Oficjalnie zapraszamy na Malik, autorstwa Chanel, tłumaczonego przez Martynkę, mnie i dziewczynę, która zaczęła to tłumaczyć, ale potrzebowała pomocy - Monikę.
Opowiadanie dostępne jest na:
Blogspot
Wattpad
Mamy również konto Twitter, pojawiać się tam będą spojlery i informacje o rozdziałach.
Zachęcamy również do komentowania pod hasztagiem #malikffpl
Ale przede wszystkim bejbsy hapi nju jyr! :*
Frozen - Tłumaczenie
sobota, 2 stycznia 2016
sobota, 26 grudnia 2015
Rozdział 9
- Jakieś wiadomości? - zapytałem, idąc w stronę mojego biura.
- Tak, jedna od pańskiej matki i dwie od Waliyhi.
Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na nią.
- Związane z pracą?
- Oh. Nie, sir.
Przewróciłem oczami i wszedłem do biura, a moje poirytowanie wzrosło.
- Leigh. Zadzwoń do mojej matki i przełącz ją na linię pierwszą. - zmarszczyła brwi, kiwnęła głową i wróciła do swojego biurka, a ja spojrzałem na swoje e-maile.
Nie odpowiedział jeszcze.
Mój telefon zaczął dzwonić, więc go odebrałem.
- Malik!
- Witaj, słońce, co u ciebie?
- Dobrze, mamo. - powiedziałem cicho, z frustracją przeczesując włosy.
- Rozmawiałeś z Waliyhą?
Ignorowałem ją.
- Nie. Nie rozmawiałem. Mogłabyś proszę przestać zostawiać mi wiadomości, kiedy jestem w pracy?
- Cóż, przepraszam, ale nie odbierałeś swojego telefonu. To nie moja wina.
- Allison była chora, więc musiałem się nią zająć. - powiedziałem sfrustrowany.
- Kiedy skończysz pracować, twój ojciec i ja chcemy, żebyś wraz z moją piękną wnuczką przyszedł na kolację. James i Waliyha mają swoją pierwszą rocznicę.
- Łoł. I co na to Yaser? - uśmiechnąłem się.
- Zayn. - prychnęła moja mama.
Zaśmiałem się cicho.
- Muszę lecieć, mamo. Będę o szóstej.
- Okej, kocham cię skarbie.
- Też cię kocham mamo. - westchnąłem i rozłączyłem się, kiedy mój drugi telefon zaczął wibrować.
Szybko przejrzałem e-mail i zmrużyłem oczy.
Podniosłem telefon i czekałem aż Leigh w końcu odbierze.
- Tak, sir?
- Zmiana planów. Mój następny lunch odbędzie się w Lagunie.
- Tak, sir. Coś jeszcze?
- Nie. - rozłączyłem się i westchnąłem cicho, a moje palce obracały się wokół obrączki.
Jak ruszyć dalej, kiedy wciąż jest się emocjonalnie przywiązanym do tej osoby?
***
- Tatusiu! - Allison rozszerzyła oczy i zaczęła biec w moją stronę.
Cały czas się boję, że kiedyś upadnie, ale ten dzień na szczęście jeszcze nie nadszedł.
Kucnąłem i uśmiechnąłem się, zamykając ją w mocnym uścisku.
- Cześć, księżniczko. Dobrze się dzisiaj bawiłaś? - uśmiechnąłem się.
Kiwnęła głową z rozbawieniem.
- Tatusiu, malowaliśmy palcami a potem bawiliśmy się z linociastem!
- Linociastem? - zaśmiałem się. - Ciastoliną, skarbie. - poprawiłem ją.
- No właśnie tym. - postawiłem ją na nogach, założyłem jej kurtkę i pochyliłem się, by ją zapiąć.
- Zimno dzisiaj, Ally, na pewno chcesz zobaczyć mamusię?
Kiwnęła główką.
- Tatusiu, cały dzień na to czekałam.
- Dobrze, ale najpierw coś zjemy. - powiedziałem i zobaczyłem jak Eve idzie w stronę wejścia. - I idziemy dzisiaj zobaczyć Nanę i Papę dzisiaj wieczorem! - powiedziałem z uśmiechem.
- Ciocię Liyę też, tatusiu?
- Tak, ciocia też tam będzie. - a wujek James pewnie zrobi z siebie fiuta podczas oświadczyn.
- A mogę zostać u cioci na noc, tatusiu? - zapytała, wsiadając do auta.
Sarkastycznie wydąłem usta.
- A co ze mną?
- Przecież wciąż cię kocham, tatusiu. - uśmiechnęła się, kiedy zapinałem jej pas.
- A ja ciebie bardziej, księżniczko. Tatuś musi porozmawiać z Ma. - pocałowałem ją w policzki i zamknąłem drzwi, idąc w stronę wejścia do domu.
- Dziękuję za opiekę nad nią, Eve. - powiedziałem uprzejmie.
- W porządku. Nie musi mi pan dziękować. - uśmiechnęła się miło, a ja wcisnąłem jej w dłoń kopertę z bonusową wypłatą, a ona spojrzała na nią skonsternowana.
- Do zobaczenia dziś wieczorem.
Kiwnęła głową z uśmiechem, a ja wyszedłem z domu.
- Juhu! Tatusiu, jedziemy zobaczyć się z mamusią! - uśmiechnęła się. - Zrobiłam mamusi kartę i.. i trochę pizzy z mojego linociasta! I kartę też dla niej zrobiłam tatusiu.
- Tak, księżniczko? To fajnie. Mamusi się spodoba. - uśmiechnąłem się do wstecznego lusterka. - Brzmisz trochę lepiej, Ally.
- No, bo czuję się lepiej, tatusiu. Ale to nadal kwestia do dyskusji.
Zaśmiałem się cicho i skręciłem w stronę McDonalda.
Zamówiłem Allison nuggetsy i pojechałem w stronę głównej drogi.
Moje myśli na temat wszystkiego zrobiły się jakieś pogmatwane.
Devon, Nicole? Dlaczego to wszystko musi się teraz dziać?
- Tatusiu! - krzyknęła Allison.
- Tak, panienko Allison? - powiedziałem z wyczekująco.
- Idę dzisiaj do cioci Liyi co nie, tatusiu? - zapytała.
Zacisnąłem usta i skręciłem w stronę wzgórza.
- Może, Allison.
Wysiadłem z samochodu i pomogłem Ally wysiąść. Niosłem ją na rękach do samego grobu.
Moje serce zawsze bije szybko, kiedy się do niej zbliżam.
Westchnąłem ze smutkiem, Allison uśmiechnęła się i wyśliznęła się z mojego uścisku. Postawiłem ją na nogi, a ona szybko podbiegła do kamienia i uśmiechając się, położyła pizzę na płycie.
- Spójrz mamusiu, zrobiłam ci pizzę. - powiedziała podekscytowana Allison.
Mały uśmiech wykrzywił moje usta. Pochyliłem się i pocałowałem Ally w skroń.
- Mam nadzieję, że tam na górze wszystko w porządku. - mruknąłem cicho.
- Ciiiii, tatusiu, teraz moja kolej rozmawiania z mamusią. - szepnęła Allison.
- Przepraszam, serduszko, pozwolę ci porozmawiać z mamusią. - wstałem, pozwalając jej być sam na sam, a ona kontynuowała gadanie o pizzy i karcie, którą sama zrobiła.
Moje myśli znów się skłębiły, kiedy wspomnienia zaczęły napływać do mojej głowy.
Strasznie za nią tęsknię. Za każdym razem kiedy czuję, że zbliża mi się wybuch, odcinam się od ludzi i przychodzę tutaj.
To zawsze mnie uspakajało, tak jakby ona wciąż tu była.
Westchnąłem i spojrzałem przez ramię na Allison i grób. Moje ręce były głęboko w kieszeniach. Wziąłem głęboki oddech.
- Chciałbym, żebyś tu była, Re. Nie wiem, czy to przeznaczenie, ale wątpię, że mogłaby cię zastąpić. - mruknąłem cicho. - Nikt nie może.
Allison spojrzała w moją stronę.
- Tatusiu, ale mamusia cię nie słyszy. - powiedziała jak do idioty.
Uśmiechnąłem się i zmarszczyłem czoło, kiedy mój telefon zaczął dzwonić w mojej kieszeni.
- Malik!
- Ah. Cześć. - usłyszałem głos Devona i prychnąłem z irytacją.
- Kiedy ty się poddasz Devon, co? - warknąłem.
- Chcę tylko wybaczenia, proszę! - mruknął Devon.
- Musisz przestać do mnie wydzwaniać. - rozłączyłem się natychmiastowo i zmarszczyłem czoło, patrząc na Allison, która splotła rączki na swojej klatce piersiowej.
- Co to za mina, księżniczko?
- Czemu nie mówisz do mamusi?
Uśmiechnąłem się.
- Skończyłaś?
Kiwnęła głową z uśmiechem.
- Niedługo twoje urodziny. Powiesz mamusi co zamierzamy zrobić? - powiedziałem, siadając naprzeciw grobu.
Allison usiadła na moim kolanie, a ja się uśmiechnąłem.
- Oh tak. Mamusiu, jedziemy na wyspę w Fuck it. - uśmiechnęła się wdzięcznie a ja zmarszczyłem czoło.
- Phuket. - poprawiłem ją surowo.
- Fuck it. (jebać to) - Allison znów spróbowała, a ja próbowałem powstrzymać śmiech.
- Niezła próba, skarbie. - przewróciłem oczami. - Tutaj robi się zimno, więc pomyśleliśmy, że pojedziemy na wakacje, zobaczyć, jak miewa się twoja wyspa. - uśmiechnąłem się, patrząc w dół na Allison, która wąchała kwiaty. - Kocham cię, skarbie. - mruknąłem cicho, pocałowałem swoje palce i położyłem dłoń na płycie grobowej.
Moje serce zacisnęło się, kiedy Allison zrobiła dokładnie to samo.
- Kocham cię, mamusiu. Mam nadzieję, że kiedyś też będę aniołkiem, tak jak ty.
- Do tego jeszcze dużo czasu, księżniczko. - pocałowałem ją w policzek, a ona zachichotała, bo mój zarost ją łaskotał.
- Tatusiu, łaskoces.
Kontynuowałem całowanie jej szyi i policzków, a ona wciąż się śmiała.
- Tatusiu!
Zachichotałem i pocałowałem jej skroń, po czym ją przytuliłem ją mocno.
- Jeszcze trochę i będziesz miała pięć lat, kochanie. - mruknąłem. - Czas szybko leci.
- Czy już czas pożegnać się z mamusią? - zapytała Ally.
Kiwnąłem głową ze smutkiem, kiedy Allison pocałowała swoje rączki i położyła je na jej zdjęciu.
Zacisnąłem powieki i wziąłem głęboki oddech.
- Kocham cię, kochanie. - powiedziałem raz jeszcze i odszedłem.
______
Życzę wam spotkania idola, dużo rozdziałów waszych ulubionych fanfików, pieniędzy na bilety na koncerty i żeby każda niezwykła historia przydarzyła się każdej z was, bo jesteście równie niezwykłe jak rzeczy, które czytacie! :*
Eniłej.
Śmiem was serdecznie zaprosić na nowe opowiadanie, które zamierzamy z Martynką tłumaczyć.
- Tak, jedna od pańskiej matki i dwie od Waliyhi.
Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na nią.
- Związane z pracą?
- Oh. Nie, sir.
Przewróciłem oczami i wszedłem do biura, a moje poirytowanie wzrosło.
- Leigh. Zadzwoń do mojej matki i przełącz ją na linię pierwszą. - zmarszczyła brwi, kiwnęła głową i wróciła do swojego biurka, a ja spojrzałem na swoje e-maile.
Nie odpowiedział jeszcze.
Mój telefon zaczął dzwonić, więc go odebrałem.
- Malik!
- Witaj, słońce, co u ciebie?
- Dobrze, mamo. - powiedziałem cicho, z frustracją przeczesując włosy.
- Rozmawiałeś z Waliyhą?
Ignorowałem ją.
- Nie. Nie rozmawiałem. Mogłabyś proszę przestać zostawiać mi wiadomości, kiedy jestem w pracy?
- Cóż, przepraszam, ale nie odbierałeś swojego telefonu. To nie moja wina.
- Allison była chora, więc musiałem się nią zająć. - powiedziałem sfrustrowany.
- Kiedy skończysz pracować, twój ojciec i ja chcemy, żebyś wraz z moją piękną wnuczką przyszedł na kolację. James i Waliyha mają swoją pierwszą rocznicę.
- Łoł. I co na to Yaser? - uśmiechnąłem się.
- Zayn. - prychnęła moja mama.
Zaśmiałem się cicho.
- Muszę lecieć, mamo. Będę o szóstej.
- Okej, kocham cię skarbie.
- Też cię kocham mamo. - westchnąłem i rozłączyłem się, kiedy mój drugi telefon zaczął wibrować.
Szybko przejrzałem e-mail i zmrużyłem oczy.
Podniosłem telefon i czekałem aż Leigh w końcu odbierze.
- Tak, sir?
- Zmiana planów. Mój następny lunch odbędzie się w Lagunie.
- Tak, sir. Coś jeszcze?
- Nie. - rozłączyłem się i westchnąłem cicho, a moje palce obracały się wokół obrączki.
Jak ruszyć dalej, kiedy wciąż jest się emocjonalnie przywiązanym do tej osoby?
***
- Tatusiu! - Allison rozszerzyła oczy i zaczęła biec w moją stronę.
Cały czas się boję, że kiedyś upadnie, ale ten dzień na szczęście jeszcze nie nadszedł.
Kucnąłem i uśmiechnąłem się, zamykając ją w mocnym uścisku.
- Cześć, księżniczko. Dobrze się dzisiaj bawiłaś? - uśmiechnąłem się.
Kiwnęła głową z rozbawieniem.
- Tatusiu, malowaliśmy palcami a potem bawiliśmy się z linociastem!
- Linociastem? - zaśmiałem się. - Ciastoliną, skarbie. - poprawiłem ją.
- No właśnie tym. - postawiłem ją na nogach, założyłem jej kurtkę i pochyliłem się, by ją zapiąć.
- Zimno dzisiaj, Ally, na pewno chcesz zobaczyć mamusię?
Kiwnęła główką.
- Tatusiu, cały dzień na to czekałam.
- Dobrze, ale najpierw coś zjemy. - powiedziałem i zobaczyłem jak Eve idzie w stronę wejścia. - I idziemy dzisiaj zobaczyć Nanę i Papę dzisiaj wieczorem! - powiedziałem z uśmiechem.
- Ciocię Liyę też, tatusiu?
- Tak, ciocia też tam będzie. - a wujek James pewnie zrobi z siebie fiuta podczas oświadczyn.
- A mogę zostać u cioci na noc, tatusiu? - zapytała, wsiadając do auta.
Sarkastycznie wydąłem usta.
- A co ze mną?
- Przecież wciąż cię kocham, tatusiu. - uśmiechnęła się, kiedy zapinałem jej pas.
- A ja ciebie bardziej, księżniczko. Tatuś musi porozmawiać z Ma. - pocałowałem ją w policzki i zamknąłem drzwi, idąc w stronę wejścia do domu.
- Dziękuję za opiekę nad nią, Eve. - powiedziałem uprzejmie.
- W porządku. Nie musi mi pan dziękować. - uśmiechnęła się miło, a ja wcisnąłem jej w dłoń kopertę z bonusową wypłatą, a ona spojrzała na nią skonsternowana.
- Do zobaczenia dziś wieczorem.
Kiwnęła głową z uśmiechem, a ja wyszedłem z domu.
- Juhu! Tatusiu, jedziemy zobaczyć się z mamusią! - uśmiechnęła się. - Zrobiłam mamusi kartę i.. i trochę pizzy z mojego linociasta! I kartę też dla niej zrobiłam tatusiu.
- Tak, księżniczko? To fajnie. Mamusi się spodoba. - uśmiechnąłem się do wstecznego lusterka. - Brzmisz trochę lepiej, Ally.
- No, bo czuję się lepiej, tatusiu. Ale to nadal kwestia do dyskusji.
Zaśmiałem się cicho i skręciłem w stronę McDonalda.
Zamówiłem Allison nuggetsy i pojechałem w stronę głównej drogi.
Moje myśli na temat wszystkiego zrobiły się jakieś pogmatwane.
Devon, Nicole? Dlaczego to wszystko musi się teraz dziać?
- Tatusiu! - krzyknęła Allison.
- Tak, panienko Allison? - powiedziałem z wyczekująco.
- Idę dzisiaj do cioci Liyi co nie, tatusiu? - zapytała.
Zacisnąłem usta i skręciłem w stronę wzgórza.
- Może, Allison.
Wysiadłem z samochodu i pomogłem Ally wysiąść. Niosłem ją na rękach do samego grobu.
Moje serce zawsze bije szybko, kiedy się do niej zbliżam.
Westchnąłem ze smutkiem, Allison uśmiechnęła się i wyśliznęła się z mojego uścisku. Postawiłem ją na nogi, a ona szybko podbiegła do kamienia i uśmiechając się, położyła pizzę na płycie.
- Spójrz mamusiu, zrobiłam ci pizzę. - powiedziała podekscytowana Allison.
Mały uśmiech wykrzywił moje usta. Pochyliłem się i pocałowałem Ally w skroń.
- Mam nadzieję, że tam na górze wszystko w porządku. - mruknąłem cicho.
- Ciiiii, tatusiu, teraz moja kolej rozmawiania z mamusią. - szepnęła Allison.
- Przepraszam, serduszko, pozwolę ci porozmawiać z mamusią. - wstałem, pozwalając jej być sam na sam, a ona kontynuowała gadanie o pizzy i karcie, którą sama zrobiła.
Moje myśli znów się skłębiły, kiedy wspomnienia zaczęły napływać do mojej głowy.
Strasznie za nią tęsknię. Za każdym razem kiedy czuję, że zbliża mi się wybuch, odcinam się od ludzi i przychodzę tutaj.
To zawsze mnie uspakajało, tak jakby ona wciąż tu była.
Westchnąłem i spojrzałem przez ramię na Allison i grób. Moje ręce były głęboko w kieszeniach. Wziąłem głęboki oddech.
- Chciałbym, żebyś tu była, Re. Nie wiem, czy to przeznaczenie, ale wątpię, że mogłaby cię zastąpić. - mruknąłem cicho. - Nikt nie może.
Allison spojrzała w moją stronę.
- Tatusiu, ale mamusia cię nie słyszy. - powiedziała jak do idioty.
Uśmiechnąłem się i zmarszczyłem czoło, kiedy mój telefon zaczął dzwonić w mojej kieszeni.
- Malik!
- Ah. Cześć. - usłyszałem głos Devona i prychnąłem z irytacją.
- Kiedy ty się poddasz Devon, co? - warknąłem.
- Chcę tylko wybaczenia, proszę! - mruknął Devon.
- Musisz przestać do mnie wydzwaniać. - rozłączyłem się natychmiastowo i zmarszczyłem czoło, patrząc na Allison, która splotła rączki na swojej klatce piersiowej.
- Co to za mina, księżniczko?
- Czemu nie mówisz do mamusi?
Uśmiechnąłem się.
- Skończyłaś?
Kiwnęła głową z uśmiechem.
- Niedługo twoje urodziny. Powiesz mamusi co zamierzamy zrobić? - powiedziałem, siadając naprzeciw grobu.
Allison usiadła na moim kolanie, a ja się uśmiechnąłem.
- Oh tak. Mamusiu, jedziemy na wyspę w Fuck it. - uśmiechnęła się wdzięcznie a ja zmarszczyłem czoło.
- Phuket. - poprawiłem ją surowo.
- Fuck it. (jebać to) - Allison znów spróbowała, a ja próbowałem powstrzymać śmiech.
- Niezła próba, skarbie. - przewróciłem oczami. - Tutaj robi się zimno, więc pomyśleliśmy, że pojedziemy na wakacje, zobaczyć, jak miewa się twoja wyspa. - uśmiechnąłem się, patrząc w dół na Allison, która wąchała kwiaty. - Kocham cię, skarbie. - mruknąłem cicho, pocałowałem swoje palce i położyłem dłoń na płycie grobowej.
Moje serce zacisnęło się, kiedy Allison zrobiła dokładnie to samo.
- Kocham cię, mamusiu. Mam nadzieję, że kiedyś też będę aniołkiem, tak jak ty.
- Do tego jeszcze dużo czasu, księżniczko. - pocałowałem ją w policzek, a ona zachichotała, bo mój zarost ją łaskotał.
- Tatusiu, łaskoces.
Kontynuowałem całowanie jej szyi i policzków, a ona wciąż się śmiała.
- Tatusiu!
Zachichotałem i pocałowałem jej skroń, po czym ją przytuliłem ją mocno.
- Jeszcze trochę i będziesz miała pięć lat, kochanie. - mruknąłem. - Czas szybko leci.
- Czy już czas pożegnać się z mamusią? - zapytała Ally.
Kiwnąłem głową ze smutkiem, kiedy Allison pocałowała swoje rączki i położyła je na jej zdjęciu.
Zacisnąłem powieki i wziąłem głęboki oddech.
- Kocham cię, kochanie. - powiedziałem raz jeszcze i odszedłem.
______
Życzę wam spotkania idola, dużo rozdziałów waszych ulubionych fanfików, pieniędzy na bilety na koncerty i żeby każda niezwykła historia przydarzyła się każdej z was, bo jesteście równie niezwykłe jak rzeczy, które czytacie! :*
Eniłej.
Śmiem was serdecznie zaprosić na nowe opowiadanie, które zamierzamy z Martynką tłumaczyć.
Nazywa się "Malik" i jest autorstwa Chanel, więc :3
Trzecią tłumaczką jest Monika, we trzy jesteśmy z imieniem na "M", jesteśmy Ememems xd
sobota, 28 listopada 2015
Rozdział 8
Dziwnie było się obudzić przez dzwoniący telefon, a nie Allison skakającą po łóżku.
Przekręciłem się na drugą stronę i jak zawsze zobaczyłem Ally przytuloną do mojego ramienia, pocałowałem ją w policzek i odrzuciłem połączenie.
Ktokolwiek by nie dzwoni, może zaczekać nie chcę jej obudzić.
Allison zakaszlała we śnie, a ja zdałem sobie sprawę jak bardzo czerwone są jej policzki.
Zmarszczyłem brwi, usiadłem i położyłem rękę na jej czole, które było strasznie rozpalone.
- Ally? - mruknąłem cicho. - Skarbie.
Nienawidzę jej budzić.
- Allison, kochanie.
Westchnęła i kaszlnęła.
- Dobrze się czujesz? - zapytałem.
Jej policzki płonęły ogniem, a kiedy otworzyła oczy byłe całe we łzach.
Moje serce zamarło, natychmiast wziąłem ją na dół.
- Tato. - powiedziała w bólu i zaczęła kaszleć.
- Shhh, skarbie, wiem. - powiedziałem cicho.
Eve wyglądała na lekko zdziwioną widząc mnie tak wcześnie rano, a na dodatek niosąc chorą Ally.
Wyjąłem butelkę wody z lodówki i zaoferowałem ją małej która na mnie popatrzyła.
- Wody?
Pokręciła głową, a ja westchnąłem i położyłem ją na krześle.
- Tatusiu, jest mi gorąco! - powiedziała.
- Eve mogłabyś znajść paracetamol, kiedy będę sprawdzał jej temperaturę?
Eve kiwnęła głową.
Przekręciłem się na drugą stronę i jak zawsze zobaczyłem Ally przytuloną do mojego ramienia, pocałowałem ją w policzek i odrzuciłem połączenie.
Ktokolwiek by nie dzwoni, może zaczekać nie chcę jej obudzić.
Allison zakaszlała we śnie, a ja zdałem sobie sprawę jak bardzo czerwone są jej policzki.
Zmarszczyłem brwi, usiadłem i położyłem rękę na jej czole, które było strasznie rozpalone.
- Ally? - mruknąłem cicho. - Skarbie.
Nienawidzę jej budzić.
- Allison, kochanie.
Westchnęła i kaszlnęła.
- Dobrze się czujesz? - zapytałem.
Jej policzki płonęły ogniem, a kiedy otworzyła oczy byłe całe we łzach.
Moje serce zamarło, natychmiast wziąłem ją na dół.
- Tato. - powiedziała w bólu i zaczęła kaszleć.
- Shhh, skarbie, wiem. - powiedziałem cicho.
Eve wyglądała na lekko zdziwioną widząc mnie tak wcześnie rano, a na dodatek niosąc chorą Ally.
Wyjąłem butelkę wody z lodówki i zaoferowałem ją małej która na mnie popatrzyła.
- Wody?
Pokręciła głową, a ja westchnąłem i położyłem ją na krześle.
- Tatusiu, jest mi gorąco! - powiedziała.
- Eve mogłabyś znajść paracetamol, kiedy będę sprawdzał jej temperaturę?
Eve kiwnęła głową.
- Oczywiście.
Ally zaczęła się trząść z zimna i nie przestała dopóki nie wziąłem ją w ramiona.
- Zapomniałem termometru. - mruknąłem do niej, kiedy zamykała oczy.
Zmoczyłem ręcznik w zimnej wodzie.
- Tatusiu. - powiedziała cicho.
Związałem jej włosy w jakiś rodzaj niechlujnego koka i położyłem na jej czole ręcznik.
Usiadłem, a Ally położyła się na moich nogach.
- Kochanie, Eve zaraz przyniesie jakieś lekarstwo to poczujesz się lepiej, dobrze?
Kiwnęła głową, a ja westchnąłem i przyciągnąłem ją bliżej siebie. Poprawiłem ręcznik na jej głowie, a ona natychmiast zasnęła.
Moja biedna córka jest chora i jeszcze ma ten jebany usztywniacz na nodze.
Ściągnę to.
I tak już niedługo nie będzie w tym chodzić.
- Proszę, sir. - Eve, podała mi łyżeczkę z truskawkowym paracetamolem specjalnie dla Ally.
Wziąłem od niej lek i zacząłem budzić Allison.
Otworzyła lekko oczy, a ja podałem jej łyżeczkę.
Eve wróciła z wodą i Allison wzięła lek.
Zapełniłem łyżeczkę jeszcze raz, a ona pokręciła głową.
- Nie, tatusiu.
- Jeszcze jeden raz i poczujesz się lepiej.
- Nie. - pokręciła głową i schowała twarz w moją szyję.
Westchnąłem, a Eve zabrała ode mnie leki.
- Dziękuje. - powiedziałem i wziąłem od niej resztę wody.
- Napij się jeszcze. - powiedziałem cicho.
Nie ruszyła się, ale chwilę później wypiła kilka łyków, a ja pocałowałem ją w policzek.
Ręcznik spadł z jej czoła więc szybko go złapałem.
Położyłem szklankę na stoliku, a Ally ponownie ułożyła się na moim torsie.
Wygląda na to, że dziś nie idę do pracy.
Kiedy zasnęła, położyłem ją obok siebie i wstałem.
Wykonałem kilka telefonów, żeby przesunąć bądź odwołać kilka spotkań.
Nie byłem pewny kto dzwonił do mnie rano, ale nie mam ochoty teraz oddzwaniać.
Był to jakiś zastrzeżony numer więc jeśli bardzo ten ktoś chce ze mną porozmawiać powinien zadzwonić od razu gdy zignorowałem pierwszy telefon.
Sprawdziłem co u Ally, która ciągle spała.
Moje biedne dziecko.
Siedziałem z nią przez większość czasu sprawdzając jej temperaturę i zmieniając okłady z ręcznika.
Pocałowałem ją w policzek i westchnąłem.
Jak do chuja to się stało, że jesteś chora, Allison?
Musiała to złapać gdzieś w żłobku.
- Sir, ktoś czeka przy wejściu. - powiedziała Eve.
Tak sobie leżałem i oglądałem "Nastoletnich tytanów" i nawet nie zdałem sobie sprawy, że minęło tyle czasu.
Ubrałem dresy.
Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem Nicole, przewróciłem oczami i odchyliłem się, kiedy zaczęła się patrzyć w miejsce w którym przed chwilą byłem.
- Kurwa. Która godzina? - zapytałem Eve.
- 11:30, sir. - powiedziała.
Westchnąłem i podszedłem do drzwi by je otworzyć.
Uniosła brew kiedy mnie zobaczyła i cofnęła się o krok.
- Przepraszam, nie chciałam cię obudzić, albo przeszkodzić. Chciałam tylko oddać ci klucze.
Przeczesałem włosy i zdałem sobie sprawę, że dziwnie to wyglądało.
Jej oczy wlepione były w mój nagi tors.
- Jest ok. Moja córka jest chora więc nie miałem czasu, żeby się przebrać czy coś.
Popatrzyła na mnie i podała mi klucze.
- Dzięki, więc zgaduje, że masz już swój samochód? - zapytałem i zakryłem się lekko rękami gdy zimny wiatr zawiał mocniej.
Kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Może moja nagość jest dla niej niekomfortowa.
Popatrzyłem na nią miała na sobie jeansy i skórzany żakiet. Jej ciemno brązowe włosy niemal przypomniały mi te Victorii przed dodaniem do nich kilku pasemek.
- Tak. Dziękuje ci bardzo za tatuaże... to znaczy za samochód! Przepraszam, chciałam ci tylko oddać...
Podała mi czek i butelkę wina, a ja zmarszczyłem brwi.
- Nie. Nie, nie trzeba.
- Tatusiu... - odwróciłem się i zobaczyłem Allison stojącą i pocierającą ręką oczy.
Zaczeła płakać, więc natychmiast wziąłem ją na ręce.
Popatrzyłem na czek od niej, żeby zobaczyć jak się nazywa.
Nicole Williams.
- Przepraszam powinnam już pójść. - powiedziała.
- Nicole. - stanąłem tak blisko niej, że słychać było bicie jej serca.
Oddałem jej czek.
- Nie trzeba.
- Nie, proszę. Nalegam.
- Poważnie, w porządku.
Westchnęła i wzięła go ode mnie.
Nicole uśmiechnęła się do Allison i popatrzyła na mnie.
- Czuję się źle mówiąc to przy twojej pięknej córce ale... - wzięła głęboki wdech. - Nieważne, zapomnij.
- Dziękuje za twoją pomoc. Naprawdę to doceniam. - powiedziała. - Miło było cię spotkać, Zayn.
Chyba myśli, że już nigdy się nie zobaczymy w sumie nie wiem czy chcę się jeszcze z nią kiedyś widywać.
Popatrzyłem na Ally.
- Jak tam moja księżniczko? - zapytałem i zamknąłem drzwi.
Popatrzyła na mnie, a ja wskoczyłem z powrotem na łóżko.
- Tatusiu muszę siku. - mruknęła.
Położyłem ją lekko na podłodze, a ona popatrzyła na mnie dziwnie.
Poczekałem aż skończy za drzwiami i wszedłem, żeby podnieść ja do umywalki.
- Wyglądasz trochę lepiej. Ale na pewno nie na 100% dobrze prawda?
Pokręciła głową, a ja ją podniosłem.
- Tatusiu, głowa mnie boli. - powiedziała, a jej policzki znowu nabrały koloru.
Przynajmniej zaczyna mówić. Wiem, że nie jest już tak źle.
- Chodź kochanie. - powiedziałem, a ona przytuliła się do mnie.
Wziąłem laptop i ułożyłem się koło Ally która zasypiała.
Muszę popracować nad kilkoma statystykami i wysłać emaile do Ted'a o Java Hut.
Java Hut ostatnio ma całkiem dobre obroty.
Zaczynamy budować nowe punkty nawet w USA. Pamiętam jak Ted i Victoria mówili, że to najgorszy biznes w jaki się mogłem pchać, a teraz co?
Zamknąłem niepotrzebne programy i ukazał mi się pulpit ze zdjęciem Victorii.
Popatrzyłem na moją obrączkę i na Ally leżącą obok mnie.
Westchnąłem i sięgnąłem po telefon by zadzwonić do Daniel'a.
- Tutaj Daniel.
- Siema stary, tu Zayn. - powiedziałem.
- Panie Malik, kupa czasu co tam?
- Dobrze, przepraszam że tak rzadko dzwonię, ale czy mogę cię prosić o przysługę?
Wiem, że się zgodzi ponieważ pieniądze które przelewam na jego konto zawsze go przekonują.
Jest jedyną osobą którą znam i ufam która zrobi coś porządnie.
- Oczywiście, oczywiście, co tylko chcesz.
//
- Tatusiu, tatusiu!
Poczułem dłoń uderzającą o mój tors i obudziłem się.
- Tatusiu twój telefon dzwoni.
- Huh? - mruknąłem, wziąłem telefon i popatrzyłem na Ally. - Lepiej się czujesz?
Jej policzki dalej były różowe ale już mniej.
Sprawdziłem godzinę.
9:30.
Już wieczór.
- Dalej jest ci gorąco?
Pokręciła głową.
- Jesteś głodna? - zapytałem.
Kiwnęła głową, a ja wyszedłem z łóżka.
- Wstawaj, tata zrobi ci twoje ulubione jedzenie.
- Podnieś, tatusiu. - powiedziała, a ja zdałem sobie sprawę że nie może poprawnie chodzić w tym usztywniaczu.
Podniosłem ją i posadziłem na stołku w kuchni.
Włożyłem do mikrofalówki makaron z serem.
Oddzwoniłem do Daniel'a.
- Przepraszam, sir nie chciałem cię obudzić.
Wyciągnąłem pudełko z mikrofalówki..
- Ok, nic się nie stało. Znalazłeś coś? - zapytałem.
Wyciągnąłem jedzenie z opakowania i rozłożyłem na talerzu, następnie włożyłem do podgrzania na jeszcze trzydzieści sekund.
- Chcesz, żebym wysłał ci to emailem?
- Proszę. - kiwnąłem głową jakby mógł to zobaczyć.
- Bądź ostrożna jest gorące, Ally. - powiedziałem i położyłem przed nią talerz.
- Dziękuje! - uśmiechnęła się i zaczęła powoli jeść.
- Pogadamy później Daniel. - powiedziałem i rozłączyłem się.
Podszedłem do Allison i pocałowałem ją w pliczek.
- Dobrze się czujesz?
Kiwnęła głową. Jeszcze raz związałem jej włosy by nie przeszkadzały jej w jedzeniu.
Zauważyłem, że kiedy jest chora to prawie nic nie mówi. To coś czym mogę się sugerować w przyszłości jeśli coś jej będzie dolegać.
Kiedy skoczyła poszliśmy na kanapę, była strasznie rozbudzona co wcale mnie nie zdziwiło skoro spała cały dzień.
//
- Sir?
Zmarszczyłem brwi.
- Sir?
Otworzyłem oczy i zobaczyłem Eve.
Moja szyja bolała więc trochę ją rozmasowałem, kiedy Eve patrzyła na mnie.
Allison leżała obok mnie, a kanał z bajkami był nadal włączony.
- Tak? - zapytałem.
- Pan Blackwood jest tutaj. - powiedziała i James wszedł do środka.
- Woah. Przypomnij mi, żeby nie pukać twojej siostry. - powiedział i usiadł obok mnie.
Jebnę go kiedyś.
- Oglądasz kanał dla dzieci?
- Allison była wczoraj chora. - powiedziałem. - Całą noc była na nogach.
- Super. - powiedział, a ja popatrzyłem na niego zdziwiony. - Więc, jak tam?
- Chujowo, James.
- Super. - powiedział ponownie.
- Jesteś zryty i zachowujesz się dziwnie. - przewróciłem oczami.
Wzruszył ramionami.
- Czemu?
- Nie rzucasz żadnymi żartami? - powiedziałem. - Co się stało? Wyrzuć to z siebie?
Westchnął, a ja usiadłem.
- Stary, boję się zapytać twojego ojca. - powiedział.
- Zapytać mojego ojca? O co?
Nic nie powiedział, a ja zmarszczyłem brwi.
O co on będzie pytał ojca?
Wtedy to do mnie doszło.
- Chcesz się oświadczyć? - zapytałem cicho.
Kiwnął głową.
- Potrzebuje twojej pomocy, stary.
- Wiem, że Waliyha nie praktykuje dokładnie naszej religii... - zrobiłem pauzę, kiedy zauważyłem nadzieje w jego oczach.
Zamknąłem oczy i schowałem twarz w dłoniach.
- Nie martw się ojcem, ani tym co powie. Zajęło mu 10 lat, żeby mi wybaczyć. - splunąłem.
- Twój ojciec już mnie nienawidzi.
Wzruszyłem ramionami.
- Więc, co ci szkodzi skoro już cię nie lubi?
Zmarszczył brwi i popatrzył na Allison, która spała obok mnie.
- On zabije mnie kiedy będę spał.
Co za pojeb.
- Kochasz moją siostrę? - popatrzyłem na niego.
- Tak.
Kaszlnąłem.
- Więc, zrób co do ciebie zależy. Może nie jesteś muzułmaninem ale...
- To jest ten problem. Twój ojciec skreśla mnie, ponieważ nie jestem muzułmaninem. - westchnął.
Uniosłem brew.
- Przejdź na naszą religię jeśli się boisz. - powiedziałem.
Pokręcił głową.
- Nie, jest ok.
Uśmiechnąłem się i zacząłem bawić się włosami Ally.
- Masz moje błogosławieństwo, stary. - powiedziałem.
- Serio?
Kiwnąłem głową i popatrzyłem na Allison, która wstała.
- Tatusiu...
- Dzień dobry, skarbie. - mruknąłem.
- Czujesz się lepiej?
Kiwnęła głową i popatrzyła na James'a.
- Wujek James! - uśmiechnęła się i zaczęła przeze mnie przechodzić by przytulić James'a.
Przytulił ją i uśmiechnął się.
- Jak tam moja mała Ally-stein? - zapytał, kiedy sprawdziałem jej policzki i czoło.
- Zaraz wrócę. - powiedziałem.
Wstałem i ruszyłem w stronę kuchni gdzie była Eve.
- Dzień dobry, sir. - uśmiechnęła się.
- Dobry. - mruknąłem. - Mogłabyś zająć się Ally, muszę zrobić coś w gabinecie.
Kiwnęła głową.
- Oczywiście.
- Dziękuje. - ruszyłem na górę, żeby wziąć szybki prysznic i przebrać się.
Wykonałem kilka telefonów które wczoraj zignorowałem i wróciłem do James'a i Allison.
- Oh i co stało się po tym? - zapytał James.
Allison zaczęła się śmiać.
- Tatuś był zły.
James zaśmiał się.
Allison zachowuje się już tak jak zawsze ale po jej oczach można poznać, że nie jest jeszcze do końca zdrowa.
- Jak się czujesz? - zapytałem i usiadłem przy stole.
- Lepiej, tatusiu.
- Założyłem jej z powrotem usztywniacz. - powiedział James. - Powinienem już iść, Waliyha chciała z tobą porozmawiać, jest jej przykro.
- Porozmawiam z nią kiedy będę mógł. - mruknąłem.
James kiwnął głową i poczochrał moje włosy.
- Potrzebujesz strzyżenia, stary. - zaśmiał się.
Zmarszczyłem brwi i uderzyłem go w rękę.
- Tak, tak.
James pocałował w policzek Ally.
- Kocham cię, Ally-stein.
- Kocham cię, wujku James. - uśmiechnęła się.
- Kocham cię, Zayn. - powiedział słodko, a ja przewróciłem oczami.
- Do widzenia, James.
James się zaśmiał i pomachał Ally, kiedy Eve zamykała za nim drzwi.
- Tatusiu idziesz dziś zobaczyć mamusię? - zapytała.
Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na nią.
- Chcę zobaczyć mamusię?
Kiwnęła głową.
- Okej, więc pójdziemy ją zobaczyć. - uśmiechnąłem się. - Ale, najpierw tatuś musi iść do pracy, później po ciebie przyjadę zjemy coś i pójdziemy do mamy.
Ponownie kiwnęła głową, a ja zacząłem całować ją kilka razy w policzki.
Zaczęła się śmiać.
- Kocham cię, Ally.
- Kocham cię, bardziej tatusiu. - uśmiechnęła się, a ja poinformowałem Eve o planach na dzisiejszy dzień.
- Bądź grzeczna, Allison. - powiedziałem i wyszedłem z domu.
W mojej głowie pojawiła się Nicole, gdy tylko wszedłem do samochodu.
Jej perfumy było czuć w całym aucie, pokręciłem głową i wyjechałem z podjazdu.
-----
Jest i ostatni rozdział (jak na razie) czekamy aż autorka doda nowy! A w między czasie mam do was pytanie, jeśli macie jakieś ff które chcielibyście czytać w j. polskim, a nikt go jeszcze nie tłumaczy to dajcie nam znać na TT, Wattpad'zie lub tutaj! Tymczasem kliknijcie tutaj i zobaczcie czy podoba wam się to ff, ponieważ mam już zgodę od autorki na tłumaczenie! Jeśli tak dajcie znać w komentarzu. Miłego czytania! Martyna xxx
niedziela, 15 listopada 2015
Rozdział 7
- Masz jakieś liny w swoim samochodzie? - zapytałem, kiedy prowadziła mnie do swojego samochodu.
Spojrzałem do tyłu na moje auto i zdałem sobie sprawę, że ominąłem jej.
Byłem tak zamyślony potrzebą pójścia do Victorii, że nie ogarnąłem nawet, że było tu inne auto.
- Oh, nie. Nie mam. Miałam nadzieję, że ty masz. - jej twarz wykrzywił delikatny grymas, kiedy na mnie spojrzała, a potem zakryła oczy dłonią, chroniąc je przed deszczem.
Uniosłem brew. Mam liny.
Ale nie do aut.
Westchnąłem i ściągnąłem kurtkę, kładąc ją na jej samochodzie.
- Wskakuj, ja popcham auto.
Uniosła brew.
Wcale nie ignorowałem faktu, że cały czas gapiła się na mój rękaw. (tatuaż)
Nie ignorowałem też faktu, że jej warga była pomiędzy jej zębami.
Przełknąłem ślinę.
- Jesteś pewien? - zapytała Nicole, a ja kiwnąłem głową.
- Tylko miej okno otwarte, żebyśmy mogli się komunikować.
- Okej. - wzruszyła ramionami, wsiadła na fotel kierowcy i uruchomiła silnik.
Popchnąłem samochód, kiedy usłyszałem, jak zwalnia hamulec ręczny.
- Dodaj gazu.
- Co?
Przewróciłem oczami.
- Powiedziałem, żebyś dodała gazu!
- A! - przyspieszyła natychmiast, a ja pchałem.
Koła gwałtownie zaczęły się obracać, pryskając na mnie błotem, przez co od razu się odsunąłem.
- Czekaj, czekaj, stop! - wyrzuciłem ręce w powietrze, a koła się zatrzymały.
Starłem błoto z rąk i podszedłem do auta od strony kierowcy, schylając się, by móc na nią spojrzeć.
- O Chryste. - otworzyła buzię ze zdumienia i zgasiła silnik.
- Taak, coś mi się nie wydaje, żeby to działało. - uśmiechnąłem się jednostronnie, ścierając z siebie tyle błota ile tylko mogłem. - Mogę cię podwieźć.
- Oh, nie, jest okej. Nie chcę być dla ciebie ciężarem.- pokręciła głową.
Przecież i tak jestem brudny!
- W porządku. - wziąłem kurtkę i poprowadziłem do mojego samochodu. - Zamknij auto, zabiorę cię do miasta, żebyś mogła zadzwonić po kogoś, kto ci pomoże, co nie?
Kiwnęła głową, pełna wdzięczności.
- Dziękuję ci bardzo!
Machnąłem na nią ręką i otworzyłem dla niej drzwi,a ona zebrała cały swój bałagan i wepchnęła go do torby.
- Dzięki. - mruknęła zawstydzona i wsiadła do auta.
Zamykając drzwi, spojrzałem na grób Victorii i przegryzłem nerwowo wargę.
Kocham cię.
Wsiadłem do auta i podkręciłem natychmiast klimę, kiedy ona drżała na siedzeniu pasażera.
- Długo tu byłaś? - zmarszczyłem czoło.
- Pół godziny. - powiedziała cicho. - Strasznie się cieszyłam, kiedy zobaczyłam twój samochód.
- Ja twojego nie widziałem, szczerze mówiąc.
Zaśmiała się.
- Ta, trochę słabo, że ten samochód jest szary. Ciężko go dojrzeć w takim deszczu.
Kiwnąłem głową.
Nie chciałam ci przeszkadzać, ale byłeś moją jedyną nadzieją.
- W porządku.- wzruszyłem ramionami.
- Tutaj zasięg jest okropny.
Hmmm, gadatliwa jest.
Kiwnąłem głową, zgadzając się z nią i uruchamiając silnik.
- Spróbujemy, jak będziemy w drodze. - powiedziałem i zdałem sobie sprawę, że mój telefon mógłby zadziałać.
Oczywiście, że zadziała. Mogę zadzwonić z każdego miejsca na tej planecie.
Wziąłem telefon z panelu, kiedy zjeżdzaliśmy w dół wzgórza.
- Spróbuj moim. - mruknąłem, podając jej telefon.
- Łoł. - mruknęła pod nosem. - MalikCell?
- Oh, ta. - wzruszyłem ramionami.
- Telefon dla bogatych kolesi. - droczyła się.
Nic nie odpowiedziałem.
- Oh, to twoja siostra? - zmarszczyła brwi.
Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na to, na co patrzyła.
- Oh, nie, to moja córka. - uśmiechnąłem się, a Nicole uniosła brew.
- Oh. - też się uśmiechnęła do mojego ekranu, a ja utkwiłem wzrok na drodze. - Piękna jest. Jak ma na imię?
- Allison? - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Ile ma lat?
Zawsze to samo pytanie. Westchnąłem.
- Cztery. Za niedługo skończy pięć.
- Sorki, nie chciałam być wścibska. - zachichotała, wpisując numer. - Kocham dzieci.
Głos odezwał się w aucie, a ja zrobiłem przepraszającą minę.
- Sory, głośnomówiący. - wzruszyłem ramionami.
Wyłączyłem bluetooth, żeby dać jej trochę prywatności, a ona się uśmiechnęła, powracając do rozmowy.
Moje oczy co chwilę przeskakiwały to na nią, to na drogę.
- Niewiarygodne. - mruknęła poirytowana. - Dzięki za telefon. - powiedziała cicho.
- Nie ma za co.
Położyła komórkę z powrotem na panelu, ale zmarszczyła czoło, kiedy ekran się zaświecił.
- Ktoś dzwoni?
- Oh. - wziąłem telefon i przycisnąłem go do ucha.
- Malik. - powiedziałem surowo, ale zdałem sobie sprawę, że to Eve.
- Przepraszam, że przeszkadzam, sir, ale pan Anderson dzwonił kilkanaście razy. Mam zablokować jego numer?
Zmarszczyłem czoło i westchnąłem.
- Uh, nie, porozmawiam z nim. Z Allison wszystko okej?
- W porządku, sir.
- Okej, już wracam. Muszę tylko kogoś podrzucić.
- Tak, sir.
- Dzięki.- rozłączyłem się i położyłem telefon z powrotem na panelu, a Nicole robiła coś na swojej komórce.
- Gdzie mieszkasz? Podrzucę cię do domu.
Nicole otworzyła szerzej oczy.
-Oh, no tak.. na Stafford.
- Blisko Piccadilly? - zapytałem.
To 17 minut drogi. Chyba jednak nie wrócę tak szybko jak miałem nadzieję.
Kiwnęła głową.
- Ale nie musisz tam jechać. Mogę złapać jakiś pociąg. I tak muszę się jeszcze gdzieś zatrzymać. Po prostu niesamowicie doceniam to, co dla mnie zrobiłeś.
Pokręciłem głową.
- Nie, jest okej. Wypróbowuję nową rzecz - staram się być miły dla ludzi.
- Oh. Jak dotąd świetnie ci idzie. - uśmiechnęła się, a mój wzrok pozostał na drodze.
Westchnąłem cicho i próbowałem zetrzeć z ramion trochę błota.
Cholera jasna. Starałem się komuś pomóc i skończyłem cały uwalony.
- Laweta już jedzie? - zapytałem.
Pokręciła głową.
- Ponoć nie mogą wysłać nikogo do piątej.
Prychnąłem i pokręciłem głową.
Skręciłem na moją ulicę, a ona skonsternowana zmarszczyła czoło.
- Nie chcę być nie miła, ale chyba źle jedziesz. - mruknęła cicho.
Zignorowałem ją. Zatrzymałem się na moim podjeździe, czując na sobie jej zdziwiony wzrok. Zabrałem swoje rzeczy i wysiadłem z auta.
Ruszyłem w stronę drzwi pasażera i je otworzyłem.
Gapiła się na mnie z konsternacją, a strach przeszedł przez jej oczy.
Zamrugałem.
- Nic ci nie zrobię. - zaśmiałem się.
Spojrzała na mnie oszołomionym wzrokiem, a mój uśmiech zniknął.
- Weź mój samochód.
- Co? - zmarszczyła czoło.
- Serio. Weź go. Mam za dużo aut. A ty chyba potrzebujesz go bardziej niż ja.
- Ale..
- Wiesz, gdzie mieszkam.
Uniosła wzrok ponad mnie i otworzyła szeroko buzię.
- O kuźwa, to twój dom?
Kiwnąłem głową, widząc, jak ruszyła dłońmi w stronę moich rąk.
- Jesteś pewien, że twoja żona nie będzie miała nic przeciwko? O mój Boże. Nie, ja nie mogę...
- W porządku. - powiedziałem ze smutkiem. - Ona... ona odeszła kilka lat temu.
Jej oczy wypełniło współczucie i smutek.
- Bardzo mi przykro.
- Ta, więc... -odchrząknąłem.
Dobry ruch. Po prostu zrzuć na nią bombę, czemu by nie.
- Po prostu go weź.
Nicole wyszła z auta, potykając się i tracąc trochę równowagę.
- Strasznie ci dziękuję. Jesteś moim aniołem. - zaśmiała się, a ja się uśmiechnąłem. - Zawdzięczam ci tyle rzeczy w tak krótkim czasie.- mruknęła cicho.
- W porządku. Nie musisz dawać mi nic w zamian.
Uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. - powiedziała cicho. - Zayn, prawda?
Wziąłem głęboki oddech i kiwnąłem głową.
- Ta.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się.
- To była przyjemność. - zamknęła drzwi, ruszając w stronę drzwi od siedzenia kierowcy.
Patrzyłem jak odjeżdża, a deszcz znów zaczął padać, więc ruszyłem szybko w stronę domu.
- Tatusiu! - usłyszałem piszczący głosik, więc rzuciłem wszystkie rzeczy, kiedy zobaczyłem, jak Allison biegnie w moją stronę.
Ominąłem jej twarz, łapiąc ją za ramiona z dystansem, żeby się nie ubrudziła.
- Fu, tatuś ma na sobie kupę. - Allison się skrzywiła, a ja się zaśmiałem.
- Tatuś musiał komuś pomóc.
Eve wyszła z salonu, a ja wstałem.
Spojrzała na brud na moim ciele, a ja wzruszyłem ramionami.
- Dziewczyna utknęła autem w błocie. - wytłumaczyłem się, a ona natychmiast zrozumiała o co chodzi. - Idę wziąć prysznic. - powiedziałem i ruszyłem w stronę schodów.
Po szybkim wykąpaniu się, moje myśli pochłonęła najpierw Victoria, a potem Nicole.
Dziwny czas, a mogłoby to być zbiegiem okoliczności.
Pokręciłem głową, wątpiąc w to. Wciąż czułem się tak samo, może odrobinę lepiej po wizycie u Victorii.
To zawsze wpływało na mnie pozytywnie.
- Tatusiu, zobacz! - Allison wpadła do pokoju i wskoczyła na łóżko, pokazując mi rysunek, który namalowała, jak mnie nie było.
Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia, co to jest.
Wyglądało jak kutas. Ale ona powiedziała, że to drzewko.
Dziwne.
Zaśmiałem się, a ona zmarszczyła czoło. Kciukiem uniosłem jej brwi.
- Kochanie, nie krzyw się. Będziesz miała zmarszczki na czółku.
- Tak jak ty, tatusiu? - zaśmiała się, a ja zmarszczyłem brwi.
- Tatuś nie ma zmarszczek.
- Tatuś ma zmarszczki. - skrzywiła się, dotykając mojego czoła, a ja chwyciłem jej policzki.
- Kocham cię, skarbie.
- Ja ciebie bardziej, tatusiu. - uśmiechnęła się, dając mi liścia w policzki i zaciskając na nich palce.
Moją twarz wykrzywił grymas, więc zabrałem jej ręce.
- Ally, idź umyj ząbki, a potem ci coś przeczytam. - uniosłem brew, a ona otworzyła szeroko buzię i pokiwała głową z podekscytowaniem.
Poszedłem z moją biegnącą córką, ziewając ze zmęczenia. Usiadłem na wannie w jej łazience.
Chwyciłem szczoteczkę i nalałem pasty na swoją szczoteczkę, a potem na jej.
Uśmiechnęła się i próbowała myć zęby tak jak ja to robię.
Pluła co trzy sekundy, więc stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli woda cały czas będzie leciała.
- Allison, nie jedz tego.
- Przepyszne! - uśmiechnęła się, a piana była dookoła jej ust.
- Allison, szczotkuj. - powiedziałem spokojnie.- Szczotkuj tak jak tatuś.
- Szczotkuję tak jak tatuś! - zmarszczyła czoło, a ja wyszczerzyłem się, wyciągając szczoteczkę z buzi.
- Tatuś ma czyste zęby? - zapytałem, pokazując jej swoje zęby, a ona kiwnęła głową, kiedy wziąłem jej szczotkę i czesałem jej włosy.
- A moje, tatusiu? - zapytała. - Tatusiu. Popatrz na mnie!
- Patrzę, kochanie. - zaśmiałem się. - Twoje ząbki są piękne i białe, księżniczko.
Zabrała mi szczotkę.
- Daj mi.
- Nie tatusiu, ja chcę.
- Ally, posłuchaj mnie.- powiedziałem cicho.
Westchnęła i skrzywiła się.
Ale uparta.
Zaśmiałem się, zamierzając związać jej włosy.
Położyłem je na jej ramieniu, a ona uśmiechnęła się i pogłaskała się po włosach, a potem chwyciła mnie za ramiona, żebym ją puścił.
- Czas na dobranockę, tatusiu!
- Idź wybrać książkę, a ja ci przeczytam.
Kiedy Allison zasnęła, wróciłem na dół, żeby wpić sok. Musiałem przejrzeć kontakty, żeby zadzwonić do Devona.
Nigdy nie chciałem mieć z nim kontaktu po tym jak wyszedł z pierdla. Nie wiem dlaczego teraz mnie naszło.
Tak czy siak, Devon nie dowie się o Allison. Nie ma prawa wiedzieć nic o mojej córce.
Jeśli odpokutował i zmienił się tak jak powiedział, i tak schowam przed tym Allison.
Mój palec zawisnął nad zieloną słuchawką, ale wydawało mi się, że nie jestem na to gotowy.
- Dobry wieczór, sir. - Eve uśmiechnęła się uprzejmie, a ja westchnąłem cicho.
Zawsze mnie sprawdza.
Tym bardziej po epizodzie. Jest jak druga matka.
- Wszystko ze mną w porządku, Eve.
Kiwnęła głową w zrozumieniu.
- Myślisz, że powinienem do niego zadzwonić? - zapytałem cicho. - Do Devona?
Eve zacisnęła usta.
- To pańska decyzja, sir.
- A ty co byś zrobiła?
Pokręciła głową, a ja westchnąłem.
To dało mi jeszcze więcej motywacji, żeby zadzwonić.
- Pańska matka wpadła dzisiaj z kolejną opcją.
Kolejną opcją. Czyli kolejnym zastępstwem.
Zmarszczyłem czoło, kiedy moje myśli znów wróciły do Nicole.
Dlaczego myślę o niej, skoro mi się nie spodobała?
Znów zmarszczyłem czoło w konsternacji.
- Porozmawiam z nią jutro.
Kiwnęła głową.
- Dziękuję za opiekę nad Allison, kiedy mnie nie było.
Eve się uśmiechnęła.
- Nie ma problemu, sir.
_________
Sory za poślizg, ale taki zapierdziel mam, że to kosmos.
Ja pitole, to mój ostatni rozdział ever, co ja mam ze sobą począć?
Za tydzień Martyna doda ostatni rozdział, chyba, że coś olśni Chanel i do nas wróci.
Eniłej, miłego tygodnia!
Spojrzałem do tyłu na moje auto i zdałem sobie sprawę, że ominąłem jej.
Byłem tak zamyślony potrzebą pójścia do Victorii, że nie ogarnąłem nawet, że było tu inne auto.
- Oh, nie. Nie mam. Miałam nadzieję, że ty masz. - jej twarz wykrzywił delikatny grymas, kiedy na mnie spojrzała, a potem zakryła oczy dłonią, chroniąc je przed deszczem.
Uniosłem brew. Mam liny.
Ale nie do aut.
Westchnąłem i ściągnąłem kurtkę, kładąc ją na jej samochodzie.
- Wskakuj, ja popcham auto.
Uniosła brew.
Wcale nie ignorowałem faktu, że cały czas gapiła się na mój rękaw. (tatuaż)
Nie ignorowałem też faktu, że jej warga była pomiędzy jej zębami.
Przełknąłem ślinę.
- Jesteś pewien? - zapytała Nicole, a ja kiwnąłem głową.
- Tylko miej okno otwarte, żebyśmy mogli się komunikować.
- Okej. - wzruszyła ramionami, wsiadła na fotel kierowcy i uruchomiła silnik.
Popchnąłem samochód, kiedy usłyszałem, jak zwalnia hamulec ręczny.
- Dodaj gazu.
- Co?
Przewróciłem oczami.
- Powiedziałem, żebyś dodała gazu!
- A! - przyspieszyła natychmiast, a ja pchałem.
Koła gwałtownie zaczęły się obracać, pryskając na mnie błotem, przez co od razu się odsunąłem.
- Czekaj, czekaj, stop! - wyrzuciłem ręce w powietrze, a koła się zatrzymały.
Starłem błoto z rąk i podszedłem do auta od strony kierowcy, schylając się, by móc na nią spojrzeć.
- O Chryste. - otworzyła buzię ze zdumienia i zgasiła silnik.
- Taak, coś mi się nie wydaje, żeby to działało. - uśmiechnąłem się jednostronnie, ścierając z siebie tyle błota ile tylko mogłem. - Mogę cię podwieźć.
- Oh, nie, jest okej. Nie chcę być dla ciebie ciężarem.- pokręciła głową.
Przecież i tak jestem brudny!
- W porządku. - wziąłem kurtkę i poprowadziłem do mojego samochodu. - Zamknij auto, zabiorę cię do miasta, żebyś mogła zadzwonić po kogoś, kto ci pomoże, co nie?
Kiwnęła głową, pełna wdzięczności.
- Dziękuję ci bardzo!
Machnąłem na nią ręką i otworzyłem dla niej drzwi,a ona zebrała cały swój bałagan i wepchnęła go do torby.
- Dzięki. - mruknęła zawstydzona i wsiadła do auta.
Zamykając drzwi, spojrzałem na grób Victorii i przegryzłem nerwowo wargę.
Kocham cię.
Wsiadłem do auta i podkręciłem natychmiast klimę, kiedy ona drżała na siedzeniu pasażera.
- Długo tu byłaś? - zmarszczyłem czoło.
- Pół godziny. - powiedziała cicho. - Strasznie się cieszyłam, kiedy zobaczyłam twój samochód.
- Ja twojego nie widziałem, szczerze mówiąc.
Zaśmiała się.
- Ta, trochę słabo, że ten samochód jest szary. Ciężko go dojrzeć w takim deszczu.
Kiwnąłem głową.
Nie chciałam ci przeszkadzać, ale byłeś moją jedyną nadzieją.
- W porządku.- wzruszyłem ramionami.
- Tutaj zasięg jest okropny.
Hmmm, gadatliwa jest.
Kiwnąłem głową, zgadzając się z nią i uruchamiając silnik.
- Spróbujemy, jak będziemy w drodze. - powiedziałem i zdałem sobie sprawę, że mój telefon mógłby zadziałać.
Oczywiście, że zadziała. Mogę zadzwonić z każdego miejsca na tej planecie.
Wziąłem telefon z panelu, kiedy zjeżdzaliśmy w dół wzgórza.
- Spróbuj moim. - mruknąłem, podając jej telefon.
- Łoł. - mruknęła pod nosem. - MalikCell?
- Oh, ta. - wzruszyłem ramionami.
- Telefon dla bogatych kolesi. - droczyła się.
Nic nie odpowiedziałem.
- Oh, to twoja siostra? - zmarszczyła brwi.
Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na to, na co patrzyła.
- Oh, nie, to moja córka. - uśmiechnąłem się, a Nicole uniosła brew.
- Oh. - też się uśmiechnęła do mojego ekranu, a ja utkwiłem wzrok na drodze. - Piękna jest. Jak ma na imię?
- Allison? - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Ile ma lat?
Zawsze to samo pytanie. Westchnąłem.
- Cztery. Za niedługo skończy pięć.
- Sorki, nie chciałam być wścibska. - zachichotała, wpisując numer. - Kocham dzieci.
Głos odezwał się w aucie, a ja zrobiłem przepraszającą minę.
- Sory, głośnomówiący. - wzruszyłem ramionami.
Wyłączyłem bluetooth, żeby dać jej trochę prywatności, a ona się uśmiechnęła, powracając do rozmowy.
Moje oczy co chwilę przeskakiwały to na nią, to na drogę.
- Niewiarygodne. - mruknęła poirytowana. - Dzięki za telefon. - powiedziała cicho.
- Nie ma za co.
Położyła komórkę z powrotem na panelu, ale zmarszczyła czoło, kiedy ekran się zaświecił.
- Ktoś dzwoni?
- Oh. - wziąłem telefon i przycisnąłem go do ucha.
- Malik. - powiedziałem surowo, ale zdałem sobie sprawę, że to Eve.
- Przepraszam, że przeszkadzam, sir, ale pan Anderson dzwonił kilkanaście razy. Mam zablokować jego numer?
Zmarszczyłem czoło i westchnąłem.
- Uh, nie, porozmawiam z nim. Z Allison wszystko okej?
- W porządku, sir.
- Okej, już wracam. Muszę tylko kogoś podrzucić.
- Tak, sir.
- Dzięki.- rozłączyłem się i położyłem telefon z powrotem na panelu, a Nicole robiła coś na swojej komórce.
- Gdzie mieszkasz? Podrzucę cię do domu.
Nicole otworzyła szerzej oczy.
-Oh, no tak.. na Stafford.
- Blisko Piccadilly? - zapytałem.
To 17 minut drogi. Chyba jednak nie wrócę tak szybko jak miałem nadzieję.
Kiwnęła głową.
- Ale nie musisz tam jechać. Mogę złapać jakiś pociąg. I tak muszę się jeszcze gdzieś zatrzymać. Po prostu niesamowicie doceniam to, co dla mnie zrobiłeś.
Pokręciłem głową.
- Nie, jest okej. Wypróbowuję nową rzecz - staram się być miły dla ludzi.
- Oh. Jak dotąd świetnie ci idzie. - uśmiechnęła się, a mój wzrok pozostał na drodze.
Westchnąłem cicho i próbowałem zetrzeć z ramion trochę błota.
Cholera jasna. Starałem się komuś pomóc i skończyłem cały uwalony.
- Laweta już jedzie? - zapytałem.
Pokręciła głową.
- Ponoć nie mogą wysłać nikogo do piątej.
Prychnąłem i pokręciłem głową.
Skręciłem na moją ulicę, a ona skonsternowana zmarszczyła czoło.
- Nie chcę być nie miła, ale chyba źle jedziesz. - mruknęła cicho.
Zignorowałem ją. Zatrzymałem się na moim podjeździe, czując na sobie jej zdziwiony wzrok. Zabrałem swoje rzeczy i wysiadłem z auta.
Ruszyłem w stronę drzwi pasażera i je otworzyłem.
Gapiła się na mnie z konsternacją, a strach przeszedł przez jej oczy.
Zamrugałem.
- Nic ci nie zrobię. - zaśmiałem się.
Spojrzała na mnie oszołomionym wzrokiem, a mój uśmiech zniknął.
- Weź mój samochód.
- Co? - zmarszczyła czoło.
- Serio. Weź go. Mam za dużo aut. A ty chyba potrzebujesz go bardziej niż ja.
- Ale..
- Wiesz, gdzie mieszkam.
Uniosła wzrok ponad mnie i otworzyła szeroko buzię.
- O kuźwa, to twój dom?
Kiwnąłem głową, widząc, jak ruszyła dłońmi w stronę moich rąk.
- Jesteś pewien, że twoja żona nie będzie miała nic przeciwko? O mój Boże. Nie, ja nie mogę...
- W porządku. - powiedziałem ze smutkiem. - Ona... ona odeszła kilka lat temu.
Jej oczy wypełniło współczucie i smutek.
- Bardzo mi przykro.
- Ta, więc... -odchrząknąłem.
Dobry ruch. Po prostu zrzuć na nią bombę, czemu by nie.
- Po prostu go weź.
Nicole wyszła z auta, potykając się i tracąc trochę równowagę.
- Strasznie ci dziękuję. Jesteś moim aniołem. - zaśmiała się, a ja się uśmiechnąłem. - Zawdzięczam ci tyle rzeczy w tak krótkim czasie.- mruknęła cicho.
- W porządku. Nie musisz dawać mi nic w zamian.
Uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. - powiedziała cicho. - Zayn, prawda?
Wziąłem głęboki oddech i kiwnąłem głową.
- Ta.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się.
- To była przyjemność. - zamknęła drzwi, ruszając w stronę drzwi od siedzenia kierowcy.
Patrzyłem jak odjeżdża, a deszcz znów zaczął padać, więc ruszyłem szybko w stronę domu.
- Tatusiu! - usłyszałem piszczący głosik, więc rzuciłem wszystkie rzeczy, kiedy zobaczyłem, jak Allison biegnie w moją stronę.
Ominąłem jej twarz, łapiąc ją za ramiona z dystansem, żeby się nie ubrudziła.
- Fu, tatuś ma na sobie kupę. - Allison się skrzywiła, a ja się zaśmiałem.
- Tatuś musiał komuś pomóc.
Eve wyszła z salonu, a ja wstałem.
Spojrzała na brud na moim ciele, a ja wzruszyłem ramionami.
- Dziewczyna utknęła autem w błocie. - wytłumaczyłem się, a ona natychmiast zrozumiała o co chodzi. - Idę wziąć prysznic. - powiedziałem i ruszyłem w stronę schodów.
Po szybkim wykąpaniu się, moje myśli pochłonęła najpierw Victoria, a potem Nicole.
Dziwny czas, a mogłoby to być zbiegiem okoliczności.
Pokręciłem głową, wątpiąc w to. Wciąż czułem się tak samo, może odrobinę lepiej po wizycie u Victorii.
To zawsze wpływało na mnie pozytywnie.
- Tatusiu, zobacz! - Allison wpadła do pokoju i wskoczyła na łóżko, pokazując mi rysunek, który namalowała, jak mnie nie było.
Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia, co to jest.
Wyglądało jak kutas. Ale ona powiedziała, że to drzewko.
Dziwne.
Zaśmiałem się, a ona zmarszczyła czoło. Kciukiem uniosłem jej brwi.
- Kochanie, nie krzyw się. Będziesz miała zmarszczki na czółku.
- Tak jak ty, tatusiu? - zaśmiała się, a ja zmarszczyłem brwi.
- Tatuś nie ma zmarszczek.
- Tatuś ma zmarszczki. - skrzywiła się, dotykając mojego czoła, a ja chwyciłem jej policzki.
- Kocham cię, skarbie.
- Ja ciebie bardziej, tatusiu. - uśmiechnęła się, dając mi liścia w policzki i zaciskając na nich palce.
Moją twarz wykrzywił grymas, więc zabrałem jej ręce.
- Ally, idź umyj ząbki, a potem ci coś przeczytam. - uniosłem brew, a ona otworzyła szeroko buzię i pokiwała głową z podekscytowaniem.
Poszedłem z moją biegnącą córką, ziewając ze zmęczenia. Usiadłem na wannie w jej łazience.
Chwyciłem szczoteczkę i nalałem pasty na swoją szczoteczkę, a potem na jej.
Uśmiechnęła się i próbowała myć zęby tak jak ja to robię.
Pluła co trzy sekundy, więc stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli woda cały czas będzie leciała.
- Allison, nie jedz tego.
- Przepyszne! - uśmiechnęła się, a piana była dookoła jej ust.
- Allison, szczotkuj. - powiedziałem spokojnie.- Szczotkuj tak jak tatuś.
- Szczotkuję tak jak tatuś! - zmarszczyła czoło, a ja wyszczerzyłem się, wyciągając szczoteczkę z buzi.
- Tatuś ma czyste zęby? - zapytałem, pokazując jej swoje zęby, a ona kiwnęła głową, kiedy wziąłem jej szczotkę i czesałem jej włosy.
- A moje, tatusiu? - zapytała. - Tatusiu. Popatrz na mnie!
- Patrzę, kochanie. - zaśmiałem się. - Twoje ząbki są piękne i białe, księżniczko.
Zabrała mi szczotkę.
- Daj mi.
- Nie tatusiu, ja chcę.
- Ally, posłuchaj mnie.- powiedziałem cicho.
Westchnęła i skrzywiła się.
Ale uparta.
Zaśmiałem się, zamierzając związać jej włosy.
Położyłem je na jej ramieniu, a ona uśmiechnęła się i pogłaskała się po włosach, a potem chwyciła mnie za ramiona, żebym ją puścił.
- Czas na dobranockę, tatusiu!
- Idź wybrać książkę, a ja ci przeczytam.
Kiedy Allison zasnęła, wróciłem na dół, żeby wpić sok. Musiałem przejrzeć kontakty, żeby zadzwonić do Devona.
Nigdy nie chciałem mieć z nim kontaktu po tym jak wyszedł z pierdla. Nie wiem dlaczego teraz mnie naszło.
Tak czy siak, Devon nie dowie się o Allison. Nie ma prawa wiedzieć nic o mojej córce.
Jeśli odpokutował i zmienił się tak jak powiedział, i tak schowam przed tym Allison.
Mój palec zawisnął nad zieloną słuchawką, ale wydawało mi się, że nie jestem na to gotowy.
- Dobry wieczór, sir. - Eve uśmiechnęła się uprzejmie, a ja westchnąłem cicho.
Zawsze mnie sprawdza.
Tym bardziej po epizodzie. Jest jak druga matka.
- Wszystko ze mną w porządku, Eve.
Kiwnęła głową w zrozumieniu.
- Myślisz, że powinienem do niego zadzwonić? - zapytałem cicho. - Do Devona?
Eve zacisnęła usta.
- To pańska decyzja, sir.
- A ty co byś zrobiła?
Pokręciła głową, a ja westchnąłem.
To dało mi jeszcze więcej motywacji, żeby zadzwonić.
- Pańska matka wpadła dzisiaj z kolejną opcją.
Kolejną opcją. Czyli kolejnym zastępstwem.
Zmarszczyłem czoło, kiedy moje myśli znów wróciły do Nicole.
Dlaczego myślę o niej, skoro mi się nie spodobała?
Znów zmarszczyłem czoło w konsternacji.
- Porozmawiam z nią jutro.
Kiwnęła głową.
- Dziękuję za opiekę nad Allison, kiedy mnie nie było.
Eve się uśmiechnęła.
- Nie ma problemu, sir.
_________
Sory za poślizg, ale taki zapierdziel mam, że to kosmos.
Ja pitole, to mój ostatni rozdział ever, co ja mam ze sobą począć?
Za tydzień Martyna doda ostatni rozdział, chyba, że coś olśni Chanel i do nas wróci.
Eniłej, miłego tygodnia!
piątek, 6 listopada 2015
Rozdział 6
- Czego chcesz?!
Devon westchnął po drugiej stronie telefonu, a ja nie zdałem sobie z tego sprawy, ale moje ręce się maniakalnie trzęsły powstrzymując mnie żebym nie rzucił telefonem na drugi koniec pokoju.
- Chciałem porozmawiać z tobą i Victorią.
Przełknąłem ślinę.
- Nigdy nie będziesz mógł porozmawiać z Victorią.
- Ale, ja...
- Nie możesz! - przerwałem mu. - Skąd masz mój numer?
- Z Malik Heritage Hotel.
Westchnąłem. Głupie pytanie.
Usłyszałem jakieś ciche głosy z dołu.
- Nie powinieneś dzwonić, Devon.
- Od kiedy przestrzegam zasady?
Było coś w jego głosie co dało mi lekkie zawahanie. Może on faktycznie się zmienił, ale nie obchodzi mnie to.
- Nie dzwoń więcej. - rozłączyłem się, ubrałem dresy i zszedłem na dół.
Przy stole zobaczyłem Waliyhe rozmawiającą z moją terapeutką. Super.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zobaczyłem Allison w kuchni kuśtykającą w stabilizatorze na nodze.
- Co do kur... - krzyknąłem i zamrugałem kilka razy na jej nogę. - Co się stało?!
Waliyha odwróciła się do mnie i wstała.
- Dzień dobry tobie też bracie.
- Tatuś! - Allison uśmiechnęła się i zaczęła iść w moją stronę. Natychmiast przestałem myśleć o swoich problemach.
Wziąłem ją na ręce, pocałowałem w policzek i zacząłem całować ją wszędzie, na co zaczęła się śmiać.
- Przestań! - powiedziała przez śmiech i pokazała na nogę. - Mam ziaziu tatusiu.
Ziaziu. Uśmiechnąłem się smutno.
- Co się stało?
- James i Ally próbowali grać w piłkę po deserze i w następnej minucie upadła, następnie zaczęła płakać i wtedy dostałeś ode mnie wiadomość. Będzie w tym chodzić jedynie przez półtorej tygodnia.
Przewróciłem oczami. Walić to. Nie można jej uchronić przed wszystkim.
- Jest ok, dopóki nadal jesteś żywa. - pocałowałem Allison w policzek i położyłem delikatnie na ziemię.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że robią stabilizatory dla dzieci.
Nie mogli tego po prostu zabandażować?
- W każdym razie, widzę że przyszłaś z moją terapeutką. - pokazałem na Dr. Calvert.
- O tak, to znaczy. Zeszłej nocy miałeś jeden ze swoich epizodów.
- Teraz jest dobrze. Nie musisz do niej dzwonić kiedy myślisz, że coś jest ze mną nie tak. - mruknąłem.
- Nie miałeś nad sobą kontroli.
Przewróciłem oczami.
- Idź już.
Zmarszczyła brwi.
- Co?
- Idź. Nie potrzebuje pomocy.
- Al...
- Idź!
Waliyha westchnęła i popatrzyła na Dr Calvert która do nas podeszła.
- Nie potrzebuje cię dzisiaj. - powiedziałem do niej, a ona kiwnęła głową w zrozumieniu.
Przeczesałem palcami włosy i popatrzyłem na Ally oglądającą telewizję.
- Allison chodź powiedzieć do widzenia ciotce. - zawołałem ją.
Ally szybko przyszła i przytuliła Wal.
- Możesz przyjść do nas kiedy tylko chcesz. - Waliyha powiedziała patrząc na mnie. - Zadzwoń kiedy poczujesz się lepiej.
Przewróciłem oczami i zamknąłem za nią drzwi.
Zacząłem poważnie martwić się nogą Ally.
- Allison nie idziesz jutro do żłobka. - popatrzyłem na nią na schodach.
- Allison?
- Shhh, tatusiu. Oglądam telewizor. - powiedziała, a ja zmarszczyłem brwi. Do czego to doszło?
- Powiedziałem, że jutro nie idziesz do żłobka. - spróbowałem ponownie.
Popatrzyła na mnie i położyła palec na ustach.
- Shhh!
Zamrugałem kilka razy i pokręciłem głową. Telefon zaczął wibrować w mojej kieszeni.
Usiadłem na krześle i odebrałem.
- Malik.
- Przysięgam....
- Pierdol się Devon.
Jezu czasami muszę sprawdzać kto do mnie dzwoni.
- Chcę tylko porozmawiać, przysięgam. Jestem inną osobą. Daj mi szansę.
Ten pojebany mężczyzna prosi mnie o wybaczenie po tym jak zgwałcił moją żonę i zabił nasze nienarodzone dziecko.
Miał bym teraz dwie małe Victorie latające po domu.
Przygryzłem wargę.
- Oczekujesz, że wybaczę ci po tym wszystkim co zrobiłeś?! Miałeś swoja szansę. Straciłeś ją dawno temu.
- Przysięgam, że się zmieniłem. - wymamrotał. - Przeszedłem trudny okres w więzieniu. Jestem szczęściarzem że wyszedłem stamtąd żywy.
- Jesteś szczęściarzem że dalej żyjesz! - powiedziałem przez zęby.
Moja żona która dawała mi światło w moim życiu musiała umrzeć, a ten skurwysyn dalej żyje!
Pokręciłem głową.
- Proszę. Jeśli tylko mógłbym porozmawiać z tobą i Tori. To sprawi, że poczuję się lepiej. Usłyszysz mnie raz i przysięgam że zniknę.
- Nie możesz z nią rozmawiać. - powiedziałem.
Westchnął.
- Proszę.
- Nie. Nie możesz z nią porozmawiać. Nigdy.
- Muszę! - dalej naciskał, a mój gniew zaczął wzrastać. - Proszę!
- Powiedziałem, że nie możesz! - odpowiedziałem.
- Czemu nie?!
- Ponieważ ona nie żyje! Umarła, Devon! - powiedziałem po czym się rozłączyłem.
Moje ręce się trzęsły, a w oczach pojawiły się łzy którym nie pozwoliłem wypłynąć.
Ja pierdole, kurwa!
- Tatusiu? - usłyszałem słodki głos i zobaczyłem przed sobą Ally. - Nie bądź zły. Jest dobrze. - uśmiechnęła się.
- Idź oglądać telewizję, skarbie. - powiedziałem cicho.
Kiwnęła głową i uderzyła mnie lekko w kolano po czym odeszła.
Jezu tak bardzo mi ją przypomina.
Wstałem z krzesła.
Eve przyszła do kuchni i uśmiechnęła się do mnie.
- Nic mi nie jest. - powiedziałem zanim zdążyła otworzyć usta.
Westchnęła i kiwnęła głową kiedy ją ominąłem.
Nie potrzebuje pocieszania. Jest już tak źle, że dostaje je od mojej cztero letniej córki.
- Chciałbyś coś do jedzenia? - Eve zapytała, a ja pokręciłem głową.
- Nie. Przypilnuj za mnie Allison, idę się przebrać.
Zgodziła się i ruszyła w stronę salonu a ja do góry.
Wziąłem gorący prysznic, owinąłem biodra ręcznikiem i sprawdziłem telefon żeby zobaczyć tam wiadomość od Devon'a.
"Nie wiedziałem. Przykro mi, że ją straciłeś."
Rzuciłem telefonem o płytki i popatrzyłem w lustro na swoje okropne odbicie.
Trzęsę się i czuję potrzebę rozwalenia czegoś.
Nie mogę.
Zamknąłem oczy i po chwili wróciłem do pokoju żeby się przebrać.
Jeansy i byle jaki t-shirt. Wystarczająco dobre.
Zszedłem na dół i spotkałem Ally i Eve rysujące coś na stole.
Uśmiechnąłem się.
- Popatrz tatusiu! Narysowałam cię!
Pochyliłem się żeby zobaczyć rysunek. Zdeformowany patyczkowy człowieczek. Zaśmiałem się.
- Tak, to ja.
Allison się uśmiechnęła i kończyła mnie kolorować.
- Skarbie? Chcesz pójść zobaczyć mamę? - zapytałem.
- Ale, jest zimno. - mruknęła.
Westchnąłem.
- Założę na ciebie jeszcze jeden płaszcz. Tatuś cię potrzyma.
- Nie chcę. - powiedziała.
Eve stanęła.
Zajmę się Ally kiedy będziesz ją odwiedzał. - oznajmiła, a ja popatrzyłem na Allison która była szczęśliwa rysując czy kolorując.
Naprawdę chciałbym ją ze sobą zabrać.
- To miłe. Dziękuje. - powiedziałem, sprawdziłem godzinę i wrzuciłem telefon do kieszeni.
Pocałowałem Ally w policzek, a ona na mnie popatrzyła.
- Kocham cię, skarbie. Wrócę na lunch, okej?
-Okej, tatusiu. Kocham cię mocniej! - powiedziała i przytuliła mnie za szyję. - Powiedz mamusi, że mówię hej i baldzo pszepraszam, że nie przyszłam. Dobze? - powiedziała cicho.
Uśmiechnąłem się.
- Okej.
- Jeszcze raz dziękuje, Eve. - powiedziałem.
- Nie ma za co.
- Nie przemoknij tatusiu! - zawołała Ally, a ja zaśmiałem się do siebie i zamknąłem drzwi.
Zapaliłem samochód i wyjechałem na drogę.
Moja głowa była pełna myśli. Wiem, że muszę polecieć do Irlandii żeby wszystkiego dopilnować.
Wiem również że muszę polecieć do Ameryki, żeby uporządkować wszystkie sprawy, ale nie chcę znowu zostawiać Ally. Nie było mnie dwa tygodnie i nie chcę być jednym z tych ojców.
Chciałbym ją ze sobą zabrać, ale to oznacza zrezygnowanie ze żłobka.
To jest tak kurwa frustrujące.
I jeszcze Devon.
Powinno go już dawno tu nie być.
Zjechałem z autostrady na górkę.
Jest tutaj bardzo duża mgła, może to znak że nie powinienem przyjeżdżać. Naprawdę nie jestem ostrożny.
Ale muszę zobaczyć teraz Victorię.
Mogłem wziąć tą jebaną parasolkę.
Westchnąłem i wysiadłem z samochodu.
To miejsce przyprawia mnie o zdenerwowanie.
Nigdy nie lubiłem cmentarzy i nie sądzę że teraz gdy mam tutaj żonę zmienia to cokolwiek.
Zatrzymałem się przy grobie przy tym grobie, a moje serce zaczęło przyśpieszać. Jak zawsze kiedy tu jestem.
Westchnąłem i włożyłem ręce do kieszeni kiedy moje oczy zaczęły wypełniać łzy.
Zamrugałem i pomyślałem o tym całym gównie które było zanim odeszła.
Pocałowałem dłoń i położyłem na grobie.
- Boże, tęsknię za tobą. - szepnąłem, a deszcz zaczął padać mocniej. - Dalej myślę, że się obudzę i zobaczę cię obok mnie z łóżku.
- Modlę się, że jakimś cudem wrócisz z wakacji, na które wyjechałaś.
- Chciałbym, żebyś tu była. Powinnaś tutaj stać. Nie ja! - powiedziałem i uklęknąłem. - Potrzebuje pomocy. Potrzebuje cię! Ja tylko.. Nie mogę tu być bez ciebie.
Popatrzyłem na ziemię i wytarłem łzy spływające po twarzy. Pokręciłem głową. Nie, muszę być silny.
- Kocham cię, Victoria. - mruknąłem cicho.
- Przepraszam?!
Zmarszczyłem brwi i odwróciłem się zza grobu, żeby zobaczyć jak ktoś idzie w moją stronę.
- Cześć. Przepraszam. Czy to twoje auto? - osoba zapytała.
Głoś należał chyba do kobiety.
Przełknąłem ślinę.
- Tak, to mój samochód!
- Mógłbyś mi pomóc? Moje auto utknęło w błocie i właśnie dzisiaj zdecydowałam się jechać sama.
Przewróciłem oczami.
- Dzwoniłaś do kogoś?
- Tak, ale wież mi lub nie, nie ma tutaj sygnału. - powiedziała.
Popatrzyłem z powrotem na grób mojej żony.
Prosiłem o pomoc, nie o kobietę, Victoria.
- Dobra, pomogę ci.
- Dziękuje bardzo. Jestem Nicky, właściwie Nicole ale... - chciała podać mi rękę, ale potknęła się i prawie wylądowała w błocie, powinna mi dziękować.
- Przepraszam, Jezu to takie żenujące. - powiedziała do siebie.
- Zayn. - mruknąłem i podałem jej rękę. - Chodź. Pomogę ci wyciągnąć ten samochód.
--------
Nowy rozdział! Co myślicie o Devon'ie? Wierzycie, że się zmienił? No i mamy jeszcze Nicole ciekawe co nam tu namiesza. Piszcie w komentarzach jak wrażenia! Do następnego. Martyna xxx
Devon westchnął po drugiej stronie telefonu, a ja nie zdałem sobie z tego sprawy, ale moje ręce się maniakalnie trzęsły powstrzymując mnie żebym nie rzucił telefonem na drugi koniec pokoju.
- Chciałem porozmawiać z tobą i Victorią.
Przełknąłem ślinę.
- Nigdy nie będziesz mógł porozmawiać z Victorią.
- Ale, ja...
- Nie możesz! - przerwałem mu. - Skąd masz mój numer?
- Z Malik Heritage Hotel.
Westchnąłem. Głupie pytanie.
Usłyszałem jakieś ciche głosy z dołu.
- Nie powinieneś dzwonić, Devon.
- Od kiedy przestrzegam zasady?
Było coś w jego głosie co dało mi lekkie zawahanie. Może on faktycznie się zmienił, ale nie obchodzi mnie to.
- Nie dzwoń więcej. - rozłączyłem się, ubrałem dresy i zszedłem na dół.
Przy stole zobaczyłem Waliyhe rozmawiającą z moją terapeutką. Super.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zobaczyłem Allison w kuchni kuśtykającą w stabilizatorze na nodze.
- Co do kur... - krzyknąłem i zamrugałem kilka razy na jej nogę. - Co się stało?!
Waliyha odwróciła się do mnie i wstała.
- Dzień dobry tobie też bracie.
- Tatuś! - Allison uśmiechnęła się i zaczęła iść w moją stronę. Natychmiast przestałem myśleć o swoich problemach.
Wziąłem ją na ręce, pocałowałem w policzek i zacząłem całować ją wszędzie, na co zaczęła się śmiać.
- Przestań! - powiedziała przez śmiech i pokazała na nogę. - Mam ziaziu tatusiu.
Ziaziu. Uśmiechnąłem się smutno.
- Co się stało?
- James i Ally próbowali grać w piłkę po deserze i w następnej minucie upadła, następnie zaczęła płakać i wtedy dostałeś ode mnie wiadomość. Będzie w tym chodzić jedynie przez półtorej tygodnia.
Przewróciłem oczami. Walić to. Nie można jej uchronić przed wszystkim.
- Jest ok, dopóki nadal jesteś żywa. - pocałowałem Allison w policzek i położyłem delikatnie na ziemię.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że robią stabilizatory dla dzieci.
Nie mogli tego po prostu zabandażować?
- W każdym razie, widzę że przyszłaś z moją terapeutką. - pokazałem na Dr. Calvert.
- O tak, to znaczy. Zeszłej nocy miałeś jeden ze swoich epizodów.
- Teraz jest dobrze. Nie musisz do niej dzwonić kiedy myślisz, że coś jest ze mną nie tak. - mruknąłem.
- Nie miałeś nad sobą kontroli.
Przewróciłem oczami.
- Idź już.
Zmarszczyła brwi.
- Co?
- Idź. Nie potrzebuje pomocy.
- Al...
- Idź!
Waliyha westchnęła i popatrzyła na Dr Calvert która do nas podeszła.
- Nie potrzebuje cię dzisiaj. - powiedziałem do niej, a ona kiwnęła głową w zrozumieniu.
Przeczesałem palcami włosy i popatrzyłem na Ally oglądającą telewizję.
- Allison chodź powiedzieć do widzenia ciotce. - zawołałem ją.
Ally szybko przyszła i przytuliła Wal.
- Możesz przyjść do nas kiedy tylko chcesz. - Waliyha powiedziała patrząc na mnie. - Zadzwoń kiedy poczujesz się lepiej.
Przewróciłem oczami i zamknąłem za nią drzwi.
Zacząłem poważnie martwić się nogą Ally.
- Allison nie idziesz jutro do żłobka. - popatrzyłem na nią na schodach.
- Allison?
- Shhh, tatusiu. Oglądam telewizor. - powiedziała, a ja zmarszczyłem brwi. Do czego to doszło?
- Powiedziałem, że jutro nie idziesz do żłobka. - spróbowałem ponownie.
Popatrzyła na mnie i położyła palec na ustach.
- Shhh!
Zamrugałem kilka razy i pokręciłem głową. Telefon zaczął wibrować w mojej kieszeni.
Usiadłem na krześle i odebrałem.
- Malik.
- Przysięgam....
- Pierdol się Devon.
Jezu czasami muszę sprawdzać kto do mnie dzwoni.
- Chcę tylko porozmawiać, przysięgam. Jestem inną osobą. Daj mi szansę.
Ten pojebany mężczyzna prosi mnie o wybaczenie po tym jak zgwałcił moją żonę i zabił nasze nienarodzone dziecko.
Miał bym teraz dwie małe Victorie latające po domu.
Przygryzłem wargę.
- Oczekujesz, że wybaczę ci po tym wszystkim co zrobiłeś?! Miałeś swoja szansę. Straciłeś ją dawno temu.
- Przysięgam, że się zmieniłem. - wymamrotał. - Przeszedłem trudny okres w więzieniu. Jestem szczęściarzem że wyszedłem stamtąd żywy.
- Jesteś szczęściarzem że dalej żyjesz! - powiedziałem przez zęby.
Moja żona która dawała mi światło w moim życiu musiała umrzeć, a ten skurwysyn dalej żyje!
Pokręciłem głową.
- Proszę. Jeśli tylko mógłbym porozmawiać z tobą i Tori. To sprawi, że poczuję się lepiej. Usłyszysz mnie raz i przysięgam że zniknę.
- Nie możesz z nią rozmawiać. - powiedziałem.
Westchnął.
- Proszę.
- Nie. Nie możesz z nią porozmawiać. Nigdy.
- Muszę! - dalej naciskał, a mój gniew zaczął wzrastać. - Proszę!
- Powiedziałem, że nie możesz! - odpowiedziałem.
- Czemu nie?!
- Ponieważ ona nie żyje! Umarła, Devon! - powiedziałem po czym się rozłączyłem.
Moje ręce się trzęsły, a w oczach pojawiły się łzy którym nie pozwoliłem wypłynąć.
Ja pierdole, kurwa!
- Tatusiu? - usłyszałem słodki głos i zobaczyłem przed sobą Ally. - Nie bądź zły. Jest dobrze. - uśmiechnęła się.
- Idź oglądać telewizję, skarbie. - powiedziałem cicho.
Kiwnęła głową i uderzyła mnie lekko w kolano po czym odeszła.
Jezu tak bardzo mi ją przypomina.
Wstałem z krzesła.
Eve przyszła do kuchni i uśmiechnęła się do mnie.
- Nic mi nie jest. - powiedziałem zanim zdążyła otworzyć usta.
Westchnęła i kiwnęła głową kiedy ją ominąłem.
Nie potrzebuje pocieszania. Jest już tak źle, że dostaje je od mojej cztero letniej córki.
- Chciałbyś coś do jedzenia? - Eve zapytała, a ja pokręciłem głową.
- Nie. Przypilnuj za mnie Allison, idę się przebrać.
Zgodziła się i ruszyła w stronę salonu a ja do góry.
Wziąłem gorący prysznic, owinąłem biodra ręcznikiem i sprawdziłem telefon żeby zobaczyć tam wiadomość od Devon'a.
"Nie wiedziałem. Przykro mi, że ją straciłeś."
Rzuciłem telefonem o płytki i popatrzyłem w lustro na swoje okropne odbicie.
Trzęsę się i czuję potrzebę rozwalenia czegoś.
Nie mogę.
Zamknąłem oczy i po chwili wróciłem do pokoju żeby się przebrać.
Jeansy i byle jaki t-shirt. Wystarczająco dobre.
Zszedłem na dół i spotkałem Ally i Eve rysujące coś na stole.
Uśmiechnąłem się.
- Popatrz tatusiu! Narysowałam cię!
Pochyliłem się żeby zobaczyć rysunek. Zdeformowany patyczkowy człowieczek. Zaśmiałem się.
- Tak, to ja.
Allison się uśmiechnęła i kończyła mnie kolorować.
- Skarbie? Chcesz pójść zobaczyć mamę? - zapytałem.
- Ale, jest zimno. - mruknęła.
Westchnąłem.
- Założę na ciebie jeszcze jeden płaszcz. Tatuś cię potrzyma.
- Nie chcę. - powiedziała.
Eve stanęła.
Zajmę się Ally kiedy będziesz ją odwiedzał. - oznajmiła, a ja popatrzyłem na Allison która była szczęśliwa rysując czy kolorując.
Naprawdę chciałbym ją ze sobą zabrać.
- To miłe. Dziękuje. - powiedziałem, sprawdziłem godzinę i wrzuciłem telefon do kieszeni.
Pocałowałem Ally w policzek, a ona na mnie popatrzyła.
- Kocham cię, skarbie. Wrócę na lunch, okej?
-Okej, tatusiu. Kocham cię mocniej! - powiedziała i przytuliła mnie za szyję. - Powiedz mamusi, że mówię hej i baldzo pszepraszam, że nie przyszłam. Dobze? - powiedziała cicho.
Uśmiechnąłem się.
- Okej.
- Jeszcze raz dziękuje, Eve. - powiedziałem.
- Nie ma za co.
- Nie przemoknij tatusiu! - zawołała Ally, a ja zaśmiałem się do siebie i zamknąłem drzwi.
Zapaliłem samochód i wyjechałem na drogę.
Moja głowa była pełna myśli. Wiem, że muszę polecieć do Irlandii żeby wszystkiego dopilnować.
Wiem również że muszę polecieć do Ameryki, żeby uporządkować wszystkie sprawy, ale nie chcę znowu zostawiać Ally. Nie było mnie dwa tygodnie i nie chcę być jednym z tych ojców.
Chciałbym ją ze sobą zabrać, ale to oznacza zrezygnowanie ze żłobka.
To jest tak kurwa frustrujące.
I jeszcze Devon.
Powinno go już dawno tu nie być.
Zjechałem z autostrady na górkę.
Jest tutaj bardzo duża mgła, może to znak że nie powinienem przyjeżdżać. Naprawdę nie jestem ostrożny.
Ale muszę zobaczyć teraz Victorię.
Mogłem wziąć tą jebaną parasolkę.
Westchnąłem i wysiadłem z samochodu.
To miejsce przyprawia mnie o zdenerwowanie.
Nigdy nie lubiłem cmentarzy i nie sądzę że teraz gdy mam tutaj żonę zmienia to cokolwiek.
Zatrzymałem się przy grobie przy tym grobie, a moje serce zaczęło przyśpieszać. Jak zawsze kiedy tu jestem.
Westchnąłem i włożyłem ręce do kieszeni kiedy moje oczy zaczęły wypełniać łzy.
Zamrugałem i pomyślałem o tym całym gównie które było zanim odeszła.
Pocałowałem dłoń i położyłem na grobie.
- Boże, tęsknię za tobą. - szepnąłem, a deszcz zaczął padać mocniej. - Dalej myślę, że się obudzę i zobaczę cię obok mnie z łóżku.
- Modlę się, że jakimś cudem wrócisz z wakacji, na które wyjechałaś.
- Chciałbym, żebyś tu była. Powinnaś tutaj stać. Nie ja! - powiedziałem i uklęknąłem. - Potrzebuje pomocy. Potrzebuje cię! Ja tylko.. Nie mogę tu być bez ciebie.
Popatrzyłem na ziemię i wytarłem łzy spływające po twarzy. Pokręciłem głową. Nie, muszę być silny.
- Kocham cię, Victoria. - mruknąłem cicho.
- Przepraszam?!
Zmarszczyłem brwi i odwróciłem się zza grobu, żeby zobaczyć jak ktoś idzie w moją stronę.
- Cześć. Przepraszam. Czy to twoje auto? - osoba zapytała.
Głoś należał chyba do kobiety.
Przełknąłem ślinę.
- Tak, to mój samochód!
- Mógłbyś mi pomóc? Moje auto utknęło w błocie i właśnie dzisiaj zdecydowałam się jechać sama.
Przewróciłem oczami.
- Dzwoniłaś do kogoś?
- Tak, ale wież mi lub nie, nie ma tutaj sygnału. - powiedziała.
Popatrzyłem z powrotem na grób mojej żony.
Prosiłem o pomoc, nie o kobietę, Victoria.
- Dobra, pomogę ci.
- Dziękuje bardzo. Jestem Nicky, właściwie Nicole ale... - chciała podać mi rękę, ale potknęła się i prawie wylądowała w błocie, powinna mi dziękować.
- Przepraszam, Jezu to takie żenujące. - powiedziała do siebie.
- Zayn. - mruknąłem i podałem jej rękę. - Chodź. Pomogę ci wyciągnąć ten samochód.
--------
Nowy rozdział! Co myślicie o Devon'ie? Wierzycie, że się zmienił? No i mamy jeszcze Nicole ciekawe co nam tu namiesza. Piszcie w komentarzach jak wrażenia! Do następnego. Martyna xxx
sobota, 31 października 2015
Rozdział 5
Mam wziąć na siebie winę?
Seks bez zobowiązań, późne wyjścia co kilka tygodni. Znaczy się... co mężczyna ma robić?
Pragnąłem tego w każdej sekundzie mojej egzystencji. Ale nie zamierzałem poddać się temu tak łatwo.
Cóż, a przynajmniej tak myślałem, dopóki moje nogi same nie poprowadziły mnie do drzwi, za którymi czekała moja eks uległa.
Moja ręka złapała za klamkę i poczułem się, jakby minęły lata.
Mogłem być szalony? Pewnie. Ominąłem już ten stan. Prawie lunatykowałem, ale dużo poświęciłem, żeby moim priorytetem było nigdy nie wiązanie się z eks uległą.
Poczuję jakieś uczucia po tej nocy? Nie. A czy teraz cokolwiek czuję? Zdecydowanie nie.
Więc dlaczego tak trudno jest mi przejść przez te drzwi? Podekscytowanie tam jest. Nie jako dominant, tak jak zazwyczaj, ale jest.
Ten potwór, który ona i Emma stworzyły tam jest. On zawsze tam jest.
Mimo tego, że poświęcam temu dużo kontroli, to mnie uspokaja. Może jeśli przez to przejdę, to mi pomoże.
Pokręciłem głową i wziąłem głęboki oddech.
To właśnie mi pomoże. To, a nie te jebane antydepresanty. Kurwa, jestem pewien.
Znów chwyciłem za klamkę, ale zawahałem się i zabrałem rękę.
Wahanie jest oznaką słabości.
Od kiedy moje myśli przypominają rozmowy z Emmą? Może przeszedłem już stan lunatykowania.
- Proszę pana?
Odwróciłem się szybko i zobaczyłem niską brunetkę, prawie tak niską jak Abby. Wyglądała znajomo, bardzo znajomo.
- Tak?
- Mogę panu w czymś pomóc? Zgubił się pan? - pochyliła głowę na bok w konsternacji.
Prychnąłem.
Zgubił?
Znam to miejsce lepiej niż własną kieszeń.
- Jak masz na imię? - zmarszczyłem czoło.
- Melanie, proszę pana. - spojrzała w dół, a ja wyciągnąłem telefon i go włączyłem.
Mrugnęła.
- Ile masz lat? - zapytałem.
- 26, proszę pana.
- Dlaczego pracujesz w takim miejscu?
Skrzywiła się, kiedy mój telefon ciągle wibrował przez wiadomości napływające od Waliyhi.
- Cóż, lubię tu pracować. - wzruszyła ramionami. - Pan jest Zayn Malik, prawda? - Melanie uśmiechnęła się, kiedy na nią spojrzałem, a ona spauzowała, po tym jak powiedziała "pan" tonem uległej.
Przyjrzałem się jej uważnie, ostrożnie ją oceniając.
- Pracujesz dla kogoś kogo znam.
Kiwnęła głową, unosząc brwi.
- Oh, czyli jednak pan mnie zauważył.
Mój telefon zaczął znowu wibrować.
- Wybacz mi.
Odsunąłem się, odbierając połączenie od Waliyhi, a moje zatroskanie wzrosło.
- Boże, czy ty kiedyś zamierzałeś odebrać?!
- O co chodzi? - zmarszczyłem czoło, idąc przez korytarz pełen jęków rozkoszy i wyszedłem przez drzwi.
Wsiadłem do auta i usłyszałem jej westchnięcie.
- Allison bawiła się z Jamesem i mieli mały wypadek.
- Co?!
- Wszystko z nią w porządku, tylko że może potrzebować usztywniacza na nogę przez jakiś czas.
- Więc jak wszystko z nią w porządku?! - prychnąłem do telefonu, a ona znów westchnęła. - Jadę ją zabrać.
- Zayn, ona śpi.
- Co z tobą kurwa nie tak Waliyha?!
- Łoł, weź się uspokój, Jeeezu. Powiedziałam, że mi przykro.
- Nie, nie powiedziałaś! - rozłączyłem się, ale po chwili znów zadzwoniłem, bo zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem, gdzie są.
- No?
- Gdzie jesteś? - zmarszczyłem czoło.
- U mnie. Wszystko z nią..
Znów się rozłączyłem i powiedziałem Markowi gdzie jedziemy. Kiedy dojechaliśmy na miejsce i wysiadłem z auta, zatrzymałem się na chwilę w miejscu, by się uspokoić.
Dlaczego jestem taki drażliwy?
Oh, ty wiesz dlaczego.
Skrzywiłem się sam do siebie, zapukałem, a potem po prostu wszedłem.
Przecież zapukałem. To i tak dobrze.
- Waliyha?!
- Zayn, nic jej nie jest. - moja siostra podeszła do mnie i przytrzymała mnie, kiedy próbowałem wejść po schodach. - Co do cholery w ciebie weszło?
- Gdzie ona jest?! - warknąłem.
- Śpi, bo jest po północy. Idź do domu. - Waliyha skrzywiła się do mnie. - Znowu masz jeden z tych swoich epizodów?
Poprawiłem włosy i potrząsnąłem głową, odsuwając się.
- Nie!
- Brałeś tabletki? - zapytała.
Zrobiłem krok w tył.
- Nie potrzebne mi to gówno.
Jej twarz otrzeźwiała, przez co poczułem się przez chwilę jak zły dzieciak.
- Zayn...
- Nie zaczynaj! - prychnąłem i wyszedłem na zewnątrz.
Mark właśnie wysiadał.
Otworzyłem drzwi i wsiadając na fotel kierowcy, powiedziałem:
- Wsiadaj z powrotem.
Zawahał się, ale nic nie powiedział, kiedy uruchomiłem silnik. Waliyha wyszła z domu, ale zignorowałem ją i pojechałem prosto do klubu BDSM.
Minęło prawie ponad pół godziny i nie musiałem wcale sprawdzać, czy wyszła z pokoju.
Zamówiłem sobie drinka, wystarczająco mocnego, żeby trochę opanować emocje i znów obserwowałem otoczenie jak jakiś przyjeb.
Zaprzestałem poszukiwań, kiedy znów ją ujrzałem.
Wypiłem drinka do końca i przepchałem się przez tłum prosto do niej. Kiedy mnie ujrzała, zmarszczyła czoło.
- Czekałam na pa...
Uniosłem dłoń, by ją powstrzymać, a ona mrugnęła i spojrzała w dół.
- Miałem wypadek i musiałem się tym zająć. - mruknąłem, chwyciłem jej nadgarstek i poprowadziłem do jednego z pokojów.
I natychmiast puściłem, kiedy zdałem sobie sprawę, jak intymny był ten gest.
Zatrzymałem się i odwróciłem do niej, widząc podekscytowanie w jej oczach.
- Pamiętasz moje zasady?
Kiwnęła entuzjastycznie głową.
- Tak, sir.
- Proszę. - Abby podała mi moją marynarkę.
Wziąłem ją od niej i otworzyłem drzwi.
- Dzięki. - założyłem ją, a Abby zmarszczyła czoło i spojrzała na mnie.
- Zmienił się pan.
Skrzywiłem się i spojrzałem na nią.
- Nie przyszedłem tutaj, żeby rozmawiać.
Zamknąłem drzwi i ruszyłem w dół korytarza, prosto do mojego auta, które zaparkowałem w dużej odległości od klubu.
Wiedziałem, że muszę zaparkować wystarczająco daleko, żeby móc oczyścić umysł, kiedy będę wracał tą drogą pełną poczucia winy.
Moje ręce spoczywały głęboko w kieszeniach, a moja głowa była zachmurzona. Zaczynałem się uspokajać.
Chwyciłem telefon i zdecydowałem się wysłuchać wszystkich nagrań od Waliyhi.
- Zayn, mógłbyś proszę odebrać? Przepraszam, okej? Wyjaśnię wszystko co się stało, ale nie chciałam powiedzieć nic, co by cię uraziło.
I pauza, po której zaczęła się nowa wiadomość.
- Nie rób nic głupiego, wiem, że jesteś zły i przepraszam, po prostu odbierz ten cholerny telefon.
Westchnąłem, otworzyłem drzwi a Mark na mnie spojrzał.
- Do domu. - mruknąłem zmęczony.
Mark kiwnął głową, włączył silnik i zawiózł mnie do domu.
Przez całą drogę myślałem o Victori.
Tak zazwyczaj jest. Kiedy zamykam oczy, widzę ją. Jedyne o czym myślę, to ona.
Ale teraz chciałem zobaczyć Allison.
Miałem nadzieję, ze wszystko z nią w porządku.
Cokolwiek się stało, naprawdę miałem nadzieję, że to jakiś chory żart.
Mój telefon obudził mnie następnego ranka.
Albo ktoś chciał umrzeć, albo miał jaja ze stali. Ktokolwiek kto był i tak nie zamierzałem z nim rozmawiać.
- Malik! - warknąłem.
Wykończenie przeszło przeze mnie, kiedy poprawiłem swoje włosy.
- Zayn, jak dziwnie jest słyszeć twój głos po tylu latach.
Mój cały świat się zatrzymał, kiedy usłyszałem ten znajomy głos, przez który moja krew zaczęła się gotować, a płuca pracować szybciej.
- Devon.
Seks bez zobowiązań, późne wyjścia co kilka tygodni. Znaczy się... co mężczyna ma robić?
Pragnąłem tego w każdej sekundzie mojej egzystencji. Ale nie zamierzałem poddać się temu tak łatwo.
Cóż, a przynajmniej tak myślałem, dopóki moje nogi same nie poprowadziły mnie do drzwi, za którymi czekała moja eks uległa.
Moja ręka złapała za klamkę i poczułem się, jakby minęły lata.
Mogłem być szalony? Pewnie. Ominąłem już ten stan. Prawie lunatykowałem, ale dużo poświęciłem, żeby moim priorytetem było nigdy nie wiązanie się z eks uległą.
Poczuję jakieś uczucia po tej nocy? Nie. A czy teraz cokolwiek czuję? Zdecydowanie nie.
Więc dlaczego tak trudno jest mi przejść przez te drzwi? Podekscytowanie tam jest. Nie jako dominant, tak jak zazwyczaj, ale jest.
Ten potwór, który ona i Emma stworzyły tam jest. On zawsze tam jest.
Mimo tego, że poświęcam temu dużo kontroli, to mnie uspokaja. Może jeśli przez to przejdę, to mi pomoże.
Pokręciłem głową i wziąłem głęboki oddech.
To właśnie mi pomoże. To, a nie te jebane antydepresanty. Kurwa, jestem pewien.
Znów chwyciłem za klamkę, ale zawahałem się i zabrałem rękę.
Wahanie jest oznaką słabości.
Od kiedy moje myśli przypominają rozmowy z Emmą? Może przeszedłem już stan lunatykowania.
- Proszę pana?
Odwróciłem się szybko i zobaczyłem niską brunetkę, prawie tak niską jak Abby. Wyglądała znajomo, bardzo znajomo.
- Tak?
- Mogę panu w czymś pomóc? Zgubił się pan? - pochyliła głowę na bok w konsternacji.
Prychnąłem.
Zgubił?
Znam to miejsce lepiej niż własną kieszeń.
- Jak masz na imię? - zmarszczyłem czoło.
- Melanie, proszę pana. - spojrzała w dół, a ja wyciągnąłem telefon i go włączyłem.
Mrugnęła.
- Ile masz lat? - zapytałem.
- 26, proszę pana.
- Dlaczego pracujesz w takim miejscu?
Skrzywiła się, kiedy mój telefon ciągle wibrował przez wiadomości napływające od Waliyhi.
- Cóż, lubię tu pracować. - wzruszyła ramionami. - Pan jest Zayn Malik, prawda? - Melanie uśmiechnęła się, kiedy na nią spojrzałem, a ona spauzowała, po tym jak powiedziała "pan" tonem uległej.
Przyjrzałem się jej uważnie, ostrożnie ją oceniając.
- Pracujesz dla kogoś kogo znam.
Kiwnęła głową, unosząc brwi.
- Oh, czyli jednak pan mnie zauważył.
Mój telefon zaczął znowu wibrować.
- Wybacz mi.
Odsunąłem się, odbierając połączenie od Waliyhi, a moje zatroskanie wzrosło.
- Boże, czy ty kiedyś zamierzałeś odebrać?!
- O co chodzi? - zmarszczyłem czoło, idąc przez korytarz pełen jęków rozkoszy i wyszedłem przez drzwi.
Wsiadłem do auta i usłyszałem jej westchnięcie.
- Allison bawiła się z Jamesem i mieli mały wypadek.
- Co?!
- Wszystko z nią w porządku, tylko że może potrzebować usztywniacza na nogę przez jakiś czas.
- Więc jak wszystko z nią w porządku?! - prychnąłem do telefonu, a ona znów westchnęła. - Jadę ją zabrać.
- Zayn, ona śpi.
- Co z tobą kurwa nie tak Waliyha?!
- Łoł, weź się uspokój, Jeeezu. Powiedziałam, że mi przykro.
- Nie, nie powiedziałaś! - rozłączyłem się, ale po chwili znów zadzwoniłem, bo zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem, gdzie są.
- No?
- Gdzie jesteś? - zmarszczyłem czoło.
- U mnie. Wszystko z nią..
Znów się rozłączyłem i powiedziałem Markowi gdzie jedziemy. Kiedy dojechaliśmy na miejsce i wysiadłem z auta, zatrzymałem się na chwilę w miejscu, by się uspokoić.
Dlaczego jestem taki drażliwy?
Oh, ty wiesz dlaczego.
Skrzywiłem się sam do siebie, zapukałem, a potem po prostu wszedłem.
Przecież zapukałem. To i tak dobrze.
- Waliyha?!
- Zayn, nic jej nie jest. - moja siostra podeszła do mnie i przytrzymała mnie, kiedy próbowałem wejść po schodach. - Co do cholery w ciebie weszło?
- Gdzie ona jest?! - warknąłem.
- Śpi, bo jest po północy. Idź do domu. - Waliyha skrzywiła się do mnie. - Znowu masz jeden z tych swoich epizodów?
Poprawiłem włosy i potrząsnąłem głową, odsuwając się.
- Nie!
- Brałeś tabletki? - zapytała.
Zrobiłem krok w tył.
- Nie potrzebne mi to gówno.
Jej twarz otrzeźwiała, przez co poczułem się przez chwilę jak zły dzieciak.
- Zayn...
- Nie zaczynaj! - prychnąłem i wyszedłem na zewnątrz.
Mark właśnie wysiadał.
Otworzyłem drzwi i wsiadając na fotel kierowcy, powiedziałem:
- Wsiadaj z powrotem.
Zawahał się, ale nic nie powiedział, kiedy uruchomiłem silnik. Waliyha wyszła z domu, ale zignorowałem ją i pojechałem prosto do klubu BDSM.
Minęło prawie ponad pół godziny i nie musiałem wcale sprawdzać, czy wyszła z pokoju.
Zamówiłem sobie drinka, wystarczająco mocnego, żeby trochę opanować emocje i znów obserwowałem otoczenie jak jakiś przyjeb.
Zaprzestałem poszukiwań, kiedy znów ją ujrzałem.
Wypiłem drinka do końca i przepchałem się przez tłum prosto do niej. Kiedy mnie ujrzała, zmarszczyła czoło.
- Czekałam na pa...
Uniosłem dłoń, by ją powstrzymać, a ona mrugnęła i spojrzała w dół.
- Miałem wypadek i musiałem się tym zająć. - mruknąłem, chwyciłem jej nadgarstek i poprowadziłem do jednego z pokojów.
I natychmiast puściłem, kiedy zdałem sobie sprawę, jak intymny był ten gest.
Zatrzymałem się i odwróciłem do niej, widząc podekscytowanie w jej oczach.
- Pamiętasz moje zasady?
Kiwnęła entuzjastycznie głową.
- Tak, sir.
- Proszę. - Abby podała mi moją marynarkę.
Wziąłem ją od niej i otworzyłem drzwi.
- Dzięki. - założyłem ją, a Abby zmarszczyła czoło i spojrzała na mnie.
- Zmienił się pan.
Skrzywiłem się i spojrzałem na nią.
- Nie przyszedłem tutaj, żeby rozmawiać.
Zamknąłem drzwi i ruszyłem w dół korytarza, prosto do mojego auta, które zaparkowałem w dużej odległości od klubu.
Wiedziałem, że muszę zaparkować wystarczająco daleko, żeby móc oczyścić umysł, kiedy będę wracał tą drogą pełną poczucia winy.
Moje ręce spoczywały głęboko w kieszeniach, a moja głowa była zachmurzona. Zaczynałem się uspokajać.
Chwyciłem telefon i zdecydowałem się wysłuchać wszystkich nagrań od Waliyhi.
- Zayn, mógłbyś proszę odebrać? Przepraszam, okej? Wyjaśnię wszystko co się stało, ale nie chciałam powiedzieć nic, co by cię uraziło.
I pauza, po której zaczęła się nowa wiadomość.
- Nie rób nic głupiego, wiem, że jesteś zły i przepraszam, po prostu odbierz ten cholerny telefon.
Westchnąłem, otworzyłem drzwi a Mark na mnie spojrzał.
- Do domu. - mruknąłem zmęczony.
Mark kiwnął głową, włączył silnik i zawiózł mnie do domu.
Przez całą drogę myślałem o Victori.
Tak zazwyczaj jest. Kiedy zamykam oczy, widzę ją. Jedyne o czym myślę, to ona.
Ale teraz chciałem zobaczyć Allison.
Miałem nadzieję, ze wszystko z nią w porządku.
Cokolwiek się stało, naprawdę miałem nadzieję, że to jakiś chory żart.
Mój telefon obudził mnie następnego ranka.
Albo ktoś chciał umrzeć, albo miał jaja ze stali. Ktokolwiek kto był i tak nie zamierzałem z nim rozmawiać.
- Malik! - warknąłem.
Wykończenie przeszło przeze mnie, kiedy poprawiłem swoje włosy.
- Zayn, jak dziwnie jest słyszeć twój głos po tylu latach.
Mój cały świat się zatrzymał, kiedy usłyszałem ten znajomy głos, przez który moja krew zaczęła się gotować, a płuca pracować szybciej.
- Devon.
______
Nienawidzę tego Zayna i rozumiem was, kiedy czytam jak ktoś mówi, że Frozen nie ma sensu, bo Re nie żyje.
Pamiętajcie, że rozdziałów jest tylko osiem.
Dacie rade przeczytać jeszcze trzy?
Mogłybyście to dla nas zrobić? :)
Bo rozumiem, serio, że to jest nudne i kompletnie bez sensu.
Eniłej, to mój ostatni rozdział jako niepełnoletnia osoba lol
we wtorek mam urodziny, nie żebym sie afiszowała xd
Nienawidzę tego Zayna i rozumiem was, kiedy czytam jak ktoś mówi, że Frozen nie ma sensu, bo Re nie żyje.
Pamiętajcie, że rozdziałów jest tylko osiem.
Dacie rade przeczytać jeszcze trzy?
Mogłybyście to dla nas zrobić? :)
Bo rozumiem, serio, że to jest nudne i kompletnie bez sensu.
Eniłej, to mój ostatni rozdział jako niepełnoletnia osoba lol
we wtorek mam urodziny, nie żebym sie afiszowała xd
sobota, 24 października 2015
Rozdział 4
Miliony słów przelatywało przez moją głowę, ale nie mogłem nic powiedzieć.
Nic.
Dobra rzecz to taka, że urząd celny nie wpuści Devon'a do Londynu jako kryminalistę, ale nie sądzę, że wróci pod tym samym nazwiskiem.
O Devon'ie można powiedzieć wiele złego, ale napewno nie to, że jest głupi.
Zdałem sobie sprawę, że dalej trzymam telefon nic nie mówiąc więc szybko podziękowałem, rozłączyłem się i zacząłem chodzić w kółko po pokoju.
Zszedłem na dół i prawie nie wpadłem na Mark'a
- Sir?
- Znajdź Anderson'a.
Mark się zaśmiał, a ja na niego popatrzyłem.
- Oczywiście, sir.
- Zeus jesteś tutaj? - usłyszałem głos, nużący, wkurzający głos i zdałem sobie sprawę, że to Waliyha.
Skręciłem w korytarz i zobaczyłem Wal z Allison.
Moje obawy natychmiast odeszły. Klęknąłem i rozłożyłem ręce.
- Chodź tutaj!
- Tatuś! - Ally zapiszczała i podbiegła do mnie, a jej włosy uderzyły mnie w twarz.
- Jesteś dziś wcześniej, księżniczko. - pocałowałem ją w policzek i wziąłem na ręce.
- Ciocia Wali i wujek James chcieli zjeść śniadanie u babci! - uśmiechnęła się.
- Chcieliśmy wiedzieć czy przychodzisz? - zapytała Waliyha.
Westchnąłem.
- Nie wiem. Dostałem pewne wiadomości dziś rano. - mruknąłem.
- Wiadomości? - uniosła brew.
- Devon.
- Devon, kto? - zapytała zmieszana.
Położyłem Allison na nogach, żeby mogła zacząć biegać i siać zło wszędzie.
- Devon Anderson. Pamiętasz go?
Momentalnie zbladła.
- Oh, Devon. Co z nim?
- Wyszedł z więzienia.
Pokręciła głową.
- Powinien dostać dożywocie, albo przynajmniej 30 lat za to co jej zrobił.
Przygryzłem wargę, cholernie za nią tęsknię.
- Zgadzam się. - powiedziałem cicho i popatrzyłem na Allison, która oglądała telewizje.
Waliyha westchnęła.
- Ma tylko cztery lata, a jest do niej tak bardzo podobna.
Przełknąłem ślinę.
- Waliyha...
- Przepraszam. - westchnęła. - Nawet nie wyobrażam sobie przez co musiałeś przejść. Ally miała wczoraj kłopoty ze snem. Chcieliśmy ją przywieść, ale udało się jej zasnąć.
- Mam nadzieje, że nie zamęczyła cię? - mruknąłem.
- Jest w porządku. Kocham ją! Traktuje ją jak swoją małą córeczkę. - uśmiechnęła się.
Nastała cisza, przygryzłem wargę.
- Myślę nad tym żeby się z nim zobaczyć.
Zmarszczyła brwi.
- Zobaczyć z kim?
- Devon'em.
- Po co?
- On nie... - zatrzymałem się. - Przysyłał listy, myśląc że ona wiesz. - popatrzyłem na nią.
- Nie mogłem na nie odpowiedzieć.
- Powiedz komuś kto go zna, żeby mu to przekazał. Nie musisz mu tego mówić osobiście on nawet na to nie zasługuje. Jest chorym psycholem.
Ona ma racje, ale ja chciałem to zrobić. Coś podpowiadało mi, że muszę.
- Wiem, że jest.
- Więc tego nie rób! - mruknęła. - Przychodzisz na śniadanie czy nie? Jeśli tak to załóż jakieś ubrania, ale najpierw weź prysznic. Śmierdzisz i to niezręczne.
Przewróciłem oczami.
Niezręczne?
- Nie patrz tak na mnie! - zmrużyła oczy. - Znam ten zapach!
- Ew, przestań jesteś moją siostrą. Gdzie James? - zapytałem.
- Ogłada twoje samochody w garażu. Musieliśmy tam zaparkować bo pada.
Świetnie.
- Nie sądzę, że przyjdę na śniadanie. - mruknąłem. - Jestem zmęczony.
Właściwie to nie jestem, ale chce zostać sam.
- Zastanawia mnie dlaczego?! - uniosła brew i poszła do Allison.
Poszedłem za nią i Ally momentalnie się do mnie uśmiechnęła.
- Tatusiu, przychodzisz?
- Przykro mi kochanie. Tatuś nie może przyjść. - pokręciłem głową.
- Tatuś, głupi! - przewróciła oczami, a ja się zaśmiałem.
--------
Każdy na swój sposób przeżywa żałobę.
Przez ostatnie trzy lata ludzie pytali mnie jak to robię? Jak sobie radzę ze stratą? Co robię by zapomnieć?
Nie ma na to odpowiedzi ponieważ minęły już cztery lata, a ma dalej szukam tej odpowiedzi.
Jak to zrobiłem? Jak sobie poradziłem? Nie wiem.
Żyje i oddycham tym samym powietrze co każdy człowiek na tej ziemi. Mój mózg dalej pracuje, a moje serce dalej bije więc wszystko jest normalnie.
Kiedy jesteś sam wszystko trafia do ciebie najwyraźniej i to jest najgorsze.
Całe życie spędziłem sam. Zajęło mi dwa lata by się zakochać,
ożenić się, mieć dziecko i poprzez mrugnięcie okiem to wszystko zniknęło.
Komfort przebywania z kimś przez dwa lata w porównaniu do całego życia zmienił mnie jako człowieka.
Jeśli całe życie jesteś sam, a później przez dwa lata masz kogoś obok, to gdy go stracisz samotność nie jest dłużej twoim przyjacielem. Staje się czarna i straszna.
Przyrzekłem sobie, że nigdy nie będę jak mój biologiczny ojciec. Przyrzekłem sobie, że nigdy nie będę tak blisko ciemności kiedy jestem sam.
Ale ta ciemność ma śmieszne przyciąganie. Byłem naiwny, że oceniałem go przez te wszystkie lata.
Stracę swoje życie dla ciebie.
Mówiąc prawdę jestem tutaj tylko dla Allison. Żyje na tych słowach. Odszedłbym z tego świata jak najszybciej jak tylko zobaczyłem moją żonę na szpitalnym łóżku leżącą zimną i bez życia.
Zamknąłem oczy pod wpływem wspomnienia, a moja dłoń zacisnęła się na szklance z burbonem.
Chciałbym znać kogoś kto byłby w podobnej sytuacji.
Nie chce o tym rozmawiać z osobami które znam. Wiem że Dr. Caldur jest zawsze do pomocy ale nawet nie chce mi się zamienić z nią słowa.
Wiem, że nie jestem z tym wszystkim sam, ale nie mogę przestać czuć się z tym wszystkim tak źle.
- Sir?
Otworzyłem oczy i moje zdenerwowanie wzrosło.
- Co?!
- Mam raport o Andersonie.
Obróciłem się na krześle i spojrzałem na Mark'a.
- Mów.
- Jest na okresie próbnym. Musi znaleźć pracę w małym miasteczku niedaleko Waszyngtonu. - poinformował mnie.
Kiwnąłem głową w ciszy.
- Dziękuje. Obserwuj go przez kilka następnych dni.
- Oczywiście, sir.
Wypiłem resztę burbonu i wstałem z krzesła.
- Zabierz mnie do Lalaurie's.
Mark kiwnął głową.
Podróż zajęła prawie dwadzieścia minut, ale gdy już dojechaliśmy nie musiałem nawet podawać nazwiska ponieważ wiedzieli kim jestem.
Nie byłem tutaj od dawna i dalej czuje tą samą ekscytacje kiedy wchodzę przez te aksamitne zasłony. Ściągnąłem obrączkę i włożyłem ją do wewnętrznej kieszeni marynarki.
Kocham cię.
- Oh, tutaj jest ta znajoma twarz, której nie widziałam od dawna.
- Laurie. - powitałem ją. - Jak się masz? - przytuliłem ją, a ona się uśmiechnęła.
- Dobrze, dziękuje. Słyszałam dużo rzeczy o tobie mój drogi. Chciałbyś tak jak zawsze? Stella jest zaj...
- Nie, nie. Przyszedłem na drinka. - uniosłem ręce.
- Poważnie? Teraz? - uniosła brew. - Nasz najlepszy klient wrócił to cudowne.
- Laurie, jest ok.
Uśmiechnęła się.
- Dobrze, ale wiesz gdzie jestem. Zawsze mogę coś zorganizować jeśli byś chciał.
Kiwnąłem głową.
- Jaka miła z ciebie kobieta.
- Oh, przestań i bierz swój tyłek do środka. - uderzyła mnie w niego, a ja momentalnie się obróciłem.
Zapomniałem jak bardzo te miejsca są bezwstydne.
Szedłem korytarzem przy którym były same drzwi i słyszałem jęki bólu i przyjemności.
Zawsze mnie to podniecało kiedy tędy chodziłem.
Wszedłem do serca klubu i momentalnie się rozglądnąłem. Nie wiem czego konkretnie szukałem ale dalej się przypatrywałem.
Mój telefon zaczął wibrować, wyciągnąłem go i zobaczyłem wiadomość od Waliyhii. Westchnąłem.
"Potrzebuje więcej ubrań dla Allison. Niedługo przyjedziemy."
Przewróciłem oczami i odpisałem.
"Nie ma mnie w domu. Eve ci pomoże."
Wyłączyłem telefon, usiadłem przy barze i zamówiłem szklankę burbonu.
Zacząłem ją pić powoli, a alkohol przyjemnie palił moje gardło. Rozglądnąłem się i zobaczyłem dziewczynę którą myślałem, że nigdy więcej nie będę usiał oglądać.
Myślałem, że przyjście tutaj mi pomoże.
- Sir?
Usłyszałem głos za plecami i zmarszczyłem brwi.
- Abby?
- Dobrze znowu cię widzieć, sir. Jak się masz? - włosy opadły jej na twarz kiedy parzyła na podłogę.
- Możesz na mnie popatrzeć, Abigail.
Przeczesała włosy i nieśmiało na mnie zerknęła.
- U mnie dobrze, dziękuje.
Nie widziałem jej od kiedy detektyw Dwayne zrobił spotkanie moich wszystkich uległych w tym samym pokoju. Dupek.
Abby była tą posłuszną. Za bardzo perfekcyjna na kary.
- Chciałbyś zamówić prywatny pokój? - zaoferowała.
- Nie dziś Abby. - mruknąłem. - Możesz do mnie dołączyć jeśli chcesz.
Uśmiechnęła się.
- Dziękuje, sir.
Popatrzyłem na Abby i była trochę do niej podobna.
Były niewielkie podobieństwa, ale nikt nie może konkurować z moją piękną żoną. Ona ma wszystko czego mi potrzeba.
- Widzę, że nie znalazłaś nowego Pana? - zapytałem.
- Miałam go, ale nie zadowalał mnie. - powiedziała. - Nie tak jak ty, sir.
- Abby...
- Byłeś świetny.
Rozglądnąłem się po klubie, wszędzie można było zobaczyć pozycje z książek dziejące się zaraz obok nas.
Popatrzyłem na nią.
- Idź do pokoju i czekaj.
------
Kochani! Bardzo, ale to bardzo was przepraszam nie sądziłam, że tak wyjdzie ale miałam mnóstwo nauki i nie byłam w stanie przysiąść do tłumaczenia nawet na minutę. Mam nadzieje, że mnie nie zabijecie haha. Miłego czytania. Martyna xxx
Subskrybuj:
Posty (Atom)