy, bawiąc się swoimi palcami.
Przypomina ją, kiedy tak robi.
- Ally, nie bądź na mnie zła. - wydąłem żartobliwie usta, a ona uśmiechnęła się, sprawiając, że jej pucowate policzki jakby urosły.
- Nie jestem na ciebie zła, tatusiu. Ma pomogła mi zrobić napleśniki.
- Naleśniki. - poprawiłem ją. - Dobrze wyglądają, Ally.
Wyciągnęła swoją malutką rączkę po syrop, zaciskając na nim palce. Zabrałem go od niej.
- Nie za dużo. - zmarszczyłem czoło i polałem swój naleśnik.
Sięgnęła po krem, a ja patrzyłem, jak próbowała wylać go na swoje naleśniki.
- Tatusiu, nie działa!
- Patrz.
Obróciłem go do góry nogami i wylałem trochę na jej talerz, a ona się uśmiechnęła.
- Dzień dobry, sir.
- Dobry. - uśmiechnąłem się, kiedy Eve położyła kopertę obok mnie.
- Z Colorado. - powiedziała cicho.
Przestałem jeść i spojrzałem na nią, marszcząc czoło.
- Colorado?
Kiwnęła głową i odeszła.
- Otwórz, tatusiu! - Allison uśmiechnęła się z podekscytowaniem, a jej policzki były brudne i klejące się od syropu.
Jasna cholera Allison.
- Później otworzę. Najpierw zjemy śniadanie.
Uśmiechnęła się ledwo widocznie, z kremem na brodzie, odgarniając włosy klejącą się rączką.
- I po tym jak cię umyjemy. - mruknąłem zdesperowany.
Kiedy skończyła jeść pół swojego naleśnika, odprowadziłem ją do toalety i podniosłem ją, żeby dosięgała do zlewu.
Muszę kupić jej stołek. Nie mogę tego robić przez cały czas.
- Tatusiu, na dół proszę.
Postawiłem ją na nogi, a ona pobiegła, żeby wziąć swój plecaczek, który jest większy od niej i uśmiechnęła się do mnie.
- Gdzie twoja szczotka? - wyrzuciłem ręce w powietrze, w teatralny sposób, z konsternacją, a jej oczka się rozszerzyły.
- Oh nie! - pobiegła z powrotem do swojego pokoju. - Tato! Tatusiu! Gdzie jesteś?!
Poszedłem na dół i zatrzymałem się w połowie, patrząc w górę, gdzie stała na szczycie schodów.
- Tutaj, kochanie.
- Była w twoim pokoju! - uśmiechnęła się, trzymając szczotkę w ręce i zbiegła ze schodów.
- Ally uważaj!
- Czecież uważam! - odpowiedziała.
Zanim złapałem jej dłoń, nie trafiła w stopień. Złapałem ją, zanim upadła.
Przytrzymałem ją mocno, wzdychając z ulgą.
Jezus, serce mi prawie z piersi wypadło.
- Cała mamusia. - uśmiechnąłem się, a ona zachichotała. - Mówiłem, żebyś uważała.
- Proszę. - z uśmiechem podała mi szczotkę.
- Wujek James odbierze cię z przedszkola.
- Gorący wujek James! - uśmiechnęła się.
Zmarszczyłem czoło.
- Nie. - pokręciłem głową.
- Tak! - kiwnęła głową, kiedy posadziłem ją na krześle.
- Ally, tłumaczyłem ci już. Wujek James ma...
- Ma małego? - skrzywiła się.
Uśmiechnąłem się.
- Tak. I co powiesz kiedy zobaczysz wujka Jamesa?
- Powiem, że ma małego.
Zaśmiałem się.
- Dobra dziewczynka.
Zachichotała, a ja pokręciłem głową.
- A teraz rozczeszmy te twoje włosy.
----
Wersja na Wattpadzie tutaj!